Ileż było już takich informacji na przestrzeni ostatnich lat, kiedy doszło do jakiejś katastrofy, a ulegający panice ludzie powiększali mimo woli liczbę poszkodowanych w tym ofiar śmiertelnych. Można by powiedzieć obrazowo: „zawalił się dach i zabił dwie osoby. Kolejne dwadzieścia stratował ulegający panice tłum”. Cóż strach jest rzeczą ludzką i jest tylko jedna rzecz, która może go pokonać, jedna, która pozwala go mieć pod kontrolą i jedna, która zadaje mu śmiertelny cios.
Tą, która pozwala go pokonać jest wiara. Wiem, już za chwilę odezwą się eksperci od wiary, którzy myślą, że Kościół to teatr i będą próbowali tak go oceniać i takie rady mi dawać, znajdą się szybko samozwańczy bądź nawet utytułowani teologowie, którzy przypomną mi na czym polega współistnienie między wiedzą a wiarą, oraz zwyczajni hejterzy, którzy nazwą mnie śmiertelnym zagrożeniem dla społeczeństwa. Jednak gdzieś mimo to brzmią mi w pamięci słowa ks. Twardowskiego
„Nie przyszedłem pana nawracać. (…)
nie zacznę panu wlewać do ucha świętej teologii łyżeczką
po prostu usiądę przy panu
i zwierzę swój sekret
że ja, ksiądz,
wierzę Panu Bogu jak dziecko”.
Do znudzenia podkreślam, że wypełniamy z całą pieczołowitością polecenia władz cywilnych i kościelnych, ale też krzyczę na cały głos i nie ustaję, że kiedy Bóg mówi „sprawdzam” nie mogę, nie wolno mi, nie mam prawa potraktować Jego Domu jak teatru, a największych świętości, jak pełnych zarazków rekwizytów.
Ktoś kilka dni temu napisał to, co za chwilę zaczną pisać wszyscy bluźniący Imieniu Bożemu. Jeśli Bóg i Jego sakramenty nie są nam potrzebne w czasie epidemii, to po co nam będą w czasie, gdy inni będą obwieszczać pokój i bezpieczeństwo? Piszę to, abyśmy zastanowili się wspólnie, jak nieść Boga i głosić Ewangelię w czasach, kiedy wymaga się od nas izolacji. Jak nie odizolować się od Boga i Jego sakramentów? Jak nie zamknąć Chrystusa na kwarantannie, ale oprócz wspaniałych przekazów telewizyjnych i internetowych, oprócz całej gamy cyber rekolekcji być z ludem, który Bóg nam powierzył?
Nie twierdzę, że wiara uchroni nas od zarażenia, tak jak prześladowany Kościół nie dawał gwarancji, że chrzest uchroni przyjmujących go od śmierci z rąk Nerona czy Domicjana. Jesteśmy w ręku Boga. Wiara dodaje nam siły i pozwala mieć nadzieję, jak ta wyrażona w popularnej piosence,
Prowadzisz drogą taką krętą
I czemu wciąż doświadczasz tak
Jak gdybyś chciał uczynić świętą.
Nie chcę się skarżyć na swój los
Nie proszę więcej, niż dać możesz
I ciągle mam nadzieję, że… Że chyba wiesz, co robisz, Boże „
Rzeczą, która pozwala mieć strach pod kontrolą, jest nadzieja. Nazwana matką głupich, jest i pozostaje cnotą Boską. Co dzieje się, kiedy brak nam nadziei? Wkraczają wówczas do akcji dwa najpoważniejsze grzechy przeciwko tej cnocie. Zuchwalstwo i rozpacz. Zuchwalstwo napełnia nas pychą i każe ignorować lęk, ale tak naprawdę sprowadza się do „tu i teraz”. Róbmy to, na co nam przyjdzie ochota, bo jutro i tak pomrzemy… Idąc z procesją z relikwiami mijam całkiem pokaźne grupki młodych ludzi na przystanku. Uciekają w popłochu (jak gdybym to ja stanowił zagrożenie…) pijący na ulicy różne odmiany kryzysowych napojów. Pomyślałem wręcz, że gdyby wirus ustępował tak przed procesją ze św. Antonim, jak uciekają obecni na ulicy amatorzy zbiorowego przeżywania kwarantanny, bylibyśmy strefą wolną od wirusa. Ciekawe, czy wtedy też byliby tacy, którzy wieszaliby na tablicach wjazdowych do miasta informacje „Strefa wolna od Covid 19”? Drugim grzechem przeciwko nadziei jest rozpacz. Popycha nas do najtragiczniejszych rzeczy. Podpowiada najgorsze rozwiązania. Sprawia, że stajemy się zakładnikami paniki.
