„Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo. Na swój obraz go stworzył. Stworzył mężczyznę i niewiastę”. Przez całe wieki było to tak oczywiste, że nie podlegało żadnej dyskusji. Zresztą z punktu widzenia wiary i religii katolickiej wciąż tak jest i jakiekolwiek agresywne głosy homolobby, dążące do destrukcji naturalnego porządku świata nie mogą tu nic zmienić. Próbując mącić ludziom w głowach, świeckim czy duchownym, mogą jedynie tworzyć, i niestety tworzą swoją własną antyreligię, ale prawdziwej wiary nie mogą zmienić i nie zmienią. Dlaczego? Z tego samego powodu, z jakiego np. grupa satanistów, gdyby nawet wprowadziła swoich członków do seminariów duchownych, oszukała cały system wychowawczy i doprowadziła do ich wyświęcenia nie może sprawić, że ludzie przestaną czcić Boga a zaczną czcić szatana. Na słowo kapłana chleb i wino staną się ciałem i krwią Chrystusa, nie demona. Zwyczajnie ta ideologia jest parodią chrześcijaństwa, czyli innymi słowy bluźnierstwem, w którym człowiek postanowił już nie tylko wymówić Bogu posłuszeństwo, ale doprowadzić do stworzenia świata będącego dokładnym przeciwieństwem tego stworzonego przez Boga.
Bluźnierstwo przeciwko aktowi stworzenia
Jak wierzymy, Bóg stwarza człowieka mężczyzną i kobietą. W ideologi genderyzmu, na bazie której działają propagandziści homolobby to nie Bóg, nawet genetyka, decyduje o płci człowieka, ale sam zainteresowany, a dokładniej mówiąc jego pożądliwości. Sposób, w jaki pragnie doświadczać zaspokojenia tych pożądliwości. Kiedy przychodzi na świat martwe dziecko i jest tak małe, że nie widać wykształconych cech płciowych, przeprowadza się badanie genetyczne i bezdyskusyjnie określa, czy jest ono chłopcem czy dziewczynką. Głoszenie, że jest więcej, niż jedna płeć, to nie tylko zaprzeczenie aktowi stwórczemu Boga, ale postawienie siebie w miejsce Stwórcy. To stworzenie dogmatu autokreacji, w którym człowiek sam siebie stwarza, stwarza mężczyzną, kobietą, gejem, lesbijką, itd. Nie żaden Bóg, ale genderysta będzie decydował, kim chce być. Na nic tzw. drugorzędne cechy płciowe, na nic wykształcone organy rozrodcze. On, człowiek chce wybrać sobie płeć. Nie klub, partię polityczną czy stowarzyszenie. Jego żądze mają określać jego tożsamość płciową, a kto się z tym nie zgadza, to „homofob”, „faszysta”, „ciemnogrodzianin” lub ktoś inny (do wyboru z bogatego zasobnika określeń „mowy miłości” homoaktywistów).
Bluźnierstwo przeciwko rodzinie
Tego jednak wyznawcom antyreligii genderyzmu za mało. Nie wystarczy zdetronizować Boga. Zaprzeczyć Jego dziełu stworzenia. Ponieważ w religii katolickiej kontynuacją dzieła stworzenia jest Boży plan, w którym Bóg daruje człowiekowi ziemię i poleca ją zaludnić oraz czynić sobie poddaną, homoaktywiści dążą do wykreowania własnych wspólnot, które zastąpią rodzinę. Zaczyna się od głośnego domagania się tzw. „tolerancji”, choć jest to słowo wytrych. Tolerancja nie ma bowiem nic wspólnego ani z akceptacją, ani tym bardziej z afirmacją. Jednak trudno byłoby społeczeństwom używającym rozumu zaakceptować od razu szaleństwo tzw. homozwiązków rozumianych jako pełnoprawne małżeństwa, więc na gruncie prawa mówi się początkowo o rodzaju tzw. „związków partnerskich”, ułatwień prawnych w kwestii dziedziczenia, informacji o tzw. partnerze itp. Kiedy już wprowadzi się taki karkołomny twór prawny, uznając, że sposób zaspakajania swoich żądz uprawnia do czegokolwiek należnego małżeństwu lub rodzinie, daje jakieś uprawnienia, genderyści mogą spokojnie zakomunikować światu niczym w partii szachów „szach – mat”. Jakikolwiek ruch ze strony ludzi akceptujących naturalny porządek świata jest już skazany na porażkę. Od tzw. „związków partnerskich” w imię niedyskryminowania przechodzi się do żądań homomałżeństw, a następnie przyznania im pełni praw. Tak, jak w szaleństwie uznania prostytucji za pracę. Jeśli to zawód, jak każdy inny, dlaczego nie zażądać rekrutacji na wolne etaty od państwowych urzędów pracy? Jeśli homomałżeństwo to małżeństwo, jak można odmówić im prawa do adopcji? Jeśli chcemy się obronić przed takim finałem, trzeba od początku spokojnie, ale stanowczo i bez najmniejszych ustępstw mówić „nie” postulatom genderyzmu. To nie człowiek decyduje, jak wygląda normalna rodzina. W doktrynie katolickiej uczynił to Bóg, a to, że jest to w pełni zgodne z prawem naturalnym, daje nam pełne prawo domagania się od władz państwowych poszanowania i obrony tego porządku, dodatkowo chronionego zapisem konstytucji Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.
