„To moje prawo i mój własny wybór, więc nic ci do tego, zdziwaczały starcze! Przede mną przyszłość, świat, miasto i zabawa, więc nie dziw się temu, że właśnie opuszczam to nędzne poletko! Biorę, co do mnie należy i więcej tu nie wrócę. Zapamiętaj sobie na koniec, że nic ci do mojej wiary, i nic do mych decyzji! To tylko moja sprawa! Na pewno świat będzie dla mnie bardziej od ciebie łaskawy, i nie każe się spowiadać z mojego własnego wyboru.”
Zamilkli, oglądając się z niedowierzaniem za siebie przechodnie, świadkowie tej sceny, nie mogąc pojąć tego, co właśnie usłyszeli. Posmutnieli sąsiedzi ojca i jego przyjaciele, nie mając odwagi współczuć ni wypominać wymagań oraz wychowania, które staruszkowi ongiś podyktowały przecież wersety Świętej Księgi.
Nawet pokój dziecinny, który opustoszał zdawał się milczeć, nie chcąc się wymądrzać, i choć on jeden mógłby śmiało przywołać znane nie od dziś powiedzenie „a nie mówiłem”, wolał w milczeniu zastygnąć, czekając aż pan domu wyznaczy mu lada chwila nowego mieszkańca.
Tymczasem staruszek ojciec zamknął dziecinną bawialnię, spojrzał gdzieś hen daleko, gdzie chwilę temu zniknęło marnotrawne dziecko, westchnął do Pana Niebios i wyszeptał modlitwę, jaką znał i wymawiał z twarzą skrytą w swych dłoniach, w momentach najtrudniejszych swojego żywota:
„O Panie, racz wejrzeć na mnie, sługę niegodnego, i pozwól raz jeszcze postąpić wedle słów Świętej Księgi. Daj mi poznać w sercu, gdzie chcesz mnie zaprowadzić i pozwól się przygotować na to, co ma niechybnie nadejść. Daj proszę mi poznać, jak bardzo diabeł skusił serce dziecka i jak bardzo dopuścisz, by zostało splamione niegodziwością, kłamstwem, szaleńczą beztroską a może nawet grzechem Absaloma, lub naiwnym tańcem młodziutkiej Salome? Czy powinienem jak Dawid, z gronem swych wiernych druhów spodziewać się, że już wkrótce synowie Gery będą miotać przekleństwa, próbując na nowo budzić demony przeszłości? A może jak w przypadku odważnego proroka o losie mym przesądzi taniec naiwnej Salome?”
Dzień właśnie się już chylił ku swemu zachodowi, ostatnie światła gasły, czekając, aż za parę godzin zbudzi je po dwakroć głośne pianie koguta. I tylko święta Księga zdawała się gorączkowo szukać kolejnych wersetów, na umocnienie w staruszku ojcu wiary w świętą moc przebaczenia. Spojrzał więc na księgę, zerknął na pustą drogę i smagany jesienno zimowym wiatrem, powrócił do domu, wiedząc, że jeśli nawet po ludzku to będzie niemożliwe, to wciąż „wszystko może w Tym, Który nas umacnia”. Teraz więc nie pora wpatrywać się w pustą drogę, teraz jest czas powrotu do codziennych zajęć. Czas modlitwy codziennej o to, by gdy już dziecko zasmakuje strąków ze świńskiego koryta, gdy z poobijanym sercem wciąż jeszcze nie wolnym od pychy, wróci skopane przez życie i wypowie zaklętą regułkę, nie wierząc samemu do końca w jej głębokie znaczenie, staruszek z sercem wypełnionym po brzegi żalem, wtedy jeszcze pamiętał, co mu objawił Najwyższy: „Wystarczy ci mojej łaski”, wystarczy, więc póki co, walcz dalej o innych, a Ja będę wciąż walczył o ciebie.