Archiwum kategorii: W dialogu z Bogiem

Asante znaczy dziękuję

Kenia„Patrick”, powiedział do mnie podając mi dłoń na powitanie młody kleryk z Czarnego Lądu, z którym miałem dzielić przez najbliższe miesiące pokój w rzymskim seminarium. „Mirek”, odpowiedziałem, witając współlokatora w Collegio Ecclesiastico „Sedes Sapientiae” w Rzymie, dokąd obaj zostaliśmy skierowani na studia. Dla niego i dla mnie wszystko było nowe. Obaj byliśmy na początku naszej drogi do kapłaństwa. Mieliśmy swoje wyobrażenia i plany na przyszłość. W tym wzajemne zaproszenia do odwiedzenia naszych ojczyzn. Wtedy jednak nasza ukochana Polska dopiero otwierała się na świat, a może lepiej byłoby powiedzieć, że świat otwierał się na nas.

Od tamtej chwili minęło 23 lata… Zdążyliśmy utracić i na nowo odzyskać urwany kontakt. Internet stał się łatwiej dostępny nie tylko w Polsce, ale i w odległej Kenii. Z Bożą pomocą udało nam się również odwiedzić się wzajemnie w naszych parafiach. dzięki ofiarności dobrych ludzi, których nie brakuje na świecie, udało nam się w Polsce zebrać nieco grosza, dzięki któremu w Mbaranga, wiosce oddalonej o kilka godzin jazdy samochodem od Nairobi, udało się skończyć budowę szkoły i nieco ją doposażyć. Zorganizować transport leków i ubrań dla najbardziej potrzebujących. Słowem, czasem więcej siły i chęci do życia niż dary materialne daje poczucie, że ktoś zauważy w bliźnim człowieka z jego potrzebami, radościami i smutkami. Zawsze, a przynajmniej w przypadkach, z którymi się zetknąłem najcenniejszym darem jest nadzieja.

Tak też było w tym roku. Światowe Dni Młodzieży w Krakowie to niepowtarzalna okazja aby ponownie się spotkać, ale także by spróbować zabrać ze sobą dzieci i młodzież, dla których świat do tej pory zaczynał się w Mbaranga bądź Gatunga a kończył w oddalonym o kilkanaście kilometrów Meru. Zanim Ojciec Święty Franciszek zaapelował na krakowskich boniach, abyśmy byli siewcami nadziei, mój kolega ks. Patrick, tłumacząc dlaczego zabrał ze sobą tak młodych uczestników,  powiedział, że chciałby pokazać dzieciom inny świat, zarazić ich nadzieją, aby kiedy wrócą i zaczną uczyć się oraz pracować we własnym kraju mieli marzenia, dzięki którym nie będą się bali przekształcać świata i rozwijać się. Zresztą ks. Patrick również za zgodą ks. Biskupa podjął studia specjalistyczne z zakresu rozwoju społeczno – gospodarczego. Gdy byłem u niego powtarzał nie raz, że tu (w Afryce) ksiądz musi być nie tylko kapłanem, ale robi to, co w Europie robi wójt, lekarz, kierowca, architekt, adwokat, rozjemca i wielu, wielu innych. Ma być człowiekiem między ludźmi, pisanym przez wielkie „C”, do którego można przyjść i przynajmniej porozmawiać. Nawet, jeśli nie zaradzi potrzebom, wysłucha i pomodli się, a to już dużo.

