Miesięczne archiwum: październik 2018

Genderowe bluźnierstwo

„Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Na swój obraz go stworzył. Stworzył mężczyznę i niewiastę”. Przez całe wieki było to tak oczywiste, że nie podlegało żadnej dyskusji. Zresztą z punktu widzenia wiary i religii katolickiej wciąż tak jest i jakiekolwiek agresywne głosy homolobby, dążące do destrukcji naturalnego porządku świata nie mogą tu nic zmienić. Próbując mącić ludziom w głowach, świeckim czy duchownym, mogą jedynie tworzyć, i niestety tworzą swoją własną antyreligię, ale prawdziwej wiary nie mogą zmienić i nie zmienią. Dlaczego? Z tego samego powodu, z jakiego np. grupa satanistów, gdyby nawet wprowadziła swoich członków do seminariów duchownych, oszukała cały system wychowawczy i doprowadziła do ich wyświęcenia nie może sprawić, że ludzie przestaną czcić Boga a zaczną czcić szatana. Na słowo kapłana chleb i wino staną się ciałem i krwią Chrystusa, nie demona. Zwyczajnie ta ideologia jest parodią chrześcijaństwa, czyli innymi słowy bluźnierstwem, w którym człowiek postanowił już nie tylko wymówić Bogu posłuszeństwo, ale doprowadzić do stworzenia świata będącego dokładnym przeciwieństwem tego stworzonego przez Boga.

Bluźnierstwo przeciwko aktowi stworzenia

Jak wierzymy, Bóg stwarza człowieka mężczyzną i kobietą. W ideologi genderyzmu, na bazie której działają propagandziści homolobby to nie Bóg, nawet genetyka, decyduje o płci człowieka, ale sam zainteresowany, a dokładniej mówiąc jego pożądliwości. Sposób, w jaki pragnie doświadczać zaspokojenia tych pożądliwości. Kiedy przychodzi na świat martwe dziecko i jest tak małe, że nie widać wykształconych cech płciowych, przeprowadza się badanie genetyczne i bezdyskusyjnie określa, czy jest ono chłopcem czy dziewczynką. Głoszenie, że jest więcej, niż jedna płeć, to nie tylko zaprzeczenie aktowi stwórczemu Boga, ale postawienie siebie w miejsce Stwórcy. To stworzenie dogmatu autokreacji, w którym człowiek sam siebie stwarza, stwarza mężczyzną, kobietą, gejem, lesbijką, itd. Nie żaden Bóg, ale genderysta będzie decydował, kim chce być. Na nic tzw. drugorzędne cechy płciowe, na nic wykształcone organy rozrodcze. On, człowiek chce wybrać sobie płeć. Nie klub, partię polityczną czy stowarzyszenie. Jego żądze mają określać jego tożsamość płciową, a kto się z tym nie zgadza, to „homofob”, „faszysta”, „ciemnogrodzianin” lub ktoś inny (do wyboru z bogatego zasobnika określeń „mowy miłości” homoaktywistów).

Bluźnierstwo przeciwko rodzinie

Tego jednak wyznawcom antyreligii genderyzmu za mało. Nie wystarczy zdetronizować Boga. Zaprzeczyć Jego dziełu stworzenia. Ponieważ w religii katolickiej kontynuacją dzieła stworzenia jest Boży plan, w którym Bóg daruje człowiekowi ziemię i poleca ją zaludnić oraz czynić sobie poddaną, homoaktywiści dążą do wykreowania własnych wspólnot, które zastąpią rodzinę. Zaczyna się od głośnego domagania się tzw. „tolerancji”, choć jest to słowo wytrych. Tolerancja nie ma bowiem nic wspólnego ani z akceptacją, ani tym bardziej z afirmacją. Jednak trudno byłoby społeczeństwom używającym rozumu zaakceptować od razu szaleństwo tzw. homozwiązków rozumianych jako pełnoprawne małżeństwa, więc na gruncie prawa mówi się początkowo o rodzaju tzw. „związków partnerskich”, ułatwień prawnych w kwestii dziedziczenia, informacji o tzw. partnerze itp. Kiedy już wprowadzi się taki karkołomny twór prawny, uznając, że sposób zaspakajania swoich żądz uprawnia do czegokolwiek należnego małżeństwu lub rodzinie, daje jakieś uprawnienia, genderyści mogą spokojnie zakomunikować światu niczym w partii szachów „szach – mat”. Jakikolwiek ruch ze strony ludzi akceptujących naturalny porządek świata jest już skazany na porażkę. Od tzw. „związków partnerskich” w imię niedyskryminowania przechodzi się do żądań homomałżeństw, a następnie przyznania im pełni praw. Tak, jak w szaleństwie uznania prostytucji za pracę. Jeśli to zawód, jak każdy inny, dlaczego nie zażądać rekrutacji na wolne etaty od państwowych urzędów pracy? Jeśli homomałżeństwo to małżeństwo, jak można odmówić im prawa do adopcji? Jeśli chcemy się obronić przed takim finałem, trzeba od początku spokojnie, ale stanowczo i bez najmniejszych ustępstw mówić „nie” postulatom genderyzmu. To nie człowiek decyduje, jak wygląda normalna rodzina. W doktrynie katolickiej uczynił to Bóg, a to, że jest to w pełni zgodne z prawem naturalnym, daje nam pełne prawo domagania się od władz państwowych poszanowania i obrony tego porządku, dodatkowo chronionego zapisem konstytucji Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

