Miesięczne archiwum: kwiecień 2014

Święty Jan Paweł II i jego dzieci

Ze Świętym Janem Pawłem IISanto subito stało się faktem. Dziś, Jan Paweł II zaliczony został w poczet świętych. W nowożytnych dziejach Kościoła, to bardzo szybka kanonizacja. Zresztą ci, którzy go pamiętają nie mogą się temu dziwić. Już za życia Świętego mówiło się o cudach dziejących się w jego obecności, a piszący te słowa zna osobiście przynajmniej jeden przypadek powrotu do zdrowia po mszy świętej sprawowanej przez świętego Jana Pawła II. Stąd też znaki z niebios potwierdzające jego świętość nie dały zbyt długo czekać na dzień dzisiejszy. Należy też przypuszczać, że takich znaków, znanych jedynie tym, którzy nimi zostali obdarowani oraz jedynie Panu Bogu jest zdecydowanie więcej.

Jednak dzisiejszego wieczoru, kiedy właśnie zakończyliśmy modlitewne czuwanie w intencji dziękczynienia za dar kanonizacji Papieża Polaka, przypomniała mi się kampania nienawiści sygnowana przez Awangardę Zepsucia w polskiej polityce oczerniająca Świętego, zarzucając mu że jako kapłan miał dzieci. Zresztą jak pisały media, za tą niewybredną akcją stali ci sami ludzie, którzy wszelkie zepsucie starają się przedstawiać jako normę, którą chcieliby zaprowadzić, niszcząc przy okazji wszelkie poczucie wstydu i chrześcijańskiej moralności.

Dziś jednak, kiedy cieszymy się z zaliczenia w poczet świętych Jana Pawła II, chcę napisać że owi demoralizatorzy wcale nie będą mieli ułatwionego zadania i to za sprawą prawdziwych dzieci Świętego Jana Pawła II. Niektóre z nich zresztą pisują regularnie na moim blogu.  O ile nikt rozsądny nie ma wątpliwości co do świętości życia Jana Pawła II, o tyle nie wszyscy dostrzegają, że prawdziwe dzieci Świętego, to młodzież, która stara się żyć według jego nauczania. Pamiętam dzień, kiedy Święty odchodził do Domu Ojca. W kościele zaczęli gromadzić się ludzie. W jednej z pierwszych ławek siedział chłopiec o wizerunku i ubiorze typowego „dresa”. Stał i płakał, kiedy odmawialiśmy nieszpory za zmarłego Papieża. Co myślał, jak potoczyło się jego dalsze życie, nie mam pojęcia. Ale w tamtej chwili to był jego duchowy syn, który rozumiał kim był ów Wielki Polak. Ktoś inny, ocierając łzy z policzka mówił, że teraz najważniejsze jest, aby wypełnić w swoim życiu to, czego nauczał. Czy to nie duchowe dzieci Świętego?

Od tamtej chwili minęło dziewięć lat, a jak wspomniałem wcześniej, dzieci Świętego wciąż przybywa. Jak bowiem inaczej nazwać młode dziewczyny, dla których słowo „szanować się” jest codziennością, a nie teorią, i które o zamiast o „chodzeniu z kimś” wolą mówić o prawdziwej przyjaźni i pragnieniu, aby być kiedyś dla swojego męża prawdziwym darem i „całym a nie nadryzionym jabłkiem”? Dziewczyny, które zaczynają planowanie własnego życia od modlitwy za przyszłego męża i marzeniu, aby był to kochający mąż i ojciec rodziny. Jak nazwać nastolatka, który w wieku, gdy wielu wcześniej pobożnych kolegów odchodzi od Kościoła, zwraca się z prośbą o przyjęcie go do grona ministrantów? Kim jest zagubiona dziewczynka z jednego z tych bloków, gdzie w biały dzień kto nie musi, stara się to miejsce omijać z daleka, a ona spotykając dawnego katechetę nie rzuca przekleństwa, i nie odwraca głowy, lecz biegnie przywitać się z uśmiechem na twarzy i radosnym „ksiąąąąąąądz!” Czy to nie duchowe dziecko Jana Pawła II? Duchowe Dzieci Świętego spotykam każdego dnia. Bóg bowiem dał mi tę łaskę, że wciąż mogę pracować z dziećmi i młodzieżą, że wciąż mogę służyć Bogu i ludziom jako katecheta. Święty Janie Pawle, to są Twoje dzieci, a ty ich i nas – ich duchowych przewodników, prowadź tą drogą, która doprowadziła cię do chwały ołtarzy.

