Miesięczne archiwum: październik 2014

Lewacka „mowa miłości”

Fot - ? ra2 studio
Fot – ? ra2 studio

Ktoś powiedział, że nadzieja umiera ostatnia. Jednak owa agonia zaczyna się, gdy umiera rozum. Lewacka propaganda nazywa nienawiścią obronę rodziny i małżeństwa. Obrzydzanie i profanowanie najświętszych dla chrześcijan wartości – sztuką. Kiedy mamy do czynienia z jawną demoralizacją wbrew obowiązującemu prawu, które im przeszkadza, mówi o sumieniu, gdy w imię sumienia np. lekarz odmawia udziału w zbrodni, mówi …o konieczności przestrzegania prawa i zwalnia z pracy za …sprzeciw sumienia. Kiedy ludzie wierzący praktykują swoją wiarę, mówią o zabobonie wbrew nauce, gdy przypomina się im o udowodnionej naukowo roli układów np. rozrodczego, pokarmowo – wydalniczego oraz o tym, że z naukowego punktu widzenia życie zaczyna się w momencie poczęcia, podnoszą wrzask, że każdy ma „swoją prawdę”, czyli może wierzyć w co chce. Gdy chcemy aby w przestrzeni publicznej była tradycja i religia, podnoszą larum, że dzieje się im krzywda, bo to z ich podatków, a oni się na to nie godzą. Kiedy mówimy, że nie ma zgody, aby z podatków większości były promowane treści, z którymi większość się nie zgadza, wrzeszczą o dyskryminacji.

Lewacy lubią dużo mówić o wolności. W imię tej „wolności”  wprowadzili w Europie przymusową demoralizację, gdzie urzędowo zmuszają nawet dzieci uczące się w szkołach wyznaniowych do udziału w obowiązkowych pogadankach z pederastami, w UK próbują zmusić katolickie ośrodki adopcyjne do oddawania dzieci w ręce sodomitów, w USA żądają od chrześcijańskich pracodawców finansowania ubezpieczeń z pakietem aborcyjnym i antykoncepcyjnym, zaś szpitale do wykonywania tych barbarzyńskich praktyk. Kiedy uświadamia się społeczeństwo, że aborcja to masakrowanie nienarodzonego dziecka,  najpierw wmawiają, że to nie dzieci a później wytaczają procesy, gdyż jest to ponoć zbyt drastyczne, demoralizujące i ….nie okazuje szacunku ludzkim szczątkom. Za to ich profile pełne są apeli o humanitarne traktowanie zwierząt, obfitują w obrazki okaleczonych stworzeń, bo …to zwraca uwagę i uwrażliwia społeczeństwo. Gdy przypomina się słowa Pisma Świętego, gdzie napisane jest że homoseksualizm to zboczenie Rz 1,27 zaczynają narzucać nam swoją interpretację słów Ojca Świętego i wypowiedzi ludzi Kościoła. Cóż, już Zagłoba mawiał: „ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni”.

To jest wolność lewicowych ideologii? Rodem z książek G. Orewlla. Więc póki co, mam nadzieję że zanim ISIS pościna nam głowy za szerzenie dewiacji przez ludzi Zachodu, zdrowa część społeczeństwa zrobi jeszcze z nich użytek i zablokuje owe chore pomysły. Zaś co do  zwolenników lewicowych i lewackich, genderowych, „zielonych” i innych ideologii, mam propozycję: wrzeszczcie sobie do woli o nienawiści, dyskryminacji i braku tolerancji. Czas potraktować lewacką propagandę jak chorego człowieka, którego umieszcza się w pokoju dźwiękoszczelnym, żeby mu przeszło, by w międzyczasie ani sobie ani nikomu innemu nie zrobił krzywdy. Cóż, pasowałoby na koniec zapytać, „Jak żyć Lewacy, jak żyć?”, ale nie zapytam, bo wiem co w imię Waszej „mowy miłości” odpowiecie: „krótko”!

Największemu z Polaków

Ze Świętym Janem Pawłem IIDziś dzień papieski. Kolejny w polskim Kościele. Ustanowiony w czasie, gdy papieżem był święty Jan Paweł II. Jak dziś go przeżywamy? Jak wspominamy świętego, którego tylu z nas na własne oczy widziało, tylu słuchało jego słów i kazań, tulu mogło się osobiście spotkać z nim chociaż przez chwilę?