Wielu zarzuca mi, że propaguję średniowieczny sposób walki z wirusem. Muszę za każdym razem podkreślać, że ja …nie walczę z wirusem. Walczę o wiarę, niosę nadzieję i staram się żyć miłością, tak, miłością także do moich parafian, których mijam ze świecami i różańcami w oknach i na balkonach. Także tych, których spotykam w kościele na mszy św. Dostaję telefony z kraju i zagranicy, bo ludziom potrzeba nadziei i potraktowania z miłością.
Kiedy jesteśmy dziś bardziej niż kiedykolwiek pozamykani w domach potrzebujemy szczególnej bliskości ducha. Miłość jest największą z cnót i najbardziej zagrożoną w czasach ograniczeń i poczucia lęku. Przez ostatnie miesiące słyszeliśmy tyle o dyskryminacji, różnych odcieniach miłości i powstających szybciej od kolejnych ognisk zakażeń wirusem płciach, które różniły się specyfiką zaspakajania nieokiełznanych popędów. Sam nazwany zostałem kilkukrotnie „homofobem”, którą to obelgę traktuję jako zaszczyt i przypomnienie, aby nie ulegać fałszywym ideologiom w czasach powszechnego zakłamania. Odmawiano mi prawa do własnego zdania a nawet minimalnego szacunku. Pytam się więc dziś publicznie i domagam się odpowiedzi, gdzie są miłośnicy tolerancji i walczący z dyskryminacją, wrogowie „Stref wolnych od grzesznych ideologii”, gdy jak donoszą media na wielu sklepach i punktach usługowych pojawiły się „strefy wolne od dzieci”? Gdzie są różnego rodzaju „ośrodki monitorowania postępu i tolerancji”, kiedy zalęknieni ludzie szukają wrogów tam, gdzie ich nie ma? Gdy środki ostrożności zwracają się poniekąd przeciwko nam samym?
Wreszcie gdzie podziali się ci, którzy krzyczeli, że muszą manifestować swoją odmienność publicznie, bo mają takie prawo i bez tego nie mogą żyć? Gdzież są objazdowe brygady z kolorowymi flagami, bohatersko profanujący na paradach najświętsze dla nas wartości? Te wartości, o które walczyłem i będę walczył w czasach pokoju i kryzysu. Bo jeśli coś ma nas zachować od upadku, nie będą to pseudonaukowe dywagacje, czy mężczyzna może urodzić dziecko, ale będzie to wiara nadzieja i miłość. One pozwolą wciąż, spokojnie i z godnością modlić się słowami Psalmu 23
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę,
bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska
są tym, co mnie pociesza.
Stół dla mnie zastawiasz
wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem;
mój kielich jest przeobfity.
Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy.”
Od powietrza, głodu, ognia, wojny i braku wiary zachowaj nas Panie.
Dziękuję.
Inicjatywy, ktore Ksiadz podejmuje i realizuje budza podziw. Niestety tak wielki, ze mam czasami wrazenie, ze przeslania to ich prawdziwego Autora. My jestesmy tylko narzedziami
Drogi Ksieze Proboszczu, bardzo dziekujemy za Ksiedza „pielgrzymowanie” i madre komentarze. Tym bardziej ze teraz nie mozemy przychodzic na Msze Swieta. Wczoraj wystawilismy swiece w okno, ale nie znajac przebiegu trasy , byc moze przegapilsmy, bo nie caly czas stalismy w oknie. Czy dzis bedzie Ksiadz chodzil po ul. Sklodowskiej? Mniej wiecej o ktorej? Niech bedzie pochwalony Jezus Chrystus!
Boze daj nam sily bysmy wytrwali …
Nie jestem księdza proboszcza parafianinem, ale proszę o nie posłuchanie księdza biskupa i wychodzenie z Najświętszym Sakramentem na ulice Lublina. Daje nam to otuchę i nadzieję, że nie jesteśmy sami i mamy wsparcie. Wysocy hierarchowie kościelni już nieraz pokazali że są oderwani od Kościoła Chrystusowego i wiernych.
Nie mogę. Zwyczajnie teraz modlimy się adorując Najświętszy Sakrament i odmawiając cztery części różańca. Transmitujemy i ogarniamy modlitwą wszystkich, którzy o to proszą.