Awantury nad świętym

Fot. ? wjarek - Fotolia.com
Fot. ? wjarek – Fotolia.com

Santo subito! Wołały transparenty na placu św. Piotra w dniu pogrzebu papieża Jana Pawła II. Przywódcy państw i narodów, które przeciętny Polak musiałby się mocno zastanowić, nim wskazałby na mapie przyjechali na uroczystość jego pogrzebu. Chrześcijanie, Żydzi, Muzułmanie… Nikt nie tłumaczył się, że to katolicka uroczystość religijna, bo taką przecież był katolicki pogrzeb papieża Polaka. Krążyły nawet wówczas medialne plotki, że przywódca Iranu i premier Izraela podali sobie dłonie na znak pokoju. Były to raczej tylko plotki, ale NIKT wówczas używający rozumu nie zaryzykowałby twierdzenia, że Papież Polak DZIELIŁ.

Jego życie, nauczanie, nawet odchodzenie do Domu Ojca na oczach świata, było jednym wielkim przesłaniem miłości. Miłości do Boga i miłości do człowieka. Wszystkich ludzi i narodów. Zaryzykowałbym nawet twierdzenie, że także do ludzi wszystkich religii. Wszak tam, gdzie jechał, spotykał się nie tylko z katolikami, ale także z przywódcami innych religii. Ileż kontrowersji wywołało zdjęcie, na którym widać, jak Jan Paweł II oddaje cześć i szacunek świętej księdze muzułmanów. On także uczył nas patrzeć na Żydów, jako na naszych starszych braci.

Gdyby wówczas ktoś powiedział, że postać i nauczanie Jana Pawła II dzielą ludzi, nikt nie potraktowałby go poważnie. Przecież Pielgrzym Świata kiedy trzeba było ujmował się na prześladowanymi, kiedy indziej przyjmował najkrwawszych dyktatorów świata by przypomnieć im, że nie takiego życia dla swoich dzieci pragnie Bóg. Wspierał nas Polaków w europejskich aspiracjach, ale też głośno i wyraźnie bronił życia i zdecydowanie powtarzał, że naród, który zabija własne dzieci, jest narodem bez przyszłości.  Mimo wszystko, Świat i jego przywódcy oddawali mu szacunek. Doceniano w nim nie tylko działania na rzecz pokoju, ale także autentyzm wyznawanej wiary.

Za jego życia nikt nie mówił, że DZIELI, za to jakże wielu mówiło, że ŁĄCZY; przebacza i uczy przebaczać.  Dziś jednak oglądając strzępy wiadomości, głównie w celu wysłuchania o bieżącej sytuacji u naszego wschodniego sąsiada, aż trudno mi było uwierzyć własnym uszom, kiedy zwolennicy legalnego zabijania dzieci nienarodzonych, związków sodomickich i seksualizacji dzieci, piewcy „wyrzekania się Polskości”, oponowali do końca przeciwko uhonorowaniu uchwałą Sejmu kanonizacji (kanonizacja to oficjalne uznanie przez Stolicę Apostolską świętości danej zmarłej osoby z racji osiągnięcia przez nią doskonałości moralnej w stopniu heroicznym. cyt. wikipedia). Pani poseł (ta,  sama, w stosunku do której niezawisły sąd RP uznał, że można twierdzić, iż znajduje się na liście płac przemysłu aborcyjnego) miłym głosem tłumaczyła Polakom, że taka uchwała to nieporozumienie, gdyż powinniśmy rozmawiać o tym, co nas łączy, a nie o tym co dzieli… Zwyczajnie był to dla mnie sygnał do naciśnięcia czerwonego przycisku na pilocie. Teraz przynajmniej wiemy, że łączyć nas ma w mniemaniu lewackich ugrupowań moralna zgnilizna, jaką się nam na siłę próbuje wepchnąć w system prawny, dzielić zaś nas zawsze będzie to, co autentycznie święte, co szlachetne, wzniosłe, co przypomina nam, że jesteśmy dziećmi Boga a nie ślepego przypadku. Tylko co na to powiedziałby św. Jan Paweł II?

Chrystus Zmartwychwstał!

Fot. ? Glenda Powers - Fotolia.com
Fot. ? Glenda Powers – Fotolia.com

W dniu, kiedy wszystko nabrało innego znaczenia, w czasie, od którego już nic nie będzie takie samo, w momencie, kiedy powstał z martwych Pan wszelkiego stworzenia, raduje się cały świat, cieszą się ludzie, wyzwoleni z mroku i grzechu śmierci.