Bluźnierstwo przeciwko płodności
Na początku stworzenia Bóg błogosławi pierwszej parze ludzkiej i poleca zaludnić jej ziemię. To zapewnia kontynuację dzieła stworzenia. Homozwiązki z góry skazane są na koniec wraz ze śmiercią. Biologicznie nie mogą dać początku nowemu życiu i przekazywać tym samym swoich nienaturalnych wzorców zachowań, domagają się więc szybko prawa do adopcji dzieci, aby pokonać naturalną barierę jaką Stwórca postawił polecając ludziom, aby rozmnażali się i zaludnili ziemię. Dzieci wychowywane w tak nienaturalnym środowisku narażone są na poważne szkody moralne, nie mówiąc już o głośnych przypadkach molestowania i pedofilii, kiedy okazywało się że homoseksulany opiekun miał też skłonności pedofilskie. Musimy pamiętać, że jakiekolwiek ustępstwo na rzecz legalizacji homozwiązków, wcześniej czy później dojdzie do etapu żądań adopcyjnych.
Bluźnierstwo przeciwko miłości
„Miłość to miłość” głosi populistyczny dogmat homoaktywistów. Przy bliższym przyjrzeniu się temu sloganowi, dostrzegamy w nim kolejne bluźnierstwo przeciwko Bogu, Który jest miłością. Dlaczego? Owszem, jest miłość matki do dziecka, miłość narzeczeńska, małżeńska, miłość do Ojczyzny. Są to różne rodzaje miłości. Ale są też miłości zaburzone, niebezpieczne, „miłości”, których w żaden sposób nie można postawić na równi i usprawiedliwić. Jakie? Np egoizm. Czyż nie jest miłością? Owszem, jest. Jest miłością własną, ale na tyle zaburzoną, że nikt szanujący normy moralne nie będzie głosił pochwały egoizmu. Kolejny przykład to zazdrość. Czyż nie jest to uczucie „miłości” chorej, zawłaszczającej drugiego człowieka? Dalej, szowinizm, czyż nie jest uwielbieniem, tyle że tak patologicznym, że ostrzega się przed nim? Aż strach brnąć dalej i pytać o zaburzoną miłość do zwierząt czy dzieci. Wszystkie one mają jeden wspólny mianownik z tym, co homoaktywiści nazywają miłością homoseksualną – mianowicie są sprzeczne z naturą człowieka.
Bluźnierstwo przeciwko miłosierdziu
Homolobby z lubością odwołuje się do nauczania Ojca Świętego i szafuje jednym z najświętszych słów, jakim jest miłosierdzie. Chrystus Pan na Golgocie modlił się nawet za oprawców, Piotrowi i cudzołożnicy okazał miłosierdzie. Pochylał się nad wykluczonymi. Dla genderowców brakuje już tylko pośród ośmiu błogosławieństw sformułowania „błogosławieni jesteście geje i lesbijki, ponieważ nie pozwalają wam kochać się i zakładać rodzin”. Jednak takiego sformułowania nie doczekają się nigdy, nawet w najbardziej nieudolnym tłumaczeniu Biblii. Dlaczego? Miłosierdzie o którym tak dużo naucza papież, cudownie ilustruje spotkanie Jezusa z kobietą cudzołożną. Jezus poleca rzucić na nią kamień temu, kto jest bez grzechu, po czym odsyła ją bezpieczną do domu. Homoaktywiści pomijają jednak tutaj decydujące zdanie. Jezus bowiem pyta ją: „kobieto, nikt cię nie potępił”. „Nie Panie,” odpowiada kobieta. „Zatem idź, ale od tej pory już nie grzesz” mówi Jezus. Oto najkrótsza nauka o miłosierdziu. Jezus przebacza, ale domaga się poprawy. Co robią homoaktywiści? Wylegają na ulice, domagając się akceptacji i afirmacji.
Kiedy więc próbuje się budować na naszych oczach antyreligię, gdy na ulicach tzw. marsze równości mają stanowić rodzaj „genderowcyh procesji” jedyne co nam pozostaje, to przypomnienie sobie słów bł. ks. Jerzego Popiełuszki. „Aby pozostać człowiekiem wolnym duchowo, trzeba żyć w prawdzie. Życie w prawdzie to dawanie świadectwa na zewnątrz, to przyznawanie się do niej i upominanie się o nią w każdej sytuacji. Prawda jest niezmienna. Prawdy nie da się zniszczyć taką czy inną decyzją, taką czy inną ustawą. Na tym polega w zasadzie nasza niewola, że poddajemy się panowaniu kłamstwa, że go nie demaskujemy i nie protestujemy przeciw niemu na co dzień. Nie prostujemy go, milczymy lub udajemy, że w nie wierzymy. Żyjemy wtedy w zakłamaniu. Odważne świadczenie prawdy jest drogą prowadzącą bezpośrednio do wolności.”
Zatem, życzę wszystkim wierzącym duchownym i świeckim odwagi w przyznawaniu się do prawdy i demaskowaniu kłamstw oraz bluźnierstw homopropagandy.