Bluźnierstwo przeciwko płodności

Na początku stworzenia Bóg błogosławi pierwszej parze ludzkiej i poleca zaludnić jej ziemię. To zapewnia kontynuację dzieła stworzenia. Homozwiązki z góry skazane są na koniec wraz ze śmiercią. Biologicznie nie mogą dać początku nowemu życiu i przekazywać tym samym swoich nienaturalnych wzorców zachowań, domagają się więc szybko prawa do adopcji dzieci, aby pokonać naturalną barierę jaką Stwórca postawił polecając ludziom, aby rozmnażali się i zaludnili ziemię. Dzieci wychowywane w tak nienaturalnym środowisku narażone są na poważne szkody moralne, nie mówiąc już o głośnych przypadkach molestowania i pedofilii, kiedy okazywało się że homoseksulany opiekun miał też skłonności pedofilskie. Musimy pamiętać, że jakiekolwiek ustępstwo na rzecz legalizacji homozwiązków, wcześniej czy później dojdzie do etapu żądań adopcyjnych.

Bluźnierstwo przeciwko miłości

„Miłość to miłość” głosi populistyczny dogmat homoaktywistów. Przy bliższym przyjrzeniu się temu sloganowi, dostrzegamy w nim kolejne bluźnierstwo przeciwko Bogu, Który jest miłością. Dlaczego? Owszem, jest miłość matki do dziecka, miłość narzeczeńska, małżeńska, miłość do Ojczyzny. Są to różne rodzaje miłości. Ale są też miłości zaburzone, niebezpieczne, „miłości”, których w żaden sposób nie można postawić na równi i usprawiedliwić. Jakie? Np egoizm. Czyż nie jest miłością? Owszem, jest. Jest miłością własną, ale na tyle zaburzoną, że nikt szanujący normy moralne nie będzie głosił pochwały egoizmu. Kolejny przykład to zazdrość. Czyż nie jest to uczucie „miłości” chorej, zawłaszczającej drugiego człowieka? Dalej, szowinizm, czyż nie jest uwielbieniem, tyle że tak patologicznym, że ostrzega się przed nim? Aż strach brnąć dalej i pytać o zaburzoną miłość do zwierząt czy dzieci. Wszystkie one mają jeden wspólny mianownik z tym, co homoaktywiści nazywają miłością homoseksualną – mianowicie są sprzeczne z naturą człowieka.