Na pamiątkę tego dnia, obchodzimy Święta Wielkiej Nocy, w czasie których wciąż na nowo uświadamiamy sobie, jak wielką godnością zostaliśmy obdarowani. Oto zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy. Nie straszne nam już od tej chwili żadne światowe klęski, bo mając za Pana i Mistrza zwycięzcę śmierci, piekła i szatana, jesteśmy już w gronie tych, którzy zostali zaliczeni do grona wybranych i obdarowani posiadłościami w krainie, gdzie cierpienia i śmierci już więcej nie będzie, a Baranek, który był zabity, a teraz żyje na wieki otrze z naszego oka każdą łzę.

Tego dnia, w radosne święta Zmartwychwstania Pańskiego, Staropolskim zwyczajem składamy sobie życzenia. Pragnę więc życzyć wszystkim moim współpracownikom i czytelnikom bloga, w imieniu moim oraz moich Młodych Redaktorów współtworzących stronę www.matuszny.opoka.org.pl Wielkanocnej radości i pogody ducha. Niech Zmartwychwstały nieustannie napełnia Wasze życie radością i pokojem. Niech dodaje sił, kiedy po ludzku patrząc zaczyna ich brakować. Darząc zaś łaską Swej nieustannej obecności pośród swego ludu, niech kieruje waszym życiem, by zawsze zmierzało ono tam, gdzie są najprawdziwsze wartości – Miłość, Prawda, Dobro i Piękno.

Radosnego Alleluja!

ks. Mirosław Matuszny
wraz z Zespołem Redakcji Bloga

Wiosenne wydmuszki

Fot. ? davros - Fotolia.com
Fot. ? davros – Fotolia.com

Wielkosobotnie przedpołudnie to tradycyjny czas poświęcenia pokarmów. To zwiastun i zapowiedź tego, co rozbrzmiewać będzie od Wieczerzy Wigilii Paschalnej przez cały okres Wielkanocny – radosnego Alleluja. Niestety od lat obserwuję, że obraz, jaki wyłania się w naszych parafiach przy okazji tego obrzędu jest bardzo smutny, i to nie mimo tego, że to obrzęd, który gromadzi najwięcej wiernych w ciągu roku, ale WŁAŚNIE DLATEGO!

Tak, rozumiem zdziwienie wielu czytelników mojego bloga. No jak to? Ksiądz smuci się, że ludzie przyszli do kościoła? Tak, z roku na rok obrzęd poświęcenia pokarmów napawa mnie coraz większym smutkiem, ponieważ pokazuje, jak wiara została zastąpiona li tylko zwyczajami, i to coraz bardziej oderwanymi od jakichkolwiek odniesień religijnych. Nie jest tajemnicą, że nawet z obrzędów religijnych, ba czasem nawet sakramentów, można zrobić zabobon. Przejąć obrzęd i wypełnić go swoją własną treścią. Swoją wiarą, tyle, że zupełnie „z kosmosu wziętą”, bez Chrystusa, bez Zmartwychwstania, bez nadziei na życie wieczne, nie mówiąc już o zachowaniu jakichkolwiek wymagań dotyczących chrześcijańskiej moralności.

„Byłam poświęcić jajka, mam na rok czasu spokój z kościołem”, usłyszał kiedyś mój kolega ksiądz, fragment przypadkowej rozmowy, jaką „jedna pani z drugą panią” prowadziły w autobusie komunikacji miejskiej. „Kochane dzieci, w niedzielę będziemy przeżywać największe święto w ciągu roku – pamiątkę Zmartwychwstania Pana Jezusa. Nie może nas wtedy zabraknąć w kościele na mszy św.”, przypominam moim „maluchom” z piątych i szóstych klas na ostatniej katechezie przed świętami. I co słyszę, w każdej jednej klasie? „Tak proszę księdza, przyjdę poświęcić pokarmy” odpowiadają jako pierwsze dzieci z domów, bo często nie rodzin, których łączy z Kościołem jedynie metryka chrztu…

Coś ich jeszcze wiedzie do kościoła ten jeden raz w roku. Łudzę się jeszcze mimo siedemnastu lat posługi kapłańskiej, że może to resztki sumienia i po poświęceniu zapowiadam, że nie składam wielkanocnych życzeń, bo zrobię to jutro, bo choć zwyczaj błogosławienia pokarmów jest stary i uświęcony, to gdyby ktoś nie wziął w nim udziału, to nic się nie stanie. Byłoby natomiast grzechem śmiertelnym, gdyby zabrakło nas na mszy św. w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego.