Mimo piętrzących się od początku trudności, wyjazd doszedł do skutku. Jeszcze nie raz Dobro i Zło miały zewrzeć szyki w walce o dusze małych dzieci z serca Afryki. O tym jednak innym razem. Zawsze jednak, kiedy piętrzyły się problemy, pojawiali się też Dobrzy Ludzie, którzy swoją miłością, serdecznością i świadectwem chrześcijańskiego życia pomagali iść naprzód i wypełniać serca nadzieją, aż po same brzegi, nie tylko te Krakowskie. „Proszę Księdza, to zebraliśmy w niecałe trzy godziny pośród znajomych, powiedziała goszcząca nas Pani, na krakowskim Bieżanowie, wręczając ponad siedem tysięcy złotych. „Nie wszyscy mogliśmy przyjąć pielgrzymów więc chcemy, aby ksiądz przeznaczył te pieniądze na te konkretne dzieci, ma tym dzieciom w Polsce niczego nie brakować!” – dodała. W kolejnych godzinach ludzie donosili jeszcze więcej ofiar. Pieniężnych i materialnych. Jak udało nam się wykorzystać ofiarowane pieniądze, napiszę w jednym z kolejnych wpisów. Kiedy jednak ksiądz Patrick robił zdjęcia telefonem i wysyłał do Afryki, aby rodzice maluszków byli spokojni, że są bezpieczne i szczęśliwe, spotykał się wielokrotnie z  tym samym pytaniem: „Czy wy jesteście w raju”?

Dla nich jesteśmy rajem. Zmywarka do naczyń, odkurzacz, pralka automatyczna, podróż pociągiem, wzbudzały nie mniejsze zainteresowaia niż park rozrywki w Inwałdzie lub Muzeum św. Jana Pawła II w Wadowicach. Patrząc więc z perspektywy zaledwie kilkunastu dni od tego szczególnego czasu przychodzi do głowy refleksja, że po wielokroć jesteśmy jak Pierwsi Rodzice – Adam i Ewa. Otacza nas raj, nawet nie dlatego, że inni mają gorzej pod względem materialnym, ale dlatego, że otacza nas mnóstwo ludzi o anielskich sercach, emanujących dobrocią i chrześcijańską miłością, a my pozwalamy Kusicielowi, aby wmówił nam, że prawdziwe szczęście może dać jedynie sięgnięcie po zakazany owoc. Niech więc nasz raj, który objawił się w czasie ŚDM trwa. Niech dobroć serca zmienia świat.

Nasi goście przywieźli ze sobą mnóstwo pamiątek. Obdarowywali nimi ludzi zaangażowanych w organizację ich pobytu w Lublinie, ale także zostawili ich ponad dwieście, abyśmy umieścili je w naszym internetowym parafialnym sklepiku i spróbowali zlicytować, aby dochód ze sprzedaży pomógł im spłacać kredyt, jaki parafia w Gatunga zaciągnęła, aby sfinansować podróż grupy do Polski. Przedmioty te trafiły na nowo powstały portal aukcyjny www.tutino.pl. Zostaliśmy zwolnieni z wszelkich opłat i prowizji, aby całość dochodu ze sprzedaży (możliwe są opcje kup teraz lub licytacja) mogła trafić do dyspozycji ks. Patricka. Tam, w nowej parafii również zaczął posługę od wybudowania szkoły dla dzieci. „Edukacja, to dla nich przepustka do lepszego życia”, tłumaczy. Zaledwie 50 zł miesięcznie wystarcza na sfinansowanie edukacji jednego dziecka… Koszt dwóch biletów do kina, zaczyna projekcję filmu o lepszym życiu dla tych dzieci. Zdaję sobie sprawę, że i u nas nie brakuje dzieci i młodzieży, którym można i trzeba pomóc. często są to niekoniecznie najubożsi materialnie, ale często młodzi, ambitni ludzie, którym parę groszy miesięcznie pomoże wypłynąć na szersze horyzonty i uwierzyć, że lepszy świat nie musi zaczynać się od praktyki na obczyźnie na zmywaku. Powołałem do życia Fundację „Pod Damaszkiem”. Chcemy pomagać jednym i drugim, chcemy inwestować w człowieka, w jego zdolności, ale przede wszystkim w jego duszę i życie Ewangelią.

