Edyta, Aśka i Oliwia podczas SMAL-u w Garbowie
CARITAS. Idę o zakład, że tylko nieliczni słysząc to słowo, nie będą mieli żadnych skojarzeń. Jednym przed oczami stanie logo ? Krzyż z wpisanym w środek sercem i nazwą, inni zobaczą puszkę trzymaną w rękach kwestujących ludzi, niektórzy dostrzegą wówczas ostatnią deskę ratunku dla swojego dziecka, a ktoś może wówczas po prostu się uśmiechnąć lub zezłościć.
Gdyby mi przyszło dzisiaj odpowiedzieć na pytanie: co czuję słysząc Caritas, zdecydowanie miałabym problem. Nawet teraz, pisząc tę pierwszą notkę w zakładce, którą prowadzić będą wolontariusze Caritas Archidiecezji Lubelskiej, pojawia się we mnie fala emocji. Próbując zebrać je w całość, opisać jednym słowem chyba zamknęłabym to wszystko w wyrazie ?ciepło?. Dlaczego? Bo będąc koordynatorką stale rosnącej w siłę (nie tylko tę fizyczną) oraz liczbę grupy wolontariuszy przede wszystkim ono mi towarzyszy. To takie poczucie, że jestem w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie, pomiędzy odpowiednimi ludźmi, robiąc dobre rzeczy.
Ciepło, bo wspólnymi siłami walczymy o to, by innym było lepiej.
Ciepło, bo okazuje się, że ludzi, którzy nie są obojętni na drugiego człowieka jest coraz więcej.
Ciepło, bo często się uśmiecham, czasem nawet zupełnie bez powodu.
Ciepło, bo napotykani ludzie ciągle pozytywnie mnie zaskakują.
Ciepło, bo nawet gdy na dworze słota można się grupowo uściskać (z tego miejsca pozdrawiam tych, którzy przeżyli taką przygodę w Wąwolnicy).
Aż wreszcie ciepło, bo przecież dobro nie może być zimne.
Mamy za sobą zaledwie pół roku współpracy, ale do tego stopnia czujemy się między sobą dobrze, że czasem zaczynam o tych ?moich? (choć to przecież nie kwestia posiadania) wolontariuszach myśleć jak o rodzinie. To są niesamowici młodzi ludzie i aż grzechem byłoby trzymać ich w ukryciu. Stąd też pomysł, by zacząć pisać, by pokazać także innym to, czym zajmujemy się na co dzień, kim jesteśmy i dlaczego tak naprawdę każdy z nas może być wolontariuszem, może pomagać. Bo o to w tym wszystkim chodzi.