Dziś dzień papieski. Kolejny w polskim Kościele. Ustanowiony w czasie, gdy papieżem był święty Jan Paweł II. Jak dziś go przeżywamy? Jak wspominamy świętego, którego tylu z nas na własne oczy widziało, tylu słuchało jego słów i kazań, tulu mogło się osobiście spotkać z nim chociaż przez chwilę?
Starsi zapewne pamiętają, jak szesnastego października 1978 roku, Polska pozbawiona wolności usłyszała wiadomość, w którą aż trudno było uwierzyć. Oto w pamiętnym roku dwóch konklawe, po tak wielu latach, gdzie papieżem zawsze zostawał kardynał z Italii, zabrzmiała słynna łacińska formuła ?habemus papam?, z polsko brzmiącym nazwiskiem Karola Kardynała Wojtyły. Polak na Watykanie! Mamy papieża Polaka! Bóg wejrzał na nasz naród i postanowił wywyższyć tak bardzo. Gdzieś w naszej ludzkiej pamięci do dziś wciąż odnajdujemy te chwile. Przypominamy sobie, co robiliśmy wtedy. Kto przyniósł nam tę wieść radosną, co wówczas wszyscyśmy czuli.
Wielu pamięta zapewne jego pierwsze słowa, które do dziś nie straciły nic ze swojego znaczenia: ?Non abbiate paura! ? Nie lękajcie się! Otwórzcie drzwi Chrystusowi! Drzwi państw i narodów. Systemów politycznych i ekonomicznych! Nie lękajcie się!?
Później było już coraz więcej tych nadzwyczajnych momentów, kiedy czuliśmy się dumni, że mamy papieża. Któż nie pamięta jego pierwszej pielgrzymki i bierzmowania dziejów! ?Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi?. I Zstąpił, w sposób nie mniej spektakularny, niż tam w wieczerniku, gdy zgromadzeni uczniowie razem z Matką Bożą zostali napełnieni ?mocą pochodzącą z wysoka?. Czy nie przeżywaliśmy jakiegoś uniesienia? Czy nie wydawało się nam, że kiedy się zjednoczymy, gdy Bóg nam pobłogosławi, to ?choćby nad nami wojska latające, nas nie zatrwożą?? Czy kiedy dziś wspominamy świętego papieża Polaka, nie przypomina nam się czarnobiały obraz ze starego telewizora, gdy polscy robotnicy zawiesiwszy na bramie stoczni jego portret upomnieli się o wolność dla zniewolonego narodu? Żyliśmy przecież w błogosławionych czasach, gdy na własne oczy i uszy mogliśmy widzieć i słyszeć, że ewangeliczne wezwanie, aby zło dobrem zwyciężać nie jest utopią, lecz kryje się za nim przeogromna moc, która sprawia, że dłonie złożone do modlitwy potrafią wywalczy i osiągnąć więcej, niż pięści zaciśnięte do walki.
Jakże trudno w to wierzyć, jak trudno było nam także wówczas mieć ufność i wiarę, gdy ręka zamachowca na placu świętego Piotra oddała, jak powiedział później sam zamachowiec, śmiertelne strzały, które nie wiedzieć dlaczego, otarły się o miejsca w organizmie papieża, naruszenie których oznaczało pewną śmierć, ale ich nie uszkodziły, zachowując Jana Pawła II przy życiu. Może waśnie dlatego, że jeszcze wówczas ani my jako naród, ani świat podzielony żelazną kurtyną, nie bylibyśmy w stanie uwierzyć, w to, co powiedział później papież: ?jedna ręka strzelała, ale inna niosła kulę?.
Tak, nabożeństwo do tej, ?co Jasnej broni Góry i w Ostrej świeci bramie?, było przecież zgodne z jego papieskim zawołaniem: ?totus tuus? ? Cały Twój?. Cały Twój, Maryjo wyznawał sam św. Jan Paweł II i uczył także nas, kiedy odebrano nam nadzieję, że u jej tronu, tam w Częstochowie ?zawsze czuliśmy się wolni?. Ilekroć nawiedzał ojczyznę, tyle razy chciał udawać się tam, przed cudowny obraz, gdzie królowała ta sama Pani, której inny cudowny obraz musiał mieć przecież ciągle przed oczyma, od dziecięcych lat, kiedy jego ojciec, po stracie matki pokazał na Panią w Kalwaryjskim wizerunku i powiedział: ?Karolu, teraz to jest Twoja mama.?
Dziś wspominając tamte chwile, przywołując w pamięci jego pontyfikat, czujemy, że każdy z nas zapamiętał go mimo wszystko na swój własny sposób. Jedni, sięgając do jego pism i dokumentów, odkrywają na nowo głębię jego myśli. Inni, będą do śmierci pamiętać łzę, która niepostrzeżenie spłynęła po policzku, gdy udało się choć przez chwilę dotknąć jego dłoni, spojrzeć mu głęboko w oczy podczas zagranicznej pielgrzymki, lub może już teraz, po beatyfikacji i kanonizacji otrzymać od Boga jakąś szczególną łaskę za jego wstawiennictwem.
Dziś mija już dziesiąty rok od czasu jego śmierci, i trzydziesty szósty od jego wyboru na stolicę Piotrową, zaś kiedy mówimy Jan Paweł II, poprzedzamy te słowa przymiotnikiem ?święty?. Żyliśmy w szczególnych czasach, ale to też oznacza, że mamy dług do spłacenia. Nawet nie względem niego, raczej względem Boga, za to też dał nam świętego. Mamy też dług do spłacenia za dar otrzymanej wolności, aby pokolenie, które na świat przyszło już po jego śmierci nigdy nie zapomniało, że wolność jest nam nie tylko dana, ale jest zadana. To zaś szczególne zadanie można bezbłędnie wykonać, gdy będziemy tak jak on nas uczy, wymagać od siebie nawet wtedy, gdyby inni od nas nie wymagali.
Od tamtej chwili, gdy wiatr wiejący w czasie jego pogrzebu, zamknął symbolicznie księgę jego życia, zaczął się czas pisania nowych rozdziałów przez pokolenie nazwane jego imieniem. Teraz czas na nas! Czas, by całym życiem nieść przesłanie życia i nauki największego z rodu Polaków. Czas, by pokazać spoganiałemu światu, że warto mieć nadzieję i nie wolno się lękać. Byleby iść za Chrystusem i kochać Jego Matkę, a wówczas razem ze świętym jeszcze się spotkamy, gdy Król Wszechświata i Pan ludzkich dziejów zaprosi nas do stołu na swoją wieczną ucztę.