Bluźnierstwo przeciwko miłosierdziu

Homolobby z lubością odwołuje się do nauczania Ojca Świętego i szafuje jednym z najświętszych słów, jakim jest miłosierdzie. Chrystus Pan na Golgocie modlił się nawet za oprawców, Piotrowi i cudzołożnicy okazał miłosierdzie. Pochylał się nad wykluczonymi. Dla genderowców brakuje już tylko pośród ośmiu błogosławieństw sformułowania „błogosławieni jesteście geje i lesbijki, ponieważ nie pozwalają wam kochać się i zakładać rodzin”. Jednak takiego sformułowania nie doczekają się nigdy, nawet w najbardziej nieudolnym tłumaczeniu Biblii. Dlaczego? Miłosierdzie o którym tak dużo naucza papież, cudownie ilustruje spotkanie Jezusa z kobietą cudzołożną. Jezus poleca rzucić na nią kamień temu, kto jest bez grzechu, po czym odsyła ją bezpieczną do domu. Homoaktywiści pomijają jednak tutaj decydujące zdanie. Jezus bowiem pyta ją: „kobieto, nikt cię nie potępił”. „Nie Panie,” odpowiada kobieta. „Zatem idź, ale od tej pory już nie grzesz” mówi Jezus. Oto najkrótsza nauka o miłosierdziu. Jezus przebacza, ale domaga się poprawy. Co robią homoaktywiści? Wylegają na ulice, domagając się akceptacji i afirmacji.

Kiedy więc próbuje się budować na naszych oczach antyreligię, gdy na ulicach tzw. marsze równości mają stanowić rodzaj „genderowcyh procesji” jedyne co nam pozostaje, to przypomnienie sobie słów bł. ks. Jerzego Popiełuszki. „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności.”

Zatem, życzę wszystkim wierzącym duchownym i świeckim odwagi w przyznawaniu się do prawdy i demaskowaniu kłamstw oraz bluźnierstw homopropagandy.

Tęczowa „tolerancja”

Każdy system totalitarny zanim zniewolił miliony ludzi fizycznie, nim spowodował niewyobrażalne cierpienie nie tylko jednostek ale i całych narodów, najpierw zniewolił ludzkie umysły i sumienia. Jeśli wciąż wydaje nam się czymś niezrozumiałym to, co dzieje się przy okazji tzw. „marszy równości” i banalizujemy sprawę, bądź też politycy próbują rozgrywać ją w kategoriach politycznych, to czas najwyższy zdać sobie sprawę, że gra idzie tu o coś więcej, niż o władzę na jedną czy dwie kadencje.

Z niebywałą wręcz agresją spotkało się użycie przeze mnie w debacie publicznej słów „homoterroryzm”, „tęczowy terror” czy „zboczenie”. Uaktywniły się przy tej okazji najbardziej skrajne, antydemokratyczne „ośrodki”, dążące do radykalnego ograniczenia w Polsce wolności słowa i wolności religijnej. Inwektywy, agresja słowna, groźby to tylko wierzchołek góry lodowej, jakiej musiałem stawić ostatnio czoła. Jednak to wszystko udowodniło nie tylko mi ponad wszelką wątpliwość, że w moich wypowiedziach nie było nawet cienia przesady.

„Tęczowa tolerancja” odbywa się obecnie pod hasłami „miłości”, „równości”, „walki z dyskryminacją”. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że te słowa znaczą dokładnie to, co my przez nie rozumiemy. Systemy totalitarne chętnie odwołują się w swojej populistycznej retoryce do słów i pojęć powszechnie akceptowalnych, ale robią to po to, aby zyskać poparcie społeczne, a następnie nadać tym pojęciom swoje znaczenie.

„Demokracja ludowa” w komunizmie w wielu wypadkach była parodią demokracji. „Bóstwo” w niemieckim faszyzmie tylko z pozoru kojarzyło się z Bogiem chrześcijan. W rzeczywistości oznaczało nazistowską „trójcę” „Wodza – Naród – Rzeszę”. Była to oczywiście parodia wiary chrześcijańskiej i bluźnierstwo. „Tęczowa tolerancja” też w rzeczy samej jest parodią nie tylko miłości bliźniego, ale i samej idei tolerancji.