Mam świadomość, że proponowane aukcje niekoniecznie odzwierciedlają wartość przedmiotów, choć niektóre są warte więcej, niż cena „kup teraz”. Chcemy jednak poprzez te aukcje charytatywne przedłużyć ten łańcuszek dobrych serc, jaki objawił się w czasie ŚDM. Za przystąpienie do aukcji, nabycie przedmiotów, zachęcenie innych i udostępnienie informacji o wydarzeniu, z serca składam serdeczne Bóg zapłać. Skromny koszyk, pleciony z trzciny dywan, rzeźbiona figurka zwierzątka czy afrykańska koszula będą nam przypominały, że gdzieś daleko w Afryce, jakieś dziecko będzie składając rączki do pacierza modliło się do Boga za nas i szeptało słowa, które może gdzieś w duszy usłyszymy – „Asante sana„, to znaczy „dziękuję bardzo„.

Do naszego sklepu zapraszamy poprzez kliknięcie tutaj

Marnotrawne dzieci

Fot. - Sergey Nivens - Fotolia.com
Fot. – Sergey Nivens – Fotolia.com

„To moje prawo i mój własny wybór, więc nic ci do tego, zdziwaczały starcze! Przede mną przyszłość, świat, miasto i zabawa, więc nie dziw się temu, że właśnie opuszczam to nędzne poletko! Biorę, co do mnie należy i więcej tu nie wrócę. Zapamiętaj sobie na koniec, że nic ci do mojej wiary, i nic do mych decyzji! To tylko moja sprawa! Na pewno świat będzie dla mnie bardziej od ciebie łaskawy, i nie każe się spowiadać z mojego własnego wyboru.”

Zamilkli, oglądając się z niedowierzaniem za siebie przechodnie, świadkowie tej sceny, nie mogąc pojąć tego, co właśnie usłyszeli. Posmutnieli sąsiedzi ojca i jego przyjaciele, nie mając odwagi współczuć ni wypominać wymagań oraz wychowania, które staruszkowi ongiś podyktowały przecież wersety Świętej Księgi.

Nawet pokój dziecinny, który opustoszał zdawał się milczeć, nie chcąc się wymądrzać,  i choć on jeden mógłby śmiało przywołać znane nie od dziś powiedzenie „a nie mówiłem”, wolał w milczeniu zastygnąć, czekając aż pan domu wyznaczy mu lada chwila nowego mieszkańca.

Tymczasem staruszek ojciec zamknął dziecinną bawialnię, spojrzał gdzieś hen daleko, gdzie chwilę temu zniknęło marnotrawne dziecko, westchnął do Pana Niebios i wyszeptał modlitwę, jaką znał i wymawiał z twarzą skrytą w swych dłoniach, w momentach najtrudniejszych swojego żywota:

„O Panie, racz wejrzeć na mnie, sługę niegodnego, i pozwól raz jeszcze postąpić wedle słów Świętej Księgi. Daj mi poznać w sercu, gdzie chcesz mnie zaprowadzić i pozwól się przygotować na to, co ma niechybnie nadejść. Daj proszę mi poznać, jak bardzo diabeł skusił serce dziecka i jak bardzo dopuścisz, by zostało splamione niegodziwością, kłamstwem, szaleńczą beztroską a może nawet grzechem Absaloma, lub naiwnym tańcem młodziutkiej Salome? Czy powinienem jak Dawid, z gronem swych wiernych druhów spodziewać się, że już wkrótce synowie Gery będą miotać przekleństwa, próbując na nowo budzić demony przeszłości? A może jak w przypadku odważnego proroka o losie mym przesądzi taniec naiwnej Salome?”

Dzień właśnie się już chylił ku swemu zachodowi, ostatnie światła gasły, czekając, aż za parę godzin zbudzi je po dwakroć głośne pianie koguta. I tylko święta Księga zdawała się gorączkowo szukać kolejnych wersetów, na umocnienie w staruszku ojcu wiary w  świętą moc przebaczenia. Spojrzał więc na księgę, zerknął na pustą drogę i smagany jesienno zimowym wiatrem, powrócił do domu, wiedząc, że jeśli nawet po ludzku to będzie niemożliwe, to wciąż „wszystko może w Tym, Który nas umacnia”. Teraz więc nie pora wpatrywać się w pustą drogę, teraz jest czas powrotu do codziennych zajęć. Czas modlitwy codziennej o to, by gdy już dziecko zasmakuje strąków ze świńskiego koryta, gdy z poobijanym sercem wciąż jeszcze nie wolnym od pychy, wróci skopane przez życie i wypowie zaklętą regułkę, nie wierząc samemu do końca w jej głębokie znaczenie, staruszek z sercem wypełnionym po brzegi żalem, wtedy jeszcze pamiętał, co mu objawił Najwyższy: „Wystarczy ci mojej łaski”, wystarczy, więc póki co, walcz dalej o innych, a Ja będę wciąż walczył o ciebie.

