XXIX niedziela zwykła rok „c”

Spread the love

Dziś w kościołach czytany jest list Księży Biskupów. Przejrzałem jednak moje wygłoszone kiedyś kazania, i okazuje się, że głosiłem 10 lat temu kazanie, do tekstów czytań mszalnych z XXIX niedzieli zwykłej. Warto czasem po 10 latach zobaczyć, co ziściło się lub nie z przepowiadania. Zapraszam do lektury:

 

Czy jednak Syn człowieczy znajdzie wiarę gdy przyjdzie?

 W 1976 roku kard. Wojtyła został poproszony o przeprowadzenie rekolekcji wielkopostnych dla Papieża Pawła VI oraz grona jego najbliższych współpracowników. Podczas jednej z konferencji mówiąc o konaniu Chrystusa w Ogrójcu, rekolekcjonista mówi o szansie, jaką mieli uczniowie Chrystusa, kiedy prosił ich by czuwali razem z nim. Chwilę później czyni refleksję nad tym czasem, kiedy jeden jedyny raz w historii świata człowiek mógł udzielić wsparcia swemu Bogu, i niestety tę szansę zaprzepaścił. Kardynał Wojtyła, nie przypuszczając zapewne, że już wkrótce on sam stanie się adresatem tych słów, snuje dalej rozważania o konieczności odzyskania tego straconego czasu, dopędzenia utraconej godziny by być z Chrystusem w godzinie jego męki w zmaganiu o odkupienie ludzi.

Patrząc jednak na minione dwadzieścia lat pontyfikatu Jana Pawła II, nie sposób nie stwierdzić, że z całą pewnością nie zapomniał on wypowiedzianych przez siebie słów, jest Papieżem, który liczy się z czasem, próbuje dopędzić stracony czas, by być z Chrystusem w czasie Jego zmagania o ?duszę świata?.

My jednak tej niedzieli, gdy oczy świata dalej skierowane są na Jana Pawła II a Chrystus kieruje do nas zaskakujące pytanie o to, czy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie po raz wtóry, zastanówmy się przez chwilę, czy dziś znów nie jesteśmy negatywnymi bohaterami w zmaganiu się duszę świata. Czy nie przesypiamy ?czasu naszego nawiedzenia?, czy nie marnujemy ?roku łaski?, na który Kościół w Polsce czekał od początku swego istnienia? Do wielu z nas nie dotarły jeszcze słowa, które wypowiedział zaraz po swoim wyborze: ?nie lękajcie się?. ?Otwórzcie drzwi Chrystusowi?.

Kiedy okazuje się, że dziś Następca świętego Piotra bardziej niż kiedykolwiek stara się by być z Chrystusem w zmaganiach o zbawienie świata, często w tym pędzie pozostaje sam, opuszczony przez nas, jego uczniów, tak jak Chrystus był opuszczony w godzinie swojej męki.

Po raz kolejny okazuje się, że prościej jest chwalić i wiwatować, a ciężej jest się samemu zaangażować. Nie trzeba być prorokiem, by widzieć, że czas pontyfikatu Jana Pawła II, to czas naszej szansy w kraju i na świecie, szansy na to, by ?Otworzyć drzwi Chrystusowi?, by nie popełnić błędów, których cały zachodni świat dziś już zaczyna wstydzić się i żałować. Czas jednak mija bezpowrotnie. Ojciec święty, choćby starał się jeszcze więcej niż obecnie, nie odwróci już faktu, że Apostołowie w godzinie trwogi i męki Chrystusa spokojnie spali, a potem pouciekali, każdy w swoją stronę.

Może się także zdarzyć, że Polskie dzieci, za lat kilka, kilkanaście, a może kilkadziesiąt czy kilkaset lat będą się uczyć z książek historii, nie tylko o Janie Pawle II, wielkim Polaku i Papieżu, ale także o nas, pokoleniu żyjącym w czasie jego pontyfikatu, które bezpowrotnie zmarnowało swoją szansę, pokoleniu, które po raz kolejny upojone momentem potęgi i chwały nie umiało spożytkować dnia, o którym nasi ojcowie nawet nie śmieli marzyć. Im jednak może już nie udać się dopędzić utraconej -tym razem przez nas- godziny.

Każdy z nas, bowiem ma swoje miejsce, rolę do spełnienia: w rodzinie, w Kościele w świecie. Każdy wreszcie ma na tej ziemi swój czas do zagospodarowania, do wykorzystania, czas, którego nie wolno nam zmarnować.

My zaś tak często zaganiani i rozproszeni patrzymy na wielkie dzieła Boże dokonujące się za naszych dni, i nie widzimy szansy danej nam przez Boga. Nie tylko nie potrafimy zatroszczyć się o losy Kościoła i świata, ale często zaniedbujemy nasze najbardziej podstawowe powołanie. To, które każda rodzina ma do spełnienia względem własnych dzieci. Często słyszy się narzekania na zachowanie, słownictwo i postawę dzieci i młodzieży, ale jakoś nikt nie stawia pytania, dlaczego tak jest? Nikt głośno nie mówi, że przecież to nie ich pokolenie wymyśliło kradzieże, rozboje, narkotyki i rozpustę. Choć rzeczy te istniały od dawien dawna, i również starszemu pokoleniu trudno przypisać ich autorstwo, to trzeba jednak zwrócić uwagę na to, że nikt nie rodzi się przestępcą, złoczyńcą czy rozpustnikiem.