Granice wolności słowa

Każdy, kto narazi się tęczowym działaczom zostaje od razu nastygmatyzowany. „Ksiądz homofob” krzyczały nagłówki ze skrajnych portali i fanpage. W prywatnych komentarzach potężna dawka nienawiści, gróźb, wyzwisk, słowem agresji, z jaką niejeden użytkownik Internetu nie spotka się przez całe życie. Pomijam fakt, że stygmatyzacja tym dziwnym i nielogicznym neologizmem, jakim jest przydomek „homofob” jest dla mnie wyróżnieniem. Cóż, powiadają, pokaż mi swoich wrogów, a powiem ci, kim jesteś. Jeśli do zwalczania mnie przystępuje skrajnie lewacka grupa, hołdująca ograniczaniu praw obywatelskich w imię rzekomej równości, tolerancji i tzw. praw mniejszości, tylko się cieszyć. Znaczy, że dożyliśmy czasów, gdzie „homofob” staje się synonimem słowa „normalny”. W krajach, które uległy homopropagandzie i zaczęły ograniczać wolność słowa w wyrażaniu chociażby negatywnych opinii o tych środowiskach, szybko doszło do sytuacji, gdzie media, sądy a nawet lokalne społeczności wprowadziły cenzurę, uniemożliwiającą spokojne, pokojowe wyrażanie oczywistych twierdzeń, np. że mężczyźni i kobiety różną się między sobą, że rodzinę stanowi mężczyzna i kobieta, zaś aborcja jest pozbawieniem życia nienarodzonego dziecka. Niedawno media informowały, że we Francji zakazano pokazywania uśmiechniętych twarzy dzieci z zespołem Downa, aby nie konfundować kobiet, które abortowały takie dzieci. Oczywiście według tragicznych reguł Rewolucji Francuskiej, ktoś uznany przez siły rewolucyjne za „wroga wolności” nie mógł i nie może liczyć nawet na namiastkę wolności. Tak jest do dziś. Dla hejterów walczących ze sprzeciwem wobec „marszów równości”, „homozwiązków” itp, jest przyzwolenie na przekraczanie granic prawa, stosowanie agresji słownej, zastraszanie, dla interlokutorów homoaktywiści nie mają ani szacunku, ani poszanowania dla reguł prowadzenia debaty publicznej. Inwektywy, groźby, zastraszanie ma wywołać efekt odstraszający. Przypominają się tu słowa kapłana zamordowanego przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa w 1984 r. – bł. ks. Jerzego Popiełuszki, który tak opisywał „socjalistyczną równość”. „Tylko i wyłącznie katolikowi nie wolno propagować skutecznie swoich poglądów. Zabrania mu się nie tylko zwalczać poglądy przeciwne lub w jakiś inny sposób polemizować, lecz po prostu nie wolno mu bronić przekonań swoich czy przekonań ogólnoludzkich wobec napaści choćby najbardziej oszczerczych i krzywdzących. Nie wolno prostować fałszów, które inni mają pełną swobodę głosić i rozszerzać bezkarnie…” (bł. ks. Jerzy Popiełuszko, Kazanie z 27 maja 1984 roku).

Granice wolności religijnej

Czymś niebywałym, do tej pory niespotykanym, jest próba cenzurowania Biblii. Kiedy za cytowanie słów św. Pawła homoaktywiści obiecali skargę na mnie do Kurii, a niektórzy nawet do Watykanu (sic!), przecierałem oczy ze zdumienia. Ludzie, którzy próbują powoływać się na Pismo święte i manipulują rzeczywistymi bądź domniemanymi wypowiedziami Ojca Świętego próbują wymusić autocenzurę Pisma św. Dla przypomnienia, poszło o słowa św. Pawła z listu do Rzymian: „Albowiem gniew Boży ujawnia się z nieba na wszelką bezbożność i nieprawość tych ludzi , którzy przez nieprawość nakładają prawdzie pęta . (…). Dlatego to wydał ich Bóg na pastwę bezecnych namiętności : mianowicie kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze . Podobnie też i mężczyźni , porzuciwszy normalne współżycie z kobietą , zapałali nawzajem żądzą ku sobie , mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie”. Rz 1, 18-27.

Granice praw rodziny

Rodzina jest podstawową komórką społeczną. Na rodzinie opiera się życie współczesnych społeczeństw. Jednak rodzina dla „tęczowej ideologii” stanowi zagrożenie równie wielkie, co religia. Z tego samego powodu. Rodzina jest NATURALNĄ wspólnotą opartą na związku mężczyzny i kobiety. To rodzice chronią dzieci, uczą i przekazują system wartości. Tam, gdzie homolobby odniosło sukcesy, rodzice zostali pozbawieni wielu praw. Do przedszkoli i szkół zaprasza się homoaktywistów wbrew woli rodziców, przedstawiających zboczenia jako coś normalnego, w procesach adopcyjnych pary homoseksualne traktuje się jak małżeństwa, a w obawie przed posądzeniem o dyskryminację dzieci z normalnych rodzin oddaje się na wychowanie sodomitom. Głośne doniesienia o pedofilii w związkach jednopłciowych szybko są wyciszane, właśnie w imię tzw. „tolerancji” i w obawie o posądzenie o tzw. „homofobię”. W niektórych krajach działały bądź działają legalnie partie, postulujące legalizację pedofilii. W zamian za to, próbuje się przedstawiać instytucję Kościoła, jako środowisko stanowiące zagrożenie dla wychowania dzieci i młodzieży. Epatowanie sprzeczną z naturą seksualnością na tzw. „marszach równości”, wulgaryzacja tej niezwykle intymnej sfery życia człowieka, to chleb powszedni społeczeństw, które uległy żądaniom homoaktywistów.