Na drodze pod Damaszkiem

Fot. ? kevron2001 -Fotolia.com
Fot. ? kevron2001 -Fotolia.com

Są życiowe wyprawy i podróże, gdzie człowiek bardzo pewny tego, co robi, chciałby zmienić świat, ale na jego drodze życia staje Chrystus i powala go na ziemię, jak w przypadku Szawła z Tarsu, znanego później jako św. Paweł – Apostoł Narodów.  Moja wyprawa życia, jaką podjąłem w dniu, gdy powiedziałem Bogu „tak”, aby podjąć przed Nim i dla Niego służbę jako kapłan dziś zmienia się w sposób zasadniczy.

Przed chwilą odebrałem z rąk Księdza Arcybiskupa Stanisława Budzika akt nominacyjny, powierzający mi obowiązki proboszcza parafii p.w. Nawrócenia Św. Pawła w Lublinie. Kilka dni temu, kiedy otrzymałem tę propozycję od Metropolity Lubelskiego – ks. Arcybiskupa, otrzymałem także radę, aby dogłębnie porozmawiać o tym z Panem Bogiem, zanim udzielę ostatecznej odpowiedzi. Te kilka godzin stało się dla mnie prawdziwym darem. Pan bowiem przypomniał mi Swoje słowa, które towarzyszyły mi przez ostatni czas: „Wystarczy Ci mojej łaski” (2 Kor 12,9), zaś ludzie których poprosiłem o modlitwę, nie wiedząc dokładnie jaką decyzję mam do podjęcia, odpowiedzieli pozytywnie na moją prośbę, a że Pan także przez ludzi daje nam więcej, niż to, o co Go prosimy, oprócz modlitwy dostałem też takiego SMS a: „Karol Wojtyła też nie był gotowy na bycie Papieżem. A trafił do serc wszystkich ludzi. Trzeba zaufać i zaryzykować. Pozdrawiam.” Można by rzec „łatwo powiedzieć”, zwłaszcza, kiedy ktoś nie wie, o co chodzi, a daje takie rady, ale Pan ma różne sposoby, żeby zwrócić nam uwagę na rzeczy ważne i poddać pod rozwagę także to, co wydaje się oczywiste.

Jeśli człowiek wierzy, to Słowo Boże staje się takim, jakim winno być dla nas zawsze – żywym i skutecznym. „Wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia” (Flp 4,13), powtarzamy sobie zwykle w różnych sytuacjach tyle razy, zazwyczaj wtedy, gdy chcemy pocieszyć się słowami Pisma. Tym razem trzeba mi przyjąć te słowa, jako motto posługi kapłańskiej na najbliższy czas, aby pamiętać, że sam z siebie nie mogę nic, i lepiej, abym sam nic nie robił, jeśli nie będzie taka wola Najwyższego. To Jemu powierzam raz jeszcze moje życie, Jemu zawierzam ludzi, z którymi pracowałem i tych, do których pójdę i raz jeszcze dziękuję za wszystko, czym obdarowuje mnie każdego dnia. Przełożonym dziękuję za okazane zaufanie i życzliwość. Obiecuję modlitwę i pamięć przed Bogiem. Podobnie jak posługując w Centrum, tak i dziś proszę Boga, abym zawsze na pierwszym miejscu umiłował Jego Samego i sprawy Jego Królestwa, zaś w stosunku do ludzi – czy to parafian, czy współpracowników, przyjaciół czy „nie – przyjaciół” zawsze najpierw był bratem w Chrystusie, później zaś proboszczem czy przełożonym.

