„Nie ma wolności dla wrogów wolności„, powiedział ongiś przywódca jakobinów, Louis de Saint – Just. W dziedzictwie Rewolucji Francuskiej, której do dziś symbolem i narodowym świętem Francji pozostaje zburzenie Bastylii, pojęcia takie jak wolność, prawa człowieka czy wolność słowa mogą łatwo wprowadzić nas w błąd. Co innego bowiem rozumiemy pod tymi słowami my, którzy dzięki chrześcijaństwu rozumiemy, że godność człowieka przynależy każdemu, co innego wyznawcy różnych ideologii, którzy świat podzieli na ludzi, podludzi, nieludzi itp. Ideologii, które wytoczyły w historii całe morze krwi.
Jak wyglądały narodziny „wolności, równości i braterstwa„? François-René de Chateaubriand opisał to następująco: „Wśród morderstw oddawano się orgiom, jak podczas zamieszek w Rzymie za Otona i Witeliusza. W dorożkach paradowali ?zdobywcy? Bastylii, szczęśliwi pijacy ogłoszeni zwycięzcami w szynkach; ich eskortę stanowiły prostytutki i sankiuloci, którzy zaczynali już rządzić. Przechodnie z czcią strachu odkrywali głowy przed tymi bohaterami, z których kilku wskutek wyczerpania nie przeżyło triumfu. Mnożyły się klucze do Bastylii; rozsyłano je do wszystkich liczących się głupców na cztery strony świata.”
Gdy poranek odsłonił „ohydę spustoszenia„, trzeba było tworzyć mit. „Przywódcy lewicy ? pisze Pierre Gaxotte ? „wnet użyli wszelkich środków, ażeby popełnione zbrodnie przedstawić jako czyny bohaterskie i w ten sposób usprawiedliwić podżegaczy. Legenda o Bastylii zrodziła się w cztery godziny po jej zdobyciu. I oto 15 lipca rentierzy paryscy, którzy obudzili się rano zawstydzeni i zaniepokojeni z powodu ustąpienia przez siebie pola mordercom, dowiedzieli się nagle, że nigdy nie było żadnych morderców, że cały naród powstał dla obrony wolności i że zabójstwo de Launay?a i de Flesselles?a stanowiło po prostu wzniosły objaw wszechwładnej sprawiedliwości narodowej.„
Tak było kiedyś, gdy rodziły się mechanizmy niegodziwości powielane do dziś z lubością i rozkoszą przez duchowych synów i córki spuścizny Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Mit wolności, praw człowieka i rzekomego braterstwa wykreowany w tamtych czasach zbiera do dziś ogromne żniwo. Do dziś, jedni, nawet przyłapani na gorącym uczynku, mogą od razu liczyć na sowicie opłacanych obrońców, inni, bez sądu i procesu, bez prawa do obrony na skutek zwykłego pomówienia mogą zostać publicznie zlinczowani i zniszczeni. Jedni jedynie „mijają się z prawdą„, inni, wystarczy że mają cywilną odwagę mówić o znanych sobie faktach, stają się „kłamcami„, „siejącymi nienawiść” ect. Do dziś, jedni mogą w majestacie prawa publicznie znieważać największe świętości, takie jak Pismo Święte, krzyż, tłumacząc to „wolnością twórcy„, inni, za to, że „nie skorzystali z okazji, aby siedzieć cicho„, nazywani są określeniami, które w normalnych okolicznościach podpadały by pod paragraf. Czemu zatem często nie podpadają?
Dzieje się tak dlatego, ponieważ żyjemy w czasach starcia cywilizacji, jak mówił święty Jan Paweł II, czasach starcia pomiędzy cywilizacją życia, a cywilizacją śmierci. Ludzie wierzący, zwłaszcza katolicy, dla wielu piewców moralnego zepsucia są „wrogami wolności„. Nie stosuje się więc względem nich żadnych praw. Domniemanie niewinności? A skądże! Prawo do obrony? Niech ktoś spróbuje! „Żadnej wolności dla wrogów wolności„! Oto niepisana odpowiedź naszych oponentów na nasze niepisane pytania i wątpliwości. „Żadnych złudzeń Panowie, wy będziecie następni. Już po was idziemy…„, zdaje się mówić głos historii tym, którzy myślą że w czasach próby milczeniem i ustępstwami kupią swoje bezpieczeństwo. Beniamin Franklin powiedział kiedyś „Gdy dla tymczasowego bezpieczeństwa zrezygnujemy z podstawowych wolności, nie będziemy mieli ani jednego, ani drugiego.” Cóż zatem robić, gdy krzyk nienawiści zdaje się być główną siłą cywilizacji śmierci? Odpowiedź znajdziemy w Ewangelii: „Gdy więc to wszystko zacznie się dziać, nie traćcie nadziei, ponieważ wasze ocalenie będzie bliskie!” Łk 21,28