Miesięczne archiwum: wrzesień 2016

Mechanizmy niegodziwości

Nie ma wolności dla wrogów wolności„, powiedział ongiś przywódca jakobinów, Louis de Saint – Just. W dziedzictwie Rewolucji Francuskiej, której do dziś symbolem i narodowym świętem Francji pozostaje zburzenie Bastylii, pojęcia takie jak wolność, prawa człowieka czy wolność słowa mogą łatwo wprowadzić nas w błąd. Co innego bowiem rozumiemy pod tymi słowami my, którzy dzięki chrześcijaństwu rozumiemy, że godność człowieka przynależy każdemu, co innego wyznawcy różnych ideologii, którzy świat podzieli na ludzi, podludzi, nieludzi itp. Ideologii, które wytoczyły w historii całe morze krwi.

Jak wyglądały narodziny „wolności, równości i braterstwa„? François-René de Chateaubriand opisał to następująco: „Wśród morderstw oddawano się orgiom, jak podczas zamieszek w Rzymie za Otona i Witeliusza. W dorożkach paradowali ?zdobywcy? Bastylii, szczęśliwi pijacy ogłoszeni zwycięzcami w szynkach; ich eskortę stanowiły prostytutki i sankiuloci, którzy zaczynali już rządzić. Przechodnie z czcią strachu odkrywali głowy przed tymi bohaterami, z których kilku wskutek wyczerpania nie przeżyło triumfu. Mnożyły się klucze do Bastylii; rozsyłano je do wszystkich liczących się głupców na cztery strony świata.”

Gdy poranek odsłonił „ohydę spustoszenia„, trzeba było tworzyć mit. „Przywódcy lewicy ? pisze Pierre Gaxotte ? „wnet użyli wszelkich środków, ażeby popełnione zbrodnie przedstawić jako czyny bohaterskie i w ten sposób usprawiedliwić podżegaczy. Legenda o Bastylii zrodziła się w cztery godziny po jej zdobyciu. I oto 15 lipca rentierzy paryscy, którzy obudzili się rano zawstydzeni i zaniepokojeni z powodu ustąpienia przez siebie pola mordercom, dowiedzieli się nagle, że nigdy nie było żadnych morderców, że cały naród powstał dla obrony wolności i że zabójstwo de Launay?a i de Flesselles?a stanowiło po prostu wzniosły objaw wszechwładnej sprawiedliwości narodowej.

Tak było kiedyś, gdy rodziły się mechanizmy niegodziwości powielane do dziś z lubością i rozkoszą przez duchowych synów i córki spuścizny Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Mit wolności, praw człowieka i rzekomego braterstwa wykreowany w tamtych czasach zbiera do dziś ogromne żniwo. Do dziś, jedni, nawet przyłapani na gorącym uczynku, mogą od razu liczyć na sowicie opłacanych obrońców, inni, bez sądu i procesu, bez prawa do obrony na skutek zwykłego pomówienia mogą zostać publicznie zlinczowani i zniszczeni. Jedni jedynie „mijają się z prawdą„, inni, wystarczy że mają cywilną odwagę mówić o znanych sobie faktach, stają się „kłamcami„, „siejącymi nienawiść” ect. Do dziś, jedni mogą w majestacie prawa publicznie znieważać największe świętości, takie jak Pismo Święte, krzyż, tłumacząc to „wolnością twórcy„, inni, za to, że „nie skorzystali z okazji, aby siedzieć cicho„, nazywani są określeniami, które w normalnych okolicznościach podpadały by pod paragraf. Czemu zatem często nie podpadają?

Dzieje się tak dlatego, ponieważ żyjemy w czasach starcia cywilizacji, jak mówił święty Jan Paweł II, czasach starcia pomiędzy cywilizacją życia, a cywilizacją śmierci. Ludzie wierzący, zwłaszcza katolicy, dla wielu piewców moralnego zepsucia są „wrogami wolności„. Nie stosuje się więc względem nich żadnych praw. Domniemanie niewinności? A skądże! Prawo do obrony? Niech ktoś spróbuje! „Żadnej wolności dla wrogów wolności„! Oto niepisana odpowiedź naszych oponentów na nasze niepisane pytania i wątpliwości. „Żadnych złudzeń Panowie, wy będziecie następni. Już po was idziemy…„, zdaje się mówić głos historii tym, którzy myślą że w czasach próby milczeniem i ustępstwami kupią swoje bezpieczeństwo. Beniamin Franklin powiedział kiedyś „Gdy dla tymczasowego bezpieczeństwa zrezygnujemy z podstawowych wolności, nie będziemy mieli ani jednego, ani drugiego.” Cóż zatem robić, gdy krzyk nienawiści zdaje się być główną siłą cywilizacji śmierci? Odpowiedź znajdziemy w Ewangelii: „Gdy więc to wszystko zacznie się dziać, nie traćcie nadziei, ponieważ wasze ocalenie będzie bliskie!” Łk 21,28