Może dobieram źle słowa, może wciąż za mało jest modlitwy za tych, którzy raz do roku, tłumnie wypełniają kościoły, aby poświęcić pokarmy, może Pan Bóg wskrzesi jeszcze w nich iskrę wiary, ale gdzieś w głębi boję się, że mamy do czynienia z już nie ze Świątecznymi (bo co świętuje człowiek, który nawet w Wielkanoc nie chce spotkać się z Chrystusem obecnym w Eucharystii, kojarzącym święta z kurczętami, zajączkami, jajkami, tylko nie ze Zmartwychwstałym) ale wiosennymi i nie jajkami (bo te przecież przeniknęły do symboliki chrześcijańskiej, jako symbol nowego życia – symbol życia wiecznego w szczęściu i miłości, jakiego możemy dostąpić dzięki Zmartwychwstaniu Pana) ale wydmuszkami. Często kolorowymi z zewnątrz, lecz pustymi w środku, z których nie wykluje się już żadne życie. Bo „z pustego i Salomon nie naleje”? Jak więc wypełnić życiem te „wiosenne wydmuszki”, jak napełnić treścią wiary w Najprawdziwszy cud Zmartwychwstania życie tych, którzy szczęścia i spełnienia szukają w oglądaniu „wiosennych witryn” w centrach handlowych a sferę religii sprowadzają do „poświęcenia jajek”, zaś wiedzę o Kościele czerpią z Kwejka i Facebooka?

Tej odpowiedzi chyba trzeba wciąż poszukiwać na kolanach, przed obecnym w Najświętszym Sakramencie Chrystusem, oczekującym na swoich uczniów także dziś, w symbolicznych Grobach Pańskich, gdzie wspominamy zstąpienie Chrystusa do Otchłani, aby wyprowadził z Piekieł sprawiedliwych Starego Przymierza, którzy nie mogli wtedy jeszcze zaznać pełni szczęścia i miłości, gdyż Chrystus wówczas jeszcze nie zmartwychwstał.

Módlmy się, by Chrystus wyprowadził ze współczesnej otchłani grzechu i nicości ludzi, przypominających wiosenne wydmuszki…

Współczesna Golgota

Fot. ? Spectral-Design - Fotolia.com
Fot. ? Spectral-Design – Fotolia.com

Wielki Piątek to czas refleksji nad Męką Pańską. Jednak wróciwszy po Liturgii do domu i przejrzawszy „aktywność” wielu młodych internautów w Sieci przypomniała mi się jedna z postaci, w ręce której został powierzony Zbawiciel.

Tą postacią jest król Herod. Słysząc o cudach Jezusa, od dawna chciał Go zobaczyć. Tak się złożyło, że tego dnia pełnego miłości Jezus postanowił spełnić i to pragnienie. Pozwolił postawić się przed miejscowym satrapą jako skazaniec. Oto teraz w rękach ciekawskiego władcy, nazywającego siebie królem, choć zależnego w wielu kwestiach od okupacyjnej władzy Rzymu, stanął Ten, którego tak bardzo chciał spotkać. Jednak miało okazać się już wkrótce, że świat Jezusa z Nazaretu zupełnie nie pasuje do świata, w jakim żyje Herod. Ziemski władca przyzwyczaił się do traktowania poddanych, jak swojej własności. Uznawania ludzi za głupszych od siebie, czynienia z nich błaznów, mających zabawiać Jego Wysokość…

Dlatego ów Herod jest jedynym człowiekiem opisanym w Ewangelii, z którym Jezus nie chciał rozmawiać. Nie odezwał się do niego ani jednym słowem. Zwyczajnie nie było sensu. Od tej pory Herod Nim wzgardził i odesłał z powrotem do Piłata.

Tyle Ewangelia, ale dziś, dwa tysiące lat później ma się wrażenie, że historia znów się powtarza. Współczesny człowiek, który został sponiewierany i odarty z godności, też gardzi często Chrystusem z tych samych powodów co Herod. Dzisiejszy człowiek też chciałby, aby Bóg był jego sługą i błaznem. Zjawiał się przed jego obliczem, kiedy ma na to ochotę, nie pokazywał się na oczy, kiedy człowiek sobie tego nie życzy. Czynił cuda, kiedy tylko tego zażąda, zabawiał i zamieniał się w błazna, kiedy trzeba rozweselić oblicze władcy. Tak oto człowiek stawia się w miejscu Boga, a Boga pragnie uczynić sługą i niewolnikiem. Nie zauważa przy tym, że Bóg w Jezusie już stał się Sługą wszystkich, płacąc cenę własnego życia za nasze grzechy.

