Archiwum kategorii: Ojczyzna

Nie ma boga nad Allaha

Reading the Quran
Fot. ? hasnuddin – Fotolia.com

„Ej, katole! Siedzę sobie w restauracji i jem kiełbasę. Powie mi ktoś, dlaczego wasi współwyznawcy tak się na mnie patrzą?” Krzyczy na forum jednego z portali post napisany w Wielki Piątek przez jednego z internetowych trolli. Chociaż sam nie jestem zwolennikiem „karmienia trolla”, to pomyślałem, że tzw. cięta riposta może niektórym dać choć trochę do myślenia. Odpisałem więc bez namysłu: „Patrzą się, bo to wolny kraj. Tobie wolno w nim jeść kiełbasę w Wielki Piątek, a im się wolno na ciebie patrzeć. Ale nie przejmuj się. To nie potrwa już długo. Kiedy już wkrótce wykończycie chrześcijaństwo w Europie, przyjdzie tu Islam. Wtedy zaś jeśli spróbujesz w czasie ich postu, czyli Ramadanu publicznie nawet napić się wody, zostaniesz surowo ukarany.”

Rokrocznie gdy zaczyna się Ramadan, Ministerstwo Spraw Zagranicznych Królestwa Arabii Saudyjskiej, będącego wiernym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych w światowej polityce, ostrzega niemuzułmanów udających się do tego kraju, aby publicznie od świtu do zmroku nie próbowali jeść, pić bądź palić tytoniu. W innym wypadku będą natychmiast deportowani do swojego kraju. Cóż, można by powiedzie co kraj, to obyczaj.

Zastanawiające jest jednak coś innego. Słyszałem już od niejednego zwolennika ugrupowania walczącego w naszej ojczyźnie z krzyżem i publiczną obecnością chrześcijaństwa w Europie, że przydało by się zrobić jakąś krucjatę, gdyż grozi nam islamizacja kontynentu. Kiedy jednak próbowałem tłumaczyć, że dzisiejsza krucjata, to życie zgodne z Ewangelią i obrona obecności symboli religijnych w przestrzeni publicznej, zdawali się zupełnie tego nie rozumieć.

Miałem ostatnio przyjemność rozmawiać z kimś, kto bardziej niż ja śledzi meandry współczesnej polityki. Rozmowa szybko zeszła na problem walki z rodziną, totalitarne oblicze genderyzmu oraz uległość naszych rodzimych polityków względem mocodawców z kręgów europejskich. Na zakończenie rozmowy powiedział mi dwa bardzo mądre zdania, którymi postanowiłem się tu podzielić. „Unia Europejska chce, -mówi mój rozmówca- aby cała Europa była laicka, nie chrześcijańska. Ale kiedy w Europie upadnie chrześcijaństwo, nie będzie ona laicka tylko islamska.”

Jeśli ktoś ma złudzenia, że może być inaczej, polecam biblijną historię o obecności Izraelitów w Egipcie. Każdy jeden naród, któremu najpierw pozawala się gościć w swoim kraju a później, gdy się rozrasta ogranicza jego wolność, prawa i obyczaje buntuje się. A im bardziej jest uciskany, tym niechęć do „tubylców” i marzenia o Ziemi Obiecanej są silniejsze.

Czyżby rzeczywiście groziła nam islamizacja Europy? Kto chce znaleźć odpowiedź na to pytanie, niech prześledzi publicznie dostępne dane demograficzne które szacują, co stanie się z narodami Starego Kontynentu, gdy aborcja, eutanazja, popieranie związków sodomickich oraz minimalny przyrost naturalny będą dalej postępować w takim tempie.

Przykłady tego, że w niektórych zachodnich krajach są już miasteczka, gdzie publicznie znosi się święta chrześcijańskie a wprowadza islamskie obyczaje, są coraz liczniejsze. Islam jednak gorszy się przede wszystkim nie tyle chrześcijaństwem, bo uczniów Chrystusa Koran traktuje jako „lud Księgi”, co daje mu pozycję nieco wyższą w oczach muzułmanów niż innym „niewiernym”, co gorszy się przede wszystkim grzechami Zachodu. Sodmia, epatowanie seksualnością, poniżanie wartości religijnych budzą odrazę u wyznawców Proroka.

Dlatego sympatykom polityków walczących z krzyżem i chrześcijaństwem  w Europie powtarzam z lekką nutką ironii. Kiedy przyjdzie Islam, zanim pościna głowy księżom, najpierw ponabija na pale piewców genderyzmu i sodomii. Ja z moją wiarą wierzę, że śmierć za wiarę, otwiera Bramy Raju. A wy jesteście gotowi umierać za gender i sodomię? Jeśli tak,  to ciekaw jestem w imię czego.