Tego człowiek uczy się całe życie i niejednokrotnie „oblewa praktyczny egzamin” będąc zmuszonym uczyć się tej samej materii raz jeszcze. Za szczególną lekcję z przedmiotu „miłości braterskiej” chciałem podziękować mojemu współpracownikowi w Centrum – Przemkowi, który przez cały czas naszej współpracy powtarzał mi: „nie traktuję księdza jako szefa, ale jak przyjaciela”… Dawał od siebie więcej, niż musiał i zawsze był gotowy do pomocy. Tak obdarowany człowiek może odpowiedzieć jedynie na dwa sposoby. Pierwszy, poprzez modlitwę, drugi, przez „podanie dalej” takiego stylu i „zarażenie” innych takim sposobem patrzenia na świat. Czy mi się to udało? Nie wiem, ale głęboko ufam, że Pan, Który zna tajniki każdego ludzkiego serca, także z tych nieudolnych, choć szczerych chęci i pracy swego niegodnego sługi wyprowadzi jakieś dobro. Panu Bogu polecam i modlę się o umocnienie w wierze, moich dotychczasowych współpracownic w Centrum Jana Pawła II – Pań Gosi i Kingi, którym z serca dziękuję za ich gorliwość, solidność i przykład osobistej wiary oraz zaufania Panu Bogu. Dziękuję im za wspólne dzieła, jakie udało nam się zrealizować – Pielgrzymkę dla Uczczenia Roku Świętego Jana Pawła II, Marsz Życia czy Festyn z Janem Pawłem II. Odchodzę z Centrum Jana Pawła II spełniając swoje największe marzenie, jakie towarzyszyło mi przez ostatni rok – mając czyste sumienie i mogąc spojrzeć w oczy każdemu, z kim Bóg zetknął mnie w czasie tej niełatwej posługi.

Dziś, czując się trochę jak Szaweł pod Damaszkiem, wspominam słowa, jakie Apostoł Narodów napisał wiele lat później: „W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem„, (2 Tm 4,7). Teraz czas iść z przesłaniem wiary, nadziei i miłości dalej, tam, gdzie Bóg zechce posłużyć się mną w dziele do którego zechce mnie przeznaczyć.

Przede mną ogrom pracy, zarówno duszpasterskiej, jak i szybkiego uczenia się spraw związanych z administrowaniem parafią. Przez ostatni czas powtarzałem moim współpracowniczkom w Centrum Jana Pawła II, że jedyną odpowiedzią, na wszystko, co dzieje się wokół nas może i musi być świętość. Innej drogi zwyczajnie nie ma. Kiedy pielgrzymuje się do ważnych miejsc związanych z naszą wiarą, w kraju czy za granicą, człowiek utwierdza się w wierze, że historię świata pisali nie tyle królowie, cesarze i dostojnicy, ale przede wszystkim święci. Czasem bez grosza przy duszy, jak św. Ojciec Pio, czasem poszukujący swojej drogi życia – jak św. Antoni, innym zaś razem, do bólu pewni swojego, póki nie zostali powaleni na ziemię przez Chrystusa – jak św. Paweł, lub mistrzowie zawierzenia i Boży Pielgrzymi, jak św. Jan Paweł II. Te dzieła, jakich Pan dokonał przy ich udziale okazały się najtrwalsze. Świętość jest podstawowym powołaniem człowieka, świeckich i duchownych i w tym jako bracia i siostry w Chrystusie możemy i powinniśmy sobie pomagać. Zadaniem proboszcza jest modlić się i prowadzić swoich parafian do świętości. Poprzez modlitwę, życzliwość, aktywność duszpasterską i społeczną. Dziś na progu podjęcia tej odpowiedzialności o tę jedną, jedyną, lecz najważniejszą rzecz, jaką jest modlitwa ośmielam się Was prosić. Do zobaczenia w parafii p.w. Nawrócenia św. Pawła w Lublinie.

Wasz brat w Chrystusie – ks. Mirosław Matuszny