Dzienne archiwum: 15 stycznia 2014

Pamiętnik z kolędy cz. III – „Starość nie radość…”

Fot. ? Sandor Kacso - Fotolia.com
Fot. ? Sandor Kacso – Fotolia.com

Dziś nieco wcześniejszy powrót z kolędy, czas więc przerwać milczenie, jakie zapadło na moim blogu w zeszłym tygodniu. Nie wynika ono z tego, że nie ma o czym pisać, lecz z tego, że nie ma kiedy pisać, za co też chciałbym Szanownych Użytkowników przeprosić. Dziś temat, który przewija się przez całą moją kolędę.

„Starzy ludzie przedmiotów mają coraz więcej
W starych domach starzeją się schody
Stare dłonie z mozołem wyświechtują poręcze
i łamie w krzyżach stare stropy

Już ku tamtej stronie załamani jak żuraw
Szarą derką ścieli im się ziemia
Starzy ludzie bez lęku wśród klepsydr na murach
Szukają własnego imienia ”

Tak na przekór trochę, trochę na nadzieję
W ceracianej okładce noszą jakąś zmarłą
Piszą swoje nazwiska na krzesłach w kościele
Starzy ludzie między Bogiem a prawdą (…)

Śpiewa Jan Wołek w „Piosence o ludziach starych”. „Starość nie radość”, słyszę po kilka razy dziennie, zważając, że parafia na której posługuje, jest parafią ludzi w podeszłym wieku. Zakłady pracy poupadały, kto mógł, wyemigrował, z czasem zostali ci, którzy albo dostosowali się do nowych warunków, albo zostali z konieczności.

Starsza pani zaczyna płakać w czasie modlitwy. Z pietyzmem sięga po widokówki tkwiące za szybą i płacząc, żali się: „Proszę księdza, to od moich wnucząt. Ta kartka z Australii, z życzeniami na święta. Chyba to są życzenia, bo ja nie rozumiem. Kartka napisana jest po angielsku. A ta, niech ksiądz zobaczy, z Kanady, od drugiej córki… Ta wnuczka jeszcze umie po polsku… A ta z Norwegii.” Troje dzieci, wszystkie rozrzucone po świecie. Wnuczęta, które coraz mniej poprawną polszczyzną piszą świąteczną kartkę do babci, którą ledwo pamiętają. Spływające po policzkach łzy pokazują nie tylko tęsknotę. Zresztą za chwilę słyszę: „Zostałam sama proszę księdza. Mąż umarł, a dzieci daleko. Nie mam dla kogo żyć…”.

W innym miejscu spotykam „leżącą” staruszkę. Jej mąż czule wspomina lata ich wspólnej młodości i dodaje. „Dobrze, że mam jeszcze trochę siły, i że pomaga mi opiekunka. Widzi ksiądz, Alzheimer i Parkinson, – mówi wskazując na leżącą bezwładnie na łóżku żonę, która nieświadoma otaczającego ją świata przeżywa jesień swojego życia. – ale co będzie, jak mnie zabraknie?” To pytanie powtarza się często w tej parafii po kolędzie. Nie jest ono bezzasadne. Zresztą czasem całe klatki, to same wdowy. Czasem też trafi się odwrotnie. „Starość się Panu Bogu nie udała” wzdycha starsza Pani na czwartym piętrze. „Widzi ksiądz, coraz trudniej jest mi wyjść. Mieszkam tu od początku. Kiedyś, nie przeszkadzało mi to, a teraz jak zachoruję, muszę prosić sąsiadkę, żeby zrobiła mi zakupy.”

„A jeszcze błyszczy im świat
Jak wota pod pańskim krzyżem
Jeszcze w głowie wiatr
Piłsudscy, Narutowicze
Jeszcze „Zachęta” i „Rytm” i „Haberbusch” i secesja
I jakoś nie wierzy nikt
Że to ostatnia procesja

Starzy ludzie obnoszą chorągwie kościelne
Pod którymi już nikt nie walczy
Stare buty skrzypią w marszrutach niedzielnych
Skąd powroty już tylko na tarczy ”

I w krzyżu łamie, coraz ciężej iść
I każda droga krzyżowa
W końcu Pan Bóg dźwigał tylko krzyż
A oni i krzyż i Boga”

Samotność, zwłaszcza ta nie z wyboru lecz z konieczności jest trudna. Czasem jednak trudniejsza bywa samotność, gdzie syn czy córka porzucili świat wartości, który starali się im przekazać rodzice. „Proszę księdza, ja już nie mogę. Żeby kupił mi chleb, muszę mu dać na piwo. On na mnie krzyczy, chce mnie bić. Jak jest trzeźwy, to kochane dziecko, ale jak wypije, wstępuje w niego diabeł”… Słucham takich wyznań i zastanawiam się, co bardziej boli. Samotność i poczucie bycia wykorzystywanym, czy świadomość, że jako rodzic odchodzi się z tego świata „na tarczy”. Podobnie jest z kwestią wiary. „Proszę księdza, niech ksiądz zobaczy, jaką mam śliczną prawnuczkę. Tylko że oni nie mają ślubu kościelnego. Jak pytam o to wnuczka to się denerwuje i mówi, babciu, nie mówmy o tym, bo się pokłócimy. Widzi ksiądz, wnuczek był ministrantem, Basia, ta jego żona śpiewała kiedyś w kościele, a teraz tak się porobiło… Co ja mam robić?”.

Starsze małżeństwo pokazuje mi reklamówkę z lekami. „Widzi ksiądz? To nasze cukierki.  I to jeszcze nie wszystko. Byłam dziś w aptece, ale nie starczyło na wybranie wszystkiego z recepty.” „Sprzedali nam Polskę! – włącza się do rozmowy jej mąż. Przepracowałem czterdzieści lat, a teraz zlikwidowali zakład, a nam na lekarstwa nie starcza. Gdzie jest sprawiedliwość?! Jak widzę tych drani w telewizji, to kląć i płakać mi się chce. Co oni z nami zrobili?!”

W tej samej telewizji słychać nie raz, jak nazywa się tych ludzi „faszystami”, „moherami”, „oszołomami”. Tyle, że oni w warunkach powojennych poświęcili swoje życie, żeby zostawić nam w miarę przyzwoity świat. Jaki świat natomiast my zostawimy tym, którzy po nas przyjdą?