Dzienne archiwum: 19 kwietnia 2014

Wiosenne wydmuszki

Fot. ? davros - Fotolia.com
Fot. ? davros – Fotolia.com

Wielkosobotnie przedpołudnie to tradycyjny czas poświęcenia pokarmów. To zwiastun i zapowiedź tego, co rozbrzmiewać będzie od Wieczerzy Wigilii Paschalnej przez cały okres Wielkanocny – radosnego Alleluja. Niestety od lat obserwuję, że obraz, jaki wyłania się w naszych parafiach przy okazji tego obrzędu jest bardzo smutny, i to nie mimo tego, że to obrzęd, który gromadzi najwięcej wiernych w ciągu roku, ale WŁAŚNIE DLATEGO!

Tak, rozumiem zdziwienie wielu czytelników mojego bloga. No jak to? Ksiądz smuci się, że ludzie przyszli do kościoła? Tak, z roku na rok obrzęd poświęcenia pokarmów napawa mnie coraz większym smutkiem, ponieważ pokazuje, jak wiara została zastąpiona li tylko zwyczajami, i to coraz bardziej oderwanymi od jakichkolwiek odniesień religijnych. Nie jest tajemnicą, że nawet z obrzędów religijnych, ba czasem nawet sakramentów, można zrobić zabobon. Przejąć obrzęd i wypełnić go swoją własną treścią. Swoją wiarą, tyle, że zupełnie „z kosmosu wziętą”, bez Chrystusa, bez Zmartwychwstania, bez nadziei na życie wieczne, nie mówiąc już o zachowaniu jakichkolwiek wymagań dotyczących chrześcijańskiej moralności.

„Byłam poświęcić jajka, mam na rok czasu spokój z kościołem”, usłyszał kiedyś mój kolega ksiądz, fragment przypadkowej rozmowy, jaką „jedna pani z drugą panią” prowadziły w autobusie komunikacji miejskiej. „Kochane dzieci, w niedzielę będziemy przeżywać największe święto w ciągu roku – pamiątkę Zmartwychwstania Pana Jezusa. Nie może nas wtedy zabraknąć w kościele na mszy św.”, przypominam moim „maluchom” z piątych i szóstych klas na ostatniej katechezie przed świętami. I co słyszę, w każdej jednej klasie? „Tak proszę księdza, przyjdę poświęcić pokarmy” odpowiadają jako pierwsze dzieci z domów, bo często nie rodzin, których łączy z Kościołem jedynie metryka chrztu…

Coś ich jeszcze wiedzie do kościoła ten jeden raz w roku. Łudzę się jeszcze mimo siedemnastu lat posługi kapłańskiej, że może to resztki sumienia i po poświęceniu zapowiadam, że nie składam wielkanocnych życzeń, bo zrobię to jutro, bo choć zwyczaj błogosławienia pokarmów jest stary i uświęcony, to gdyby ktoś nie wziął w nim udziału, to nic się nie stanie. Byłoby natomiast grzechem śmiertelnym, gdyby zabrakło nas na mszy św. w Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego.

Może dobieram źle słowa, może wciąż za mało jest modlitwy za tych, którzy raz do roku, tłumnie wypełniają kościoły, aby poświęcić pokarmy, może Pan Bóg wskrzesi jeszcze w nich iskrę wiary, ale gdzieś w głębi boję się, że mamy do czynienia z już nie ze Świątecznymi (bo co świętuje człowiek, który nawet w Wielkanoc nie chce spotkać się z Chrystusem obecnym w Eucharystii, kojarzącym święta z kurczętami, zajączkami, jajkami, tylko nie ze Zmartwychwstałym) ale wiosennymi i nie jajkami (bo te przecież przeniknęły do symboliki chrześcijańskiej, jako symbol nowego życia – symbol życia wiecznego w szczęściu i miłości, jakiego możemy dostąpić dzięki Zmartwychwstaniu Pana) ale wydmuszkami. Często kolorowymi z zewnątrz, lecz pustymi w środku, z których nie wykluje się już żadne życie. Bo „z pustego i Salomon nie naleje”? Jak więc wypełnić życiem te „wiosenne wydmuszki”, jak napełnić treścią wiary w Najprawdziwszy cud Zmartwychwstania życie tych, którzy szczęścia i spełnienia szukają w oglądaniu „wiosennych witryn” w centrach handlowych a sferę religii sprowadzają do „poświęcenia jajek”, zaś wiedzę o Kościele czerpią z Kwejka i Facebooka?

Tej odpowiedzi chyba trzeba wciąż poszukiwać na kolanach, przed obecnym w Najświętszym Sakramencie Chrystusem, oczekującym na swoich uczniów także dziś, w symbolicznych Grobach Pańskich, gdzie wspominamy zstąpienie Chrystusa do Otchłani, aby wyprowadził z Piekieł sprawiedliwych Starego Przymierza, którzy nie mogli wtedy jeszcze zaznać pełni szczęścia i miłości, gdyż Chrystus wówczas jeszcze nie zmartwychwstał.

Módlmy się, by Chrystus wyprowadził ze współczesnej otchłani grzechu i nicości ludzi, przypominających wiosenne wydmuszki…