Nie, to nie cudowny pomysł któregokolwiek z ugrupowań politycznych, ani też marzenia ministra finansów. Raczej bolesna refleksja jednego ze sprzedawców w sklepie komputerowym. Miało to miejsce kilkanaście lat temu. Przede mną w kolejce, stał mężczyzna, który awanturował się, że sprzedawca nie chce mu wgrać do kupowanego komputera „pirata”, którego syn przyniósł ze szkoły, tylko żąda kilkuset złotych za oryginalny system operacyjny. Kiedy niesforny klient odpuścił, zmęczony rozmową sprzedawca powiedział: „uważam, że powinno być coś takiego, jak prawo jazdy na komputer. Sprzedajemy ludziom sprzęt, i dajemy możliwości, na których się nie znają i o których nie mają pojęcia”.
Historia ta przypomina mi się, kiedy sam doświadczam tego, że za klawiaturą siadają ludzie, którym wydaje się, że jednym przyciskiem uszczęśliwią, nawrócą, przekonają, zmuszą do zagłosowania na ulubionego kandydata tysiące innych internautów. Gdyby ów wpis miał dotyczyć jedynie zwykłego spamu, pewnie prościej byłoby zablokować jednego czy drugiego jegomościa, zamiast zamieszczać ów wpis na blogu.
Moja refleksja dotyczy wiary i internetu, a dokładniej mówiąc drugiego przykazania. Tak, „nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno”. Zbanalizowaliśmy już dawno to przykazanie i nawet nie dostrzegamy, jak wielu ludzi, uważających się za wierzących, ba nawet swojego rodzaju „internetowych apostołów”, generuje pokaźną liczbę „świętego spamu”. Ale zacznijmy od początku, wyraźnie i „dużymi litterami”. Może ktoś się zreflektuje i zrobi rachunek sumienia.
Po pierwsze „łańcuszki” o podłożu religijnym. Zastanawiam się, jak w ogóle człowiek wierzący, może rozsyłać hurtowo herezje typu”odmów 10 razy zdrowaś Maryjo i roześlij do wszytskich, a spełni ci się to i owo, ale jak nie roześlesz, ojojoj…” Oszczędzę sobie dalszej narracji. Krótko i na temat. Zabobon, grzech przeciw drugiemy przykazaniu, zaśmiecanie internetu tym, co powinno być świętością.
Po drugie „zawodowi pozdrawiacze”. Wyobraźmy sobie, sobota rano. Poranna kawa, odprawa z wikariuszami, naraz telefon „głupieje”. Raz za razem co otrzymuję? Przeróżne gify, wysyłane hurtowo przez „zawodowych pozdrawiaczy”, którzy prosili o dołączenie do znajomych, choć w życiu ich na oczy nie widziałem. Czy ktoś normalny wziąłby do ręki książkę telefoniczną i zaczął obdzwaniać wszystkich „znajomych z książki” mówiąc „Dzień dobry. Życzę miłej soboty”? Mówiąc eufemistycznie „dostalibyśmy kota” już po godzinie odbierania takich telefonów, a po dwóch uznalibyśmy to za nękanie. Co ciekawe, zawodowych pozdrawiaczy nie interesuje kontakt z bliźnim. Można pisać, tłumacząc, że to spam, prosić o nieprzysyłanie niechcianych obrazków, nie skutkuje. Zwyczajnie nie czytają nawet wiadomości zwrotnych. Solidny ban dopiero załatwia sprawę.
Po trzecie świąteczne życzenia. Kiedyś już o tym pisałem. Wysyłanie hurtem bałwanków, a nawet gotowych grafik z Dzieciątkiem Jezus czy Zmartwychwstałym trudno uznać za nawet lakoniczne „Wesołych Świąt”. Zwyczajnie, „poszło do wszystkich”. Zero trudu, aby nawet wybrać z listy znajomych tych, z którymi coś mnie łączy, albo nawet napisać samemu kilka słów, wstawić na swoją tablicę na FB, blogu itp. Najprościej „crl + c”, „ctr + v”.
Po czwarte kpina z miłosierdzia. Internet aż kipi od zdjęć chorych, kalekich, umierających. Wielu dało się nabrać, przekazując jałmużnę oszustom. Inni mówią, przecież nie zaszkodzi. Jeśli chcemy pomóc prawdziwym potrzebującym, może warto dodać „znam osobście”. „Na prośbę mojej przyjaciółki, która zna sytuację”. Jednak prawdziwą kpiną z miłosierdzia jest „udostępnij to zdjęcie znajomym, facebook od każego udostępnienia przekaże 5 groszy”… Uwaga o „prawie jazdy na komputer zaczyna wtedy nabierać sensu.
Po piąte, „jeźdźcy Apokalipsy”. Są ludzie, którzy uważają, że siedząc przed komputerem, mając uruchomiony komunikator jest się znudzonym widzem i czeka się tylko na wiadomość na privie, gdzie będzie link do kazania, seria zdjęć z cytatami z Biblii, przestroga, że zaraz nastąpi koniec świata. Nie raz na jakiś czas. Regularnie, kilka razy dziennie, o różnych porach dnia i nocy. Pismo święte mówi, aby nastawać w porę i nie w porę, ale może warto pewne rzeczy udostępniać samemu, niż zaczepiać bliźnich, których na oczy nigdy się nie widziało? Nie będziesz brał imienia Pana Boga swego nadaremno… Tylko tyle i aż tyle…
Komputer i nowe technologie to temat rzeka, a Cyfrowy Kontynent wciąż czeka na missjonarzy z prawdziwego zdarzenia. Jeśli nie pomagamy, przynajmniej nie przeszkadzajmy, nie ośmieszajmy tego, co dla nas święte, i nie dajmy innym powodu do wyszydzenia.
Miłej nocy wszytskim, którzy dotrwali do końca.