Tymczasem jarmarczny zgiełk współczesnych internetowych forów, pojawiające się tu i tam świąteczne zajączki, zamiast Zmartwychwstałego, wreszcie kolejne fotografie wystawiających się „jak na sprzedaż” dzieci wychowywanych przez ulicę, czynią jeszcze głośniejszym krzyk Pana, który rozległ się wówczas na Golgocie: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił…”

Miserere nobis Domine…

Księżowskie przemyślenia

SAMSUNG CSCDawno mnie tu nie było. I to bynajmniej nie z lenistwa. Wydawać by się mogło, że umknął mi na blogu gdzieś tegoroczny Wielki Post. Zleciał nie wiadomo kiedy. Licząc na to, że po zakończeniu kolędy będę miał więcej czasu, zwyczajnie po ludzku się przeliczyłem.

Dziś  Wielki Czwartek, który zresztą też już się za kilkadziesiąt minut skończy. W międzyczasie tyle się wydarzyło, tyle razy chciałem o tym napisać, ale zawsze zegar przywoływał mnie do porządku przypominając, że aby żyć, trzeba także przespać kilka godzin. Dlatego dziś mały kalejdoskop kilku ciekawych wydarzeń.

Najpierw chcę przede wszystkim podziękować tym, którzy przesłali mi w różnej formie swoje życzenia. Wielki Czwartek wszakże to pamiątka ustanowienia sakramentów kapłaństwa i Eucharystii. Bóg zapłać tym, którzy nie tylko mi, ale także innym kapłanom dobrze życzą i wspierają nas swoimi modlitwami.

Wczoraj wraz z uczniami i absolwentami Szkoły Podstawowej nr 27 wystawialiśmy inscenizację Wielkanocną zatytułowaną „Chłopczyca – cała prawda o człowieku”. Kilka prostych przemyśleń, fabuła z życia wzięta, ukazana miłość w rodzinie, poświęcenie i wiara i naraz przesłanie świąt Wielkiej Nocy staje się bliższe nam wszystkim. Tekst inscenizacji w zakładce katechetycznej Szkoły Podstawowej, nagranie video w Video TV. Kochane dzieciaki dały z siebie wszystko. Czy zapamiętają to, co chciałem im przekazać? Chciałbym wierzyć, że tak, choć niezbadane są plany Bożej Opatrzności i zamysły Przedwiecznego względem nas. Jednego tylko możemy być pewni tu, na tym Bożym świecie – tego, że On nas kocha NAD ŻYCIE.

Cofam się kolejny tydzień wstecz. Szkolne Rekolekcje. Zawsze zastanawiam się, czy warto, czy potrzeba przypominania uczniom o rzeczach oczywistych, a Pan Bóg kolejny raz uświadamia mi, że warto. Widok mojej „łobuzerki” z najstarszych klas podstawówki przy konfesjonałach był wzruszający. Pokazał, że iskierka dobra w „najtrudniejszych z trudnych klas i uczniów” wciąż nie zagasła i z pomocą Bożej łaski walczy o utrzymanie nadziei w małych serduszkach, które wciąż narażone są na podeptanie przez grzech i zło.

Kolejna retrospekcja. Moje kochane „neonki” z Liceum Śródziemnomorskiego. Warto było zostać katechetą dla tej jednej katechezy. Prowadzić lekcję, na której moje „Księżniczki” z drugiej klasy spokojnie, rzeczowo ale z najgłębszym przekonaniem tłumaczą kolegom i koleżankom, jak wielką wartością w ich życiu jest czystość przedmałżeńska – bezcenne! Takie świadectwo wystarczy za kilka godzin mojego tłumaczenia.

Zresztą wystarczy tych migawek z minionego czasu po tej dłuższej przerwie. Kiedy dziś, w ten kończący się Wielki Czwartek myślę o tym wszystkim, padając prawie ze zmęczenia, gdy przeglądając tzw. portale głównego nurtu widzę, że „niepokorni kapłani” stają się bohaterami w walce przeciwko Kościołowi, kiedy jeden z nagłówków krzyczy „Ile zarabiają księża”, mam chęć krzyknąć tym wszystkim dziennikarzom piszącym w taki właśnie sposób o kapłaństwie: „guzik wiecie na ten temat! Nie zrozumiecie ani kapłaństwa, ani Eucharystii ani Kościoła, jeśli nie spojrzycie wgłąb waszych serc i nie odszukacie tam Jezusa – Kapłana Nowego Przymierza, który nadał zarówno życiu jak i śmierci nowe znaczenie!”

Dobranoc, i raz jeszcze wszystkim dziękuję za życzenia.