Miłych przemyśleń.

Miłość i zbrodnia

Fot. ? NatUlrich - Fotolia.com
Fot. ? NatUlrich – Fotolia.com

Pewien młody chłopiec zakochał się w dziewczynie, która była bardzo zazdrosna. Nie tylko dążyła do tego, aby w jego najbliższym gronie prawie nie było koleżanek, ale w końcu wpadła na szalony i zbrodniczy pomysł. Będąc zazdrosną o ukochanego, postanowiła nawet pozbyć się jego matki. Co gorsza, zdecydowała, że zrobi to jego rękami. Zażądała od ukochanego, żeby udowodnił, iż ona jest dla niego najważniejszą osobą na świecie. Postawiła warunek, aby zabił on swoją matkę, i wyrwał jej serce. Kiedy to zrobi ma jej przynieść to matczyne serce na misie. Oczywiście po to, aby udowodnić, że na prawdę ją kocha i dla niej nie cofnie się przed niczym.

Dziwna to musiała być „miłość”, skoro chłopiec zgodził się na taki warunek. Wyczekał nocy, zabił matkę, wyciął jej serce, włożył do misy i biegiem pospieszył do ukochanej. Jak to jednak w nocy bywa, biegnąc ciemną, nieoświetloną drogą, potknął się. Misa z sercem matki wypadła mu z ręki, serce potoczyło się gdzieś w dal, a jemu, leżącemu na ziemi wydawało się że serce z oddali z przejęciem zapytało: „synu, nic ci się nie stało”?

To tylko opowiadanie. Zresztą nieprawdziwe. Jedno z wielu jakie powstały by opowiedzieć o miłości matki do swoich dzieci. Dziś jednak na prawdę w wieku dziewięćdziesięciu trzech lat zmarła mama błogosławionego księdza Jerzego Popiełuszki. Przeżyła własnego syna, a właściwie przeżyła jego męczeństwo. Młodszym czytelnikom mojego bloga przypomnę, że w 1984 roku ksiądz Jerzy Popiełuszko został uprowadzony i zamordowany przez pracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa. Zmasakrowane ciało księdza znaleziono po kilku dniach w wodach zalewu w Wiśle koło Włocławka.

Nikt z nas nie jest w stanie wyobrazić sobie, co czuje matka, która najpierw musi słuchać, jak oficjalna propaganda w radiu i telewizji mówi najgorsze rzeczy o jej dziecku, jeszcze trudniej wyobrazić sobie, co czuje matka, która musi zidentyfikować zmasakrowane, martwe ciało syna…

Jedno jest pewne. Źli ludzie w bestialski sposób odebrali syna matce, bo miłość jaką bł. ks. Jerzy darzył Boga, ludzi i Ojczyznę była nie do zniesienia dla komunistycznych zbrodniarzy. Ona, matka świętego, przebaczyła mordercom syna. Powtarzała, że modli się o ich nawrócenie. Dziś po latach matka i syn są znowu razem, tyle, że „po tej drugiej stronie życia”.

Czasem tylko prowadząc katechezę w szkole, stając do posługi w kościele czy zwyczajnie mijając młode dziewczęta na ulicy zadaję sobie pytanie, ile spośród nich będzie mamami na wzór śp. Marianny Popiełuszko, i wychowa swoich synów na świętego, a ile upodobni się do zazdrosnej narzeczonej z przykładu jaki zamieściłem na początku wpisu. I to właśnie w imię miłości…

Polecany artykuł: http://www.opoka.org.pl/aktualnosci/news.php?id=49973&s=opoka

Tolerancja jest do bani

Child Abuse series
Fot. ? Olga Yarovenko – Fotolia.com

Nie tak dawno temu zostałem zapytany przez pewnego księdza, czy wiem, jakie są rodzaje „kar komputerowych”, jakie rodzic stosuje względem krnąbrnego dziecka. Jako że nie odgadłem tej, o którą mu chodziło, opowiedział mi swoje zdarzenie, jakie miało miejsce, gdy chodził po kolędzie. Zaraz na początku wizyty -jak mówił- przywitał go dobrze zbudowany mężczyzna, zapraszając do wejścia. Sam wygląd owego człowieka, miał wg jego słów robić odpowiednie wrażenie. „Niech ksiądz siada. Kawa czy herbata?” zapytał. Na próbę tłumaczenia, że to dopiero początek dnia i czasu niewiele, stanowczym głosem stwierdził. Niech ksiądz siada! Ja się muszę wygadać”, skwitował. Siedzący obok z wystraszoną miną jego syn próbował jeszcze błagalnym głosem negocjować, powtarzając „tato, proszę cię, nie mów”, ale po kolejnym „cicho siedź! Wszystko powiem księdzu!” zupełnie zrezygnował z przyjętej „linii obrony”.