Stąd jest najbliżej do nieba

Fot. - Taiga, Fotolia.com
Fot. – Taiga, Fotolia.com

Kilka lat temu taki właśnie tytuł nadałem jednej z publikacji, która opowiadała o najwyżej położonej wiosce w Polsce, a mianowicie Koniakowie. Do stron rodzinnych wraca się z sentymentem, i choć posługuję kapłańską pełnię dziś w archidiecezji lubelskiej, to od dwudziestu lat praktycznie nie miałem urlopu, żeby nie spędzić tam choć kilku tygodni. To w Koniakowie odprawiłem jedną z mszy św. prymicyjnych i w Koniakowie dzięki życzliwości Księdza Proboszcza wygłosiłem ostatnie rekolekcje wielkopostne, n.in. dotyczące grzechów cudzych.

To właśnie świadomość tego, że milczenie też jest rodzajem wypowiedzi, skłania mnie do napisania tych kilku prostych zdań. Słów poświęconych ludziom, od których tak wiele się nauczyłem i którym tak wiele zawdzięczam.

Choć Koniaków był zawsze bardzo bliski mojemu sercu, dziś bardziej niż kiedykolwiek czuję się mieszkańcem Koniakowa. Tak, dziś w sposób szczególny jestem z Koniakowa. W chwilach, kiedy poniewierana jest religijność ludzi, którzy także dla mnie niejednokrotnie stanowili wzór i przykład miłości Boga i bliźniego, milczenie o tej parafii, o chwilach spędzonych z jego duszpasterzami, o życzliwości i chrześcijańskiej miłości, byłoby zwyczajnym grzechem cudzym…

Nie spotkałem nigdy tak wzorowej drużyny ministrantów, tak oddanych Bogu i Kościołowi parafian, jak mieszkańcy tej górskiej miejscowości. Przez dwadzieścia lat moje urlopy przypadały głównie w czasie dyżuru Księdza Proboszcza. Zresztą wiele razy prosił mnie, by jeśli mam wybór, przyjeżdżać kiedy on jest na parafii, bo wtedy mogę mu pomóc. Kiedy czytam dziś medialne sensacje, najpierw ogarnia mnie pusty śmiech, a potem współczucie i trwoga.

Spędziłem tam wiele czasu, bywałem całymi godzinami na plebanii, rozmawiałem z niejednym wikariuszem i mieszkańcem Koniakowa. Nie spotkałem nigdy, i piszę to pełen świadomości, nigdy plączących się dzieci czy młodzieży po plebanii. Tym może nawet różnię się z Księdzem Proboszczem, że mój dom parafialny, jest otwarty. Zresztą wielu przestrzega mnie, że kiedyś to się dla mnie źle skończy, że ktoś może wytoczyć przeciw mnie najbardziej ohydne pomówienia, bo młodzież plącząca się po plebanii, to przecież doskonały pretekst do jakichkolwiek pomówień, ale jak się okazuje, nawet gdyby pozamykać drzwi na klucz, jak pokazuje przykład ostatnich dni, też można zostać zlinczowanym, bez procesu, bez prawa do obrony i nawet bez osobistego postawiania zarzutów przez rzekomą ofiarę…

Wiele razy nawet z młodzieżą bywałem w Koniakowie i nie ukrywałem, że nie przywiozłem ich na wycieczkę w góry, ale przywiozłem im pokazać wiarę prostą, jak Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo szeptane przez polskich górali, wiarę ofiarną, jak ostatni grosz, rzucany do puszki kenijskiemu Księdzu, który prosił o datki, aby w ubogiej Afryce zbudować dzieciom szkołę, duszpasterzy wrażliwych na potrzeby innych, jak Ksiądz Proboszcz, który potrafił oddać ks. Patrickowi z Kenii całą swoją pensję, a gdy ten wzbraniał się, powiedział do mnie: „przetłumacz mu, że to na bilet, bo oni mają trudniej niż my…”.