Warto więc z całą siłą i determinacją, mocą wiary i pokojowych protestów sprzeciwiać się najmniejszym nawet postulatom środowisk dążących do obalenia konstytucyjnego porządku traktującego małżeństwo jako związek mężczyzny i kobiety. Proszę wszystkich moich parafian, czytelników i sympatyków o modlitwę za władze publiczne, aby potrafiły wznieść się ponad podziały polityczne i zdecydowanie sprzeciwili się tzw. „marszom równości”. Owe marsze nie mają nic wspólnego ani z równością ani z tolerancją.  Dziękuję Panu Wojewodzie, Radnym, wszystkim autorytetom stającym w obronie moralności i wolności obywatelskich. To przeciwnicy marszu bronią wolności, tolerancji i demokracji, przeciwko totalitarnym zapędom homolobby.

Bł. ks. Jerzy Popiełuszko w cytowanym już wyżej kazaniu mówił: „Prawda jest bardzo delikatną właściwością ludzkiego rozumu. Dążenie do prawdy wszczepił w człowieka sam Bóg. Stąd w każdym człowieku jest naturalne dążenie do prawdy i niechęć do kłamstwa. Prawda łączy się zawsze z miłością, a miłość kosztuje, miłość prawdziwa jest ofiarna, stad i prawda musi kosztować. Prawda, która nic nie kosztuje, jest kłamstwem.

Żyć w prawdzie to być w zgodzie ze swoim sumieniem. Prawda zawsze ludzi jednoczy i zespala. Wielkość prawdy przeraża i demaskuje kłamstwa ludzi małych, zalęknionych. Od wieków trwa nieprzerwana walka z prawdą. Prawda jest jednak nieśmiertelna, a kłamstwo ginie szybką śmiercią. Stąd też, jak powiedział zmarły przed trzema laty kardynał Stefan Wyszyński: ?Ludzi mówiących w prawdzie nie trzeba wielu. Chrystus wybrał niewielu do głoszenia prawdy. Tylko słów kłamstwa musi być dużo, bo kłamstwo jest detaliczne i sklepikarskie, zmienia się jak towar na półkach, musi być ciągle nowe, musi mieć wiele sług, którzy wedle programu nauczą się go na dziś, na jutro, na miesiąc. Potem znowu będzie na gwałt szkolenie w innym kłamstwie. By opanować całą technikę zaprogramowanego kłamstwa, trzeba wielu ludzi. Tak wielu ludzi nie trzeba, by głosić prawdę. Może być niewielka gromadka ludzi prawdy, a będą nią promieniować. Ludzie ich sami odnajdą i przyjdą z daleka, by słów prawdy słuchać”. Nie możemy przyjmować i zadowalać się prawdami łatwymi, powierzchownymi, propagandowymi i narzucanymi gwałtem. Musimy nauczyć się odróżniać kłamstwo od prawdy. Nie jest to łatwe w czasach, w których żyjemy, w czasach, w których powiedział współczesny poeta, że ?nigdy jeszcze tak okrutnie nie chłostano grzbietów naszych batem kłamstwa i obłudy…” Nie jest łatwe dzisiaj, gdy w ostatnich dziesiątkach lat urzędowo w glebę domu ojczystego zasiewano ziarna kłamstwa i ateizmu, zasiewano ziarna laicystycznego światopoglądu, tego światopoglądu, który jest filisterskim produktem kapitalizmu i masonerii dziewiętnastego wieku. Zasiewano go w kraju, który od ponad tysiąca lat jest wrośnięty mocno w chrześcijaństwo.”