Starsi zapewne pamiętają, jak szesnastego października 1978 roku, Polska pozbawiona wolności usłyszała wiadomość, w którą aż trudno było uwierzyć. Oto w pamiętnym roku dwóch konklawe, po tak wielu latach, gdzie papieżem zawsze zostawał kardynał z Italii, zabrzmiała słynna łacińska formuła ?habemus papam?, z polsko brzmiącym nazwiskiem Karola Kardynała Wojtyły. Polak na Watykanie! Mamy papieża Polaka! Bóg wejrzał na nasz naród i postanowił wywyższyć tak bardzo. Gdzieś w naszej ludzkiej pamięci do dziś wciąż odnajdujemy te chwile. Przypominamy sobie, co robiliśmy wtedy. Kto przyniósł nam tę wieść radosną, co wówczas wszyscyśmy czuli.

Wielu pamięta zapewne jego pierwsze słowa, które do dziś nie straciły nic ze swojego znaczenia: ?Non abbiate paura! ? Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Drzwi państw i narodów. Systemów politycznych i ekonomicznych! Nie lękajcie się!?

Później było już coraz więcej tych nadzwyczajnych momentów, kiedy czuliśmy się dumni, że mamy papieża. Któż nie pamięta jego pierwszej pielgrzymki i bierzmowania dziejów! ?Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi?. I Zstąpił, w sposób nie mniej spektakularny, niż tam w wieczerniku, gdy zgromadzeni uczniowie razem z Matką Bożą zostali napełnieni ?mocą pochodzącą z wysoka?. Czy nie przeżywaliśmy jakiegoś uniesienia? Czy nie wydawało się nam, że kiedy się zjednoczymy, gdy Bóg nam pobłogosławi, to ?choćby nad nami wojska latające, nas nie zatrwożą?? Czy kiedy dziś wspominamy świętego papieża Polaka, nie przypomina nam się czarnobiały obraz ze starego telewizora, gdy polscy robotnicy zawiesiwszy na bramie stoczni jego portret upomnieli się o wolność dla zniewolonego narodu? Żyliśmy przecież w błogosławionych czasach, gdy na własne oczy i uszy mogliśmy widzieć i słyszeć, że ewangeliczne wezwanie, aby zło dobrem zwyciężać nie jest utopią, lecz kryje się za nim przeogromna moc, która sprawia, że dłonie złożone do modlitwy potrafią wywalczy i osiągnąć więcej, niż pięści zaciśnięte do walki.

Jakże trudno w to wierzyć, jak trudno było nam także wówczas mieć ufność i wiarę, gdy ręka zamachowca na placu świętego Piotra oddała, jak powiedział później sam zamachowiec, śmiertelne strzały, które nie wiedzieć dlaczego, otarły się o miejsca w organizmie papieża, naruszenie których oznaczało pewną śmierć, ale ich nie uszkodziły, zachowując Jana Pawła II przy życiu. Może waśnie dlatego, że jeszcze wówczas ani my jako naród, ani świat podzielony żelazną kurtyną, nie bylibyśmy w stanie uwierzyć, w to, co powiedział później papież: ?jedna ręka strzelała, ale inna niosła kulę?.

Tak, nabożeństwo do tej, ?co Jasnej broni Góry i w Ostrej świeci bramie?, było przecież zgodne z jego papieskim zawołaniem: ?totus tuus? ? Cały Twój?. Cały Twój, Maryjo wyznawał sam św. Jan Paweł II i uczył także nas, kiedy odebrano nam nadzieję, że u jej tronu, tam w Częstochowie ?zawsze czuliśmy się wolni?. Ilekroć nawiedzał ojczyznę, tyle razy chciał udawać się tam, przed cudowny obraz, gdzie królowała ta sama Pani, której inny cudowny obraz musiał mieć przecież ciągle przed oczyma, od dziecięcych lat, kiedy jego ojciec, po stracie matki pokazał na Panią w Kalwaryjskim wizerunku i powiedział: ?Karolu, teraz to jest Twoja mama.?

Dziś wspominając tamte chwile, przywołując w pamięci jego pontyfikat, czujemy, że każdy z nas zapamiętał go mimo wszystko na swój własny sposób. Jedni, sięgając do jego pism i dokumentów, odkrywają na nowo głębię jego myśli. Inni, będą do śmierci pamiętać łzę, która niepostrzeżenie spłynęła po policzku, gdy udało się choć przez chwilę dotknąć jego dłoni, spojrzeć mu głęboko w oczy podczas zagranicznej pielgrzymki, lub może już teraz, po beatyfikacji i kanonizacji otrzymać od Boga jakąś szczególną łaskę za jego wstawiennictwem.

Dziś mija już dziesiąty rok od czasu jego śmierci, i trzydziesty szósty od jego wyboru na stolicę Piotrową, zaś kiedy mówimy Jan Paweł II, poprzedzamy te słowa przymiotnikiem ?święty?. Żyliśmy w szczególnych czasach, ale to też oznacza, że mamy dług do spłacenia. Nawet nie względem niego, raczej względem Boga, za to też dał nam świętego. Mamy też dług do spłacenia za dar otrzymanej wolności, aby pokolenie, które na świat przyszło już po jego śmierci nigdy nie zapomniało, że wolność jest nam nie tylko dana, ale jest zadana. To zaś szczególne zadanie można bezbłędnie wykonać, gdy będziemy tak jak on nas uczy, wymagać od siebie nawet wtedy, gdyby inni od nas nie wymagali.

Od tamtej chwili, gdy wiatr wiejący w czasie jego pogrzebu, zamknął symbolicznie księgę jego życia, zaczął się czas pisania nowych rozdziałów przez pokolenie nazwane jego imieniem. Teraz czas na nas! Czas, by całym życiem nieść przesłanie życia i nauki największego z rodu Polaków. Czas, by pokazać spoganiałemu światu, że warto mieć nadzieję i nie wolno się lękać. Byleby iść za Chrystusem i kochać Jego Matkę, a wówczas razem ze świętym jeszcze się spotkamy, gdy Król Wszechświata i Pan ludzkich dziejów zaprosi nas do stołu na swoją wieczną ucztę.

Dla mojej uczennicy

Fot ? ruslan1117 - Fotolia.com
Fot ? ruslan1117 – Fotolia.com

Powiadają, że kiedy staniemy przed Panem Bogiem na sądzie, przeżyjemy potrójne zaskoczenie. Po pierwsze, zaskoczy nas, że tam, gdzie przypadnie nam spędzić wieczność nie spotkamy tych, których spodziewamy się tam zastać. Po drugie, że spotkamy tam tych, których nigdy byśmy się nie spodziewali tam zastać i po trzecie, największe zaskoczenie spotka nas poprzez to, …gdzie sami trafimy.

Powiedzenie to znane, ale wielokrotnie życie sprawia nam różne niespodzianki. Otóż aby nie być gołosłownym, przytoczę przykład rodem z gimnazjum (a jakże!). Jako że w liturgii Kościoła przeżywamy dziś wspomnienie Matki Bożej Różańcowej, postanowiłem sobie od samego rana, na rozpoczęcie każdej z katechez odmówić wraz z młodzieżą dziesiątek różańca. Nie mówiłem im wcześniej o tych planach i nie spodziewałem się, że będą mieli przy sobie różańce, choć przecież wyjątki zawsze mogą się zdarzyć. Jak w każdej szkole i każdej klasie są przecież uczniowie bardziej i mniej wierzący, bardziej i mniej religijni. Spoglądałem więc przez wszystkie lekcje, czy oby u tych najspokojniejszych, identyfikujących się z Kościołem, nie pojawi się spontanicznie w ręce różaniec, ale moje oczekiwania z godziny na godzinę zdawały się by bez rezultatu.

Wreszcie przychodzi moja przesympatyczna, choć wymagająca uwagi klasa, w której od początku staram się mieć „oczy dokoła głowy”. Jest tam wiele osób wymagających modlitwy, aby odnalazły swoją drogę życia i wiele miłości duszpasterskiej, aby zrozumiały, że katecheta przychodzi na lekcję, aby głosić miłość, która wszystko zwycięża. Z wewnętrznym niepokojem zaczynam dziesiątek różańca i własnym oczom nie wierzę. Pojawia się spontanicznie różaniec, w rękach jednej z najsympatyczniejszych ale i najtrudniejszych w kontakcie uczennic…

Uczucie niedowierzania na przemian z radością towarzysz mi tego dnia aż do tej pory. Jakże łatwo lubimy ludzi „szufladkować”! Jak szybko pozwalamy, aby to co zewnętrzne, przysłoniło nam tajemnice ludzkiej duszy! Tego wieczoru, staram się trzymać jednej jedynej myśli. Ta, która wyjednała u Boga łaskę wielkiego zwycięstwa pod Lepanto, i tym samym ocalenie chrześcijaństwa w Europie, ma moc wyjednać zwycięstwo w duszy każdej ludzkiej osoby i ocalić ją od wiecznego potępienia. Także w Twojej duszy ……. !

Dziękuję Ci za Twoje dzisiejsze świadectwo. Wiele się od Ciebie dziś nauczyłem… Was natomiast kochani czytelnicy, proszę o gorącą modlitwę nie tylko za moją Tytułową Bohaterkę, ale za wszystkich młodych ludzi, którzy potrzebują odnaleźć wiarę, którą kiedyś zagubili…

Patrzcie i uczcie się jak rozpoznać miłość

Fot. icsnaps - Fotolia.com
Fot. icsnaps – Fotolia.com

Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że krótki i życzliwy, choć nieco moralizatorski komentarz pod „zmianą statusu” jednego z moich uczniów wywoła taką lawinę komentarzy, by ostatecznie zakończyć się stwierdzeniem: „ksiądz jaki fejm xD”.  Miało być lekkie „correctio fraterna” z dużą dozą uśmiechu i życzliwości, a wyszła istna katecheza na Facebooku, prowadzona online do późna w nocy. Cóż, w takich chwilach lepiej można zrozumieć Ewangeliczne „nastawaj w porę i nie w porę”.

Zresztą takie nieplanowane katechezy wychodzą czasem najlepiej i pozostawiają w pamięci głęboki ślad chwilowej rozmowy na poważne tematy. Podobnie było dzisiaj. Najpierw doroczna msza św. harcerska w bazylice oo. Dominikanów, a później po raz pierwszy wspólny, ogromny krąg harcerski wprost w centrum Starego Miasta. Jakie było zdziwienie przechodniów i turystów, gdy kilkuset harcerzy wraz ze swoimi kapelanami zrobiło ogromny krąg, by odśpiewać „Bratnie słowo” i puścić „iskierkę przyjaźni”. Zanim się to stało, przemówił, a raczej próbował coś wykrzyczeć jeden z harcerzy ZHR u, mówiąc, że jest to dla niego wyjątkowy dzień. Wkrótce, obok niego zjawił się młodszy kolega z jakimś pakunkiem w ręku.

„Zaczekaj,  chcę to zobaczyć” usłyszałem z tyłu głos jakiejś dziewczyny. Odwracając delikatnie głowę zobaczyłem kilkoro młodych ludzi pomiędzy 25 – 30 lat. Wtem, w sam środek owego kręgu wywołana została harcerka „siostrzanej” Zawiszy, a zza szarego papieru, jakim zapakowany był tajemniczy pakunek w ręku sprawcy owego zamieszania wyłonił się cudowny bukiet róż. Dalej było już jak w bajkach, które kiedyś opowiadano grzecznym dziewczynkom na dobranoc. On, harcerz, w mundurze na środku miasta, przyklęka przed nią, na kolano i prosi, aby została jego żoną. Zaskoczenie nas wszystkich było tak wielkie, że warto było znaleźć się na ową chwilę w tym czasie im miejscu, aby móc to zobaczyć i o tym napisać. Nie było już słychać co dalej mówili, ale chyba powiedziała „tak”, bo za chwilę powstał był ów dżentelmen z kolan i rzucił się jej na szyję, a kilkaset ludzi naraz zaczęło bić brawo.

„Ja chcę już stąd iść”, usłyszałem z tyłu głos tej samej dziewczyny, która rozpromieniona uśmiechem jeszcze chwilę temu mówiła do chłopca, obok którego stała, że chce tu zostać i chwilę popatrzeć. Przez te dłuższą chwilę jakoś dziwnie tylko jej oczy stały się bardziej szklące, uśmiech zniknął z twarzy i szybko oddalili się wszyscy znikając pośród innych ludzi…  Wiecie może dlaczego…?

Z pozdrowieniami dla zakochanych, z przestrogą dla tych, co im się tylko wydaje.