Są sprawy, które doczekają się sprawiedliwości dopiero na tamtym świecie, ale już tu, na ziemi wszyscy znamy na pewno świętych i grzeszników. Świeckich i duchownych. Przez owe dwadzieścia lat, mimo całych godzin rozmów, nie usłyszałem nawet jednej anegdoty o zabarwieniu erotycznym od Proboszcza z Koniakowa, nigdy ja, dorosły człowiek i ksiądz, więc można by powiedzieć „swój”, nie byłem namawiany do picia alkoholu. Pamiętam za to piękne wywody o muzyce, śląskich zwyczajach i świętach spędzanych na wzór rodzinnego domu. Takiego poznałem i takiego pamiętam Księdza Jerzego.

On sam na pewno ma wielu przeciwników, a pobożność śląskich górali niejednemu była i jest solą w oku. Owszem, wiele rozwiązań gospodarczych, duszpasterskich czy logistycznych  jakie stosował w Parafii, sam nigdy bym nie wprowadził, a nawet rzec by można, dziś sam jako proboszcz robię wiele rzeczy dokładnie odwrotnie. Zwyczajnie styl posługi, jakiej sam się oddaję i jaką mam we krwi, jest bardziej spod znaku zwykłych butów papieża Franciszka niż spod majestatu tiary dawnych papieży. Bóg to będzie sądził nie ja, i mam nadzieję że i mnie Bóg, a nie mass media kiedyś osądzą. Wiem, że tym głosem rzucam na szalę wszystko, na co pracowałem, i co jeszcze przede mną. Siła mediów jest porażająca. Ostatnimi czasy jej potęgi w pozytywnym znaczeniu doświadczyłem i ja i moja parafia. Wiem, że teraz tysiące „lajkujących” moje wpisy może zastąpić tysiące hejterów, kreując mnie na potwora, który ma czelność zabierać głos w sprawie, w której dla wielu już wszystko jest jasne i wiadome.

Zanim więc zostanie mi odebrane prawo do kilku prostych zdań, świadomie dokańczam mój wpis. W głowie kołaczą mi się słowa znanej piosenki, o latach słusznie minionych i kapłanie, którego kreowano na wroga proletariatu a jego msze nazywano seansami nienawiści…

Mieli się przecież nienawidzić

Mieć oczy zamknięte, niewiele wiedzieć

To megafony miały im mówić

Kogo kochać i z kogo szydzić

Mieli walczyć o kawałek chleba

I jak pomniki czekać, a świtem

Już cichym tłumem ruszyć do pracy

I strach ukoić wódki łykiem

 

Ref: Uciszcie tego księdza, wiecie, co macie robić

Uciszcie, uciszcie

 

Mieli w pochodzie iść ze sztandarami

Na znak do kamer się uśmiechać

Nowym korytem wytyczonym

Popłynąć szarą, równą rzeką

Miało tak przecież być do końca

Bez opium dla ludu i tej choroby

Jakichś nonsensów o wolności

Która im tylko mąci w głowie

 

Ref: Uciszcie tego księdza, wiecie, co macie robić

Uciszcie tego księdza, przecież wiecie, jak to się robi

Uciszcie tego księdza, wiecie, co macie robić

Uciszcie, uciszcie

 

Mieli się przecież nienawidzić

Mieć oczy zamknięte, niewiele wiedzieć

Jak to się stało, że kamienie

Mogły w modlitwę się zamienić …

 

Dziś kamienie pogardy kierowane pod adresem Koniakowian i naszego Proboszcza też muszą zamienić się w modlitwę. To jej najbardziej potrzebują mieszkańcy i Ksiądz Proboszcz. Choć rozum stawia i stawiał będzie parę prostych pytań. Chociażby o to, jaki związek ma wywołanie tego skandalu TERAZ z rozpoczętą parę dni temu ogólnopolską akcją zainicjowaną przez środowiska homoseksualistów pod hasłem „przekażcie sobie znak pokoju”, o której napisali Księża Biskupi, że katolik nie może się w nią angażować? Akcją, która stwarza poważne niebezpieczeństwo, że wierni ulegną dezorientacji co do nauki Kościoła na temat grzechu sodomskiego? Dlaczego rzekoma ofiara udziela wywiadu, a kto inny składa doniesienie do prokuratury na podstawie nie faktów, ale prasowych doniesień? Ilu z dziennikarzy szukających sensacji w Koniakowie wychodzi ze znanego w polskich mediach założenia, że „prawda została już ustalona i żadne fakty jej nie zmienią?”. Prawa do tych pytań, nikt nam nie odbierze…

W każdym razie, pozostając wierni Bogu i Kościołowi, zjednoczeni na modlitwie i dający świadectwo prawdzie, sprawimy z Bożą pomocą, że wciąż, mimo wysiłków wielu wrogów Kościoła, z Koniakowa wciąż będzie najbliżej do nieba…