Dzienne archiwum: 11 września 2015

„Bo byłem przybyszem…”

Fot. - ? RVNW Fotolia.com
Fot. – ? RVNW Fotolia.com

 

Prawo gościnności leży u podstaw najstarszych kultur świata. Kiedy sięgamy do Biblii, widzimy, że obowiązek udzielenia gościny był jednym z ważniejszych i najstarszych kulturowo nakazów, które kształtowały naszą cywilizację. Dziś nie tylko kultury semickie, ale także nasza staropolska tradycja nakazuje nam stosować zasadę, „gość w dom, Bóg w dom”. Wszak chyba tylko złośliwi, niewrażliwi na tę piękną tradycję ludzie, mający sami niedookreślone intencje, próbowali ją zastąpić przewrotnym powiedzeniem, „gość w dom – pilnuj żony”.

Dzisiaj okazuje się, że kiedy ta prastara zasada gościnności ma być zastosowana do napływających do Europy ludzi z krajów Bliskiego Wschodu i Afryki, na całym Starym Kontynencie i nie tylko, rozgorzały potężne dyskusje, które jak wszystko na to wskazuje zwiastują rychły koniec Europy, jaką znamy. Kiedy kilka miesięcy temu ryzykowałem twierdzenie, że w najbliższych miesiącach, góra kilku latach strefa Schengen przejdzie do historii i przestanie istnieć w praktyce, a koniec Unii Europejskiej jest obecnie bliższy, niż bliski był koniec ZSRR, gdy w Polsce rodziła się Solidarność, wielu uważało to za swoiste polityczne science fiction. Dziś kolejne kraje przywracają kontrolę na granicach, inne zaś w praktyce tracą -miejmy nadzieję, że tylko chwilowo – kontrolę nad swoimi granicami.

Na temat kryzysu migracyjnego powiedziano już chyba wszystko. Nie wszystko przedarło się do szerokiej opinii publicznej, gdyż miłujące pokój i demokrację oraz wolność słowa rządy o proweniencji skręcającej na lewo powoli, cichaczem choć nie w pełni przywracają jeszcze kontrolę na granicach, to dość skutecznie przywracają kontrolę niezależnych wypowiedzi i publikacji, aby wolne od religijnych i tradycyjnych przekonań współczesne społeczeństwa, nie mogły dopuścić się orwellowskiej myślozbrodni.

Co więc sądzić nam na ten temat? Mamy przyjmować, czy nie przyjmować uchodźców? Wielu czuje się zdezorientowanych, ale wielu innych entuzjastycznie wypowiada się o otwarciu granic, jako o szansie, nakazie sumienia i europejskiej solidarności. Myślę więc, że powinniśmy znaleźć jakiś złoty środek. Idea którą się chcę podzielić, nie jest może doskonała, ale patrząc po liczbie zwolenników przyjmowania uciekinierów z Bliskiego Wschodu i Afryki pomoże rozwiązać nam ten kryzys w ciągu kilku tygodni.

Proponuję więc, aby każdy, kto uważa, że należy przyjmować tych ludzi a ma ku temu warunki – poczynając od decydentów i tzw. publicznych autorytetów, zadeklarował ilu uchodźców przyjmie pod swój dach, a my, mniej zdecydowani, wątpiący, czy nawet mający opory spróbujemy ponieść koszty tego eksperymentu na europejskim organizmie. Oczywiście, już widzę, jak wielu zwolenników przyjmowania przybyszów z Krajów Proroka oburza się na moją propozycję i poucza mnie, że powinienem przyjmować ich ja, parafie i zakony. Hm, ciekawe i godne rozważenia, ale chyba ci ludzie lepiej będą czuli się w domach, gdzie nie będzie gorszył ich znak krzyża, odprawiane modły i konserwatywny model życia. Chyba zależy nam wszystkim na stworzeniu im środowiska, gdzie samo sformułowanie „multi kulti” budzi zachwyt i entuzjazm? Myślę, że wówczas, znajdzie się sposób, aby nawet pieniądze zbierane w kościołach na sfinansowanie pobytu uchodźców w domach zwolenników emigracji, nie śmierdziały, lecz okazały się halal.

Co Wy na to? Zapraszam do dyskusji.