Otóż jak już kawa znalazła się na stole, ojciec zaczął swoją opowieść. „Pracuję na kilku etatach, w domu jestem rzadko, wszystko po to, żeby temu gnojkowi nic nie brakowało. A tu co? Jestem w pracy, a tu ze szkoły dzwoni mi nauczycielka, żeby przyjść, bo kazała mu kupić sobie czysty zeszyt, a on jej odpowiedział, że go nie stać! Rozumie ksiądz? Jak wpadłem do domu, słyszałem tylko od drzwi: „tato, proszę cię, tylko daj mi karę komputerową. Proszę!” No to dostał karę komputerową, spuściłem mu lanie kablem HDMI…”.

Ot kara komputerowa. Ale do rzeczy. Miało być o tolerancji, a nie o karach komputerowych czy cielesnych. Zresztą o tym szerzej innym razem. Co więc ma wspólnego kara dla krnąbrnego dziecka z tolerancją lub jej brakiem? Otóż coraz bardziej przeraża mnie fakt, jak pod wpływem medialnej propagandy kształtuje się świadomie, bądź też nie „nowy laicki dekalog”, w którym przykazania dane ongiś człowiekowi przez Boga zostają zastępowane czymś, co na pierwszy rzut oka brzmi podobnie, ale przynosi w rezultacie opłakane skutki.

Ileż to razy da się słyszeć pełen wyrzutu sumienia głos zwłaszcza matek, które mówią: „jestem nietolerancyjna dla swoich dzieci”. Wtedy zaś zwykle dopytuję, co to oznacza. Przemoc fizyczną? Poniżanie? Izolowanie od środowiska rówieśniczego? Często okazuje się, że nic z tych rzeczy, a najczęstsze tłumaczenie, to „no wie ksiądz, dziś są inne czasy, a mnie trudno jest się z tym pogodzić.” I tu zaczyna się cały katalog owych nowości od wyjazdu dorastającej córki z „kolegą” pod namiot na wakacje, po wprowadzenie do domu kogoś, z kim owa pociecha ma zamiar pomieszkiwać, oczywiście na koszt mamy i taty”. No więc w takich sytuacjach, to chwała Bogu, że mama czy tato jeszcze okazali się „nietolerancyjni” i przegonili gdzie pieprz rośnie takiego amanta, który chciałby być nieślubnym zięciem na utrzymaniu teściowej.

 Co to znaczy, że ktoś jest „nietolerancyjny”? Czy to znaczy, że nie ma w nim miłości bliźniego? Otóż tu jak dla nas ludzi wierzących jest sedno problemu. Ktoś sprytnie wyparł z naszego codziennego języka dwa najważniejsze przykazania: miłości Boga i bliźniego.” Dla przykładu. Jak widzę, że gościu zakłada sobie pętlę na szyję i chce się powiesić, gdy wezwę policję i pogotowie, by go odratować, to jestem nietolerancyjny? Pewnie tak. Ale czy to znaczy, że nie kieruję się miłością Boga i bliźniego. Otóż właśnie kieruję się w tym wypadku tymi wartościami. Czy jak małe dziecko pomaluje kredkami ścianę w domu a rodzice muszą wymienić tapety i zaciskając zęby rezygnują z wakacyjnego wyjazdu a na przyszłość to jest tolerancja, czy miłość bliźniego? Kiedy zaś zrobiłby coś podobnego nastolatek, czy będzie to wbrew miłości Boga i bliźniego czy tylko wbrew zasadom tolerancji sprzedać komputer młokosa i pomalować za to ściany? Nietolerancyjne, ale wychowawcze, a co za tym idzie nastawione na miłość bliźniego, który winien poszanować pracę swoich rodziców.

Cały problem publicznej debaty n.t. tolerancji bierze się stąd, że zagubiła ona z pola widzenia człowieka, o którym bł. Jan Paweł II mówił, że „jest drogą Kościoła”. W jego miejsce, postawiła ludzkie słabości, których już nie tylko tolerowanie ale akceptacja i gloryfikacja ma być szczytem postępu i europejskości. Zapytam więc raz jeszcze. Tolerować kogoś, czy coś? Przecież nawet najwięksi zwolennicy tolerancji zdają się być zgodni z zasadą, że zero tolerancji dla pedofilii, zero tolerancji dla przemocy w szkole, itd.

Jak więc nie pogubić się w tych sporach między tolerancją a miłością Boga i bliźniego? Otóż rozwiązaniem tej dