Dzienne archiwum: 5 października 2014

Patrzcie i uczcie się jak rozpoznać miłość

Fot. icsnaps - Fotolia.com
Fot. icsnaps – Fotolia.com

Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że krótki i życzliwy, choć nieco moralizatorski komentarz pod „zmianą statusu” jednego z moich uczniów wywoła taką lawinę komentarzy, by ostatecznie zakończyć się stwierdzeniem: „ksiądz jaki fejm xD”.  Miało być lekkie „correctio fraterna” z dużą dozą uśmiechu i życzliwości, a wyszła istna katecheza na Facebooku, prowadzona online do późna w nocy. Cóż, w takich chwilach lepiej można zrozumieć Ewangeliczne „nastawaj w porę i nie w porę”.

Zresztą takie nieplanowane katechezy wychodzą czasem najlepiej i pozostawiają w pamięci głęboki ślad chwilowej rozmowy na poważne tematy. Podobnie było dzisiaj. Najpierw doroczna msza św. harcerska w bazylice oo. Dominikanów, a później po raz pierwszy wspólny, ogromny krąg harcerski wprost w centrum Starego Miasta. Jakie było zdziwienie przechodniów i turystów, gdy kilkuset harcerzy wraz ze swoimi kapelanami zrobiło ogromny krąg, by odśpiewać „Bratnie słowo” i puścić „iskierkę przyjaźni”. Zanim się to stało, przemówił, a raczej próbował coś wykrzyczeć jeden z harcerzy ZHR u, mówiąc, że jest to dla niego wyjątkowy dzień. Wkrótce, obok niego zjawił się młodszy kolega z jakimś pakunkiem w ręku.

„Zaczekaj,  chcę to zobaczyć” usłyszałem z tyłu głos jakiejś dziewczyny. Odwracając delikatnie głowę zobaczyłem kilkoro młodych ludzi pomiędzy 25 – 30 lat. Wtem, w sam środek owego kręgu wywołana została harcerka „siostrzanej” Zawiszy, a zza szarego papieru, jakim zapakowany był tajemniczy pakunek w ręku sprawcy owego zamieszania wyłonił się cudowny bukiet róż. Dalej było już jak w bajkach, które kiedyś opowiadano grzecznym dziewczynkom na dobranoc. On, harcerz, w mundurze na środku miasta, przyklęka przed nią, na kolano i prosi, aby została jego żoną. Zaskoczenie nas wszystkich było tak wielkie, że warto było znaleźć się na ową chwilę w tym czasie im miejscu, aby móc to zobaczyć i o tym napisać. Nie było już słychać co dalej mówili, ale chyba powiedziała „tak”, bo za chwilę powstał był ów dżentelmen z kolan i rzucił się jej na szyję, a kilkaset ludzi naraz zaczęło bić brawo.

„Ja chcę już stąd iść”, usłyszałem z tyłu głos tej samej dziewczyny, która rozpromieniona uśmiechem jeszcze chwilę temu mówiła do chłopca, obok którego stała, że chce tu zostać i chwilę popatrzeć. Przez te dłuższą chwilę jakoś dziwnie tylko jej oczy stały się bardziej szklące, uśmiech zniknął z twarzy i szybko oddalili się wszyscy znikając pośród innych ludzi…  Wiecie może dlaczego…?

Z pozdrowieniami dla zakochanych, z przestrogą dla tych, co im się tylko wydaje.