Santo subito stało się faktem. Dziś, Jan Paweł II zaliczony został w poczet świętych. W nowożytnych dziejach Kościoła, to bardzo szybka kanonizacja. Zresztą ci, którzy go pamiętają nie mogą się temu dziwić. Już za życia Świętego mówiło się o cudach dziejących się w jego obecności, a piszący te słowa zna osobiście przynajmniej jeden przypadek powrotu do zdrowia po mszy świętej sprawowanej przez świętego Jana Pawła II. Stąd też znaki z niebios potwierdzające jego świętość nie dały zbyt długo czekać na dzień dzisiejszy. Należy też przypuszczać, że takich znaków, znanych jedynie tym, którzy nimi zostali obdarowani oraz jedynie Panu Bogu jest zdecydowanie więcej.
Jednak dzisiejszego wieczoru, kiedy właśnie zakończyliśmy modlitewne czuwanie w intencji dziękczynienia za dar kanonizacji Papieża Polaka, przypomniała mi się kampania nienawiści sygnowana przez Awangardę Zepsucia w polskiej polityce oczerniająca Świętego, zarzucając mu że jako kapłan miał dzieci. Zresztą jak pisały media, za tą niewybredną akcją stali ci sami ludzie, którzy wszelkie zepsucie starają się przedstawiać jako normę, którą chcieliby zaprowadzić, niszcząc przy okazji wszelkie poczucie wstydu i chrześcijańskiej moralności.
Dziś jednak, kiedy cieszymy się z zaliczenia w poczet świętych Jana Pawła II, chcę napisać że owi demoralizatorzy wcale nie będą mieli ułatwionego zadania i to za sprawą prawdziwych dzieci Świętego Jana Pawła II. Niektóre z nich zresztą pisują regularnie na moim blogu. O ile nikt rozsądny nie ma wątpliwości co do świętości życia Jana Pawła II, o tyle nie wszyscy dostrzegają, że prawdziwe dzieci Świętego, to młodzież, która stara się żyć według jego nauczania. Pamiętam dzień, kiedy Święty odchodził do Domu Ojca. W kościele zaczęli gromadzić się ludzie. W jednej z pierwszych ławek siedział chłopiec o wizerunku i ubiorze typowego „dresa”. Stał i płakał, kiedy odmawialiśmy nieszpory za zmarłego Papieża. Co myślał, jak potoczyło się jego dalsze życie, nie mam pojęcia. Ale w tamtej chwili to był jego duchowy syn, który rozumiał kim był ów Wielki Polak. Ktoś inny, ocierając łzy z policzka mówił, że teraz najważniejsze jest, aby wypełnić w swoim życiu to, czego nauczał. Czy to nie duchowe dzieci Świętego?
Od tamtej chwili minęło dziewięć lat, a jak wspomniałem wcześniej, dzieci Świętego wciąż przybywa. Jak bowiem inaczej nazwać młode dziewczyny, dla których słowo „szanować się” jest codziennością, a nie teorią, i które o zamiast o „chodzeniu z kimś” wolą mówić o prawdziwej przyjaźni i pragnieniu, aby być kiedyś dla swojego męża prawdziwym darem i „całym a nie nadryzionym jabłkiem”? Dziewczyny, które zaczynają planowanie własnego życia od modlitwy za przyszłego męża i marzeniu, aby był to kochający mąż i ojciec rodziny. Jak nazwać nastolatka, który w wieku, gdy wielu wcześniej pobożnych kolegów odchodzi od Kościoła, zwraca się z prośbą o przyjęcie go do grona ministrantów? Kim jest zagubiona dziewczynka z jednego z tych bloków, gdzie w biały dzień kto nie musi, stara się to miejsce omijać z daleka, a ona spotykając dawnego katechetę nie rzuca przekleństwa, i nie odwraca głowy, lecz biegnie przywitać się z uśmiechem na twarzy i radosnym „ksiąąąąąąądz!” Czy to nie duchowe dziecko Jana Pawła II? Duchowe Dzieci Świętego spotykam każdego dnia. Bóg bowiem dał mi tę łaskę, że wciąż mogę pracować z dziećmi i młodzieżą, że wciąż mogę służyć Bogu i ludziom jako katecheta. Święty Janie Pawle, to są Twoje dzieci, a ty ich i nas – ich duchowych przewodników, prowadź tą drogą, która doprowadziła cię do chwały ołtarzy.
Tak, proszę Księdza. Dziękujmy Bogu za dar papieża Polaka oraz za owoce Jego swiętości w postaci Jego (duchowych) dzieci, do których, myślę, również mogę się zaliczyć. Szczęść Boże!