Dziecko przychodzi na świat, jak biała karta, którą trzeba zapisać, wychować. Chce poznawać świat, i usamodzielniać się. Jeśli nie wychowa go dom, zrobi to ulica lub telewizja. Pytanie, więc o postawę młodego pokolenia, jest jednocześnie pytaniem o to, jak ich rodzice wykorzystali swój czas dany im przez Boga. Jeśli był to czas zmarnowany, jeśli zaniedbano najbardziej podstawowe powołanie rodzicielskie, często mamy do czynienia z faktem, że ktoś, choć pochodzi z dobrej rodziny, czy tzw. dobrego domu jest dzieckiem ulicy. Bo ulica go wychowała, nauczyła mówić takim, a nie innym językiem, zorganizowała mu czas, dała ?przyjaciół i znajomych?. Na dodatek jeszcze trudno za to winić dzieci czy młodzież. Oni okazali się zdolnymi uczniami, a to, że zamiast rodziców dostali innych ?nauczycieli? -czego widzimy dziś jedynie owoce- to przecież nie ich wina. Tego czasu też nie da się dopędzić i odrobić. Można tylko wzdychać i biadać nad postawą dzieci i młodzieży, ale jeśli pozostaniemy bezczynni ten lament będzie oskarżał nas samych.

By wymagać, trzeba samego siebie dać, Trzeba wytrwać by żyć tym, w co się wierzy. By uczyć tak żyć innych. Rodzina od wieków była miejscem przekazywania wiary. Dziś młody człowiek uważający się za wierzącego wielokrotnie potrafi wymienić nazwiska całych drużyn sportowych, zna życiorysy aktorów i aktorek, potrafi obsługiwać urządzenia, o których starsi nawet nie śnili, ale nie wie, w co wierzy.

Kiedy zaś przestaje się wierzyć w Boga, wierzy się we wszystko inne. Stąd też jest problem dzisiejszego człowieka, który zapomniał o Bogu, który mówi, że w Niego wierzy, ale nie potrafi o Nim nic powiedzieć. Nie potrafi wymienić najważniejszych prawd wiary, sakramentów świętych, a czasem nawet przykazań Bożych i Kościelnych. Sięga więc wielokrotnie do obcych nam kulturowo systemów filozoficznych, egzotycznych religii, czy wręcz do okultyzmu i satanizmu, by nie wspominać już osławionych wróżb i horoskopów, zachwycając się ich innością i odmiennością, i na tak zdobytych wiadomościach buduje swoją wiarę. Można by się więc zapytać: w co jeszcze wierzymy, jeśli odrzucamy to co sam Bóg powiedział nam o sobie i o nas, a ustalamy swoje dogmaty i hierarchie wartości. Odmawiamy Credo, ale nie rozumiemy go, a wystarczyło by czasem otworzyć Pismo święte, sięgnąć do katechizmu -nie koniecznie dopiero przy okazji pierwszej komunii własnego dziecka- czy nawet do katolickiego czasopisma lub rozgłośni, zamiast rozczulać się nad tysiąc którymś tam z kolei odcinkiem bezwartościowych seriali.

Czy jednak Syn człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie? To bardzo niepokojące zdanie wypowiedziane przez Chrystusa. Wielu z nas już nie tylko nie wie, w co wierzy, ale jeszcze bardziej nie wie komu wierzy.

W dzisiejszym drugim czytaniu słyszeliśmy przestrogę Apostoła Narodów skierowaną do Tymoteusza: ?Ty natomiast trwaj w tym, czego się nauczyłeś, i co Ci powierzono, bo wiesz od kogo się nauczyłeś… .? Czy dziś ktoś jeszcze tak mówi o Kościele? Czy nie słyszy się raczej komentarzy, podważających naukę Ewangelii głoszonej przez Kościół? Ile to razy niewygodną Prawdę Ewangelii nazywa się to ingerowaniem w życie prywatne, wtrącaniem się w politykę, czepianiem się, jak gdyby Ewangelia nie odnosiła się do całego naszego życia?

Iluż to katolików bardziej wierzy najbardziej przewrotnym kłamliwym brukowcom niż temu, czego naucza Ojciec Święty.

Kiedy Wychodzi nowa Encyklika każdy dziennikarz i polityk ma już tzw. ?swoje zdanie? na jej temat, choć nie zna i nie chce znać jej treści. Zasada takiego działania jest prosta: każdy może mieć rację: gazeta, radio telewizja, czasem nawet politycy, ale na pewno nie Ojciec Święty i Kościół.

Iluż to katolickich rodziców całymi miesiącami czy nawet latami nie zainteresuje się nawet tym, czy ich dziecko chodzi na religię, czego tam się uczy, i jak się zachowuje? Ilu innych, gdy są jakieś problemy zrzuci winę na księdza, czy katechetę, nawet nie biorąc pod uwagę, że to ich dziecko może być winne?

Ilu innych rodziców dla świętego spokoju pozwala swoim dzieciom na czytanie niemoralnych gazet, oglądanie nieodpowiednich programów, czy przebywanie do białego rana poza domem.

Tylko jeśli w ten sposób traktuje się swoje powołanie, to czy ma to jeszcze coś wspólnego z wiarą? Czy i w co jeszcze wierzymy? Czego nauczymy tych, którzy po nas przyjdą? Wiara przetrwała dwa tysiące lat przekazywana w dużej mierze w rodzinie i przez rodzinę. My otrzymaliśmy jeszcze ten dar od naszych rodziców, ale ?czy Syn człowieczy jeszcze znajdzie wiarę, gdy przyjdzie? po nas?

Amen

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Oblicz: * Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.