Miesięczne archiwum: listopad 2018

Największy święty

Pewna majętna wdowa stanęła po zakończeniu swojego żywota u wrót raju. Anioł sprawdził dokładnie personalia, wziął odpowiednie klucze do niebieskiego mieszkania i zaproponował odprowadzenie pod drzwi. Mijali po drodze piękne apartamentowce, od których kobieta nie mogła oderwać wzroku, przeszli przez uroczą dzielnicę domków jednorodzinnych, ale za każdym razem na jej pytanie, czy to tutaj, anioł smutno kiwał głową i za każdym razem odpowiadał, że jeszcze muszą iść dalej. Wreszcie stanęli na peryferiach niebieskiego Jeruzalem. Maleńkie mieszkanko w skromnej kamienicy wywołało u kobiety szok. „Aniele, czy tu się nie pomyliłeś? To niemożliwe? Całą wieczność w tym maleńkim mieszkaniu”. Anioł spuścił głowę i oddając klucze wyszeptał. „Bardzo m i przykro. Zatrudniliśmy najlepszych fachowców i staraliśmy się na miarę nieba, ale z tego co pani przysłała nam z ziemi, nie dało się niczego lepszego zbudować”.

Za nami uroczystość Wszystkich Świętych oraz wspomnienie wszystkich wiernych zmarłych. Miesiąc listopad skłania nas przynajmniej do chwili refleksji nad życiem i śmiercią. Także do refleksji nad świętością. Wielu ludzi żywi swoje osobiste nabożeństwo do którego ze świętych. Jednak jest taki święty, którego kult rozpościera się dalej, niż ktokolwiek mógłby sądzić. Uprawiają go świeccy i duchowni, różnych narodowości i godności. To święty spokój.

W imię świętego spokoju uciszani są ci, którzy mają odwagę nazywać rzeczy po imieniu, w imię świętego spokoju grzech podnosi swoje oblicze i wylega na ulice, w imię świętego spokoju człowiek krzywdzi człowieka, bo wie, że nikt się za pokrzywdzonym nie ujmie. W imię świętego spokoju w wielu krajach Zachodu zatriumfował genderyzm, homopropaganda, aborcjonizm i wszelkie odmiany cywilizacji śmierci. Dziś nie dziwią nas już opustoszałe tam kościoły, pozamieniane na bary, dyskoteki i meczety. Kult świętego spokoju ma się dobrze zresztą chyba nie tylko w chrześcijaństwie, choć pośród tych, co zowią siebie uczniami Mistrza z Nazaretu, ów kult wydaje się być namacalnym dowodem braków postępu w nauce.

Święty spokój sprawił, że słowa „nawracanie”, „apologetyka” czy „ewangelizacja” stały się zwiastunami grozy, słowami godnymi heretyków, bo niosącymi zagrożenie dla czci „największego ze świętych”. Kiedy spoglądamy na duchową walkę, jaką toczy wielu świeckich i duchownych, stających w szeregach obrońców normalności, przypominających słowa apostołów, budzących z letargu ospałych i tych, którzy wciąż jeszcze pamiętają, że Kościół trwa już lat dwa tysiące i spośród świętych wyniesionych na chrystusowe ołtarze trudno odnaleźć tych, którzy żywili gorliwe nabożeństwo do świętego spokoju, zaczynamy stawiać sobie kilka prostych pytań.

Czy Ty, święty Janie Pawle II musiałeś mówić o wierze w Chrystusa? Czy warto było zło złem nazywać i wołać w tych radykalnych słowach, że naród, który zabija swoje własne dzieci, jest narodem bez przyszłości? Czy musiałeś krzyczeń na ojczystej ziemi tak, że prasowe tytuły, przed którymi drżą dziś świeccy i duchowni poddały Cię krytyce i nawet wyliczały, ile trzeba zapłacić za twoje wizyty? A Ty, błogosławiony Jerzy, czemuś nie chciał jechać na studia do Rzymu? Wiedziałeś, co cię czeka, wiedziałeś, że ci nie odpuszczą, ale tyś musiał swoje trzy grosze wrzucić mącąc święty spokój. Biskupie Stanisławie, patronie naszej ojczyzny, co Ci przyszło do głowy, by iść na starcie z królem? Trzeba było się spotkać, dać zaprosić na wino, a tyś dla wieśniaków i kilku zbiegłych rycerzy naraził na szwank dobre imię krakowskiego biskupstwa. I po co to było? Nie miłe ci było życie? A ty, Maksymilianie? Nie pomyślałeś, że warto było żyć, dla tych co zostali przy życiu? Modlić się, rozgrzeszać i w sercu nieludzkiego obozu liczyć, że jakimś cudem przeżyjesz, że nie pisana ci męka?

Święci i błogosławieni, co z wami jest nie tak?! Gdzie miłość i cześć dla świętego spokoju? Wasze istnienie jest dziś dla nas wyrzutem. Skargą na nasze milczenie, na uległość, brak wiary. Wasz radykalizm przeraża nas słabeuszy, milczących w zamian za ułudę zaszczytów, za kilka lat świętego spokoju.

Co czeka nas przy spotkaniu z Wami, co zastaniemy tam w niebie? Czy z tego, co tu z ziemi tam żeśmy wysłali starczy nam choćby na lepiankę na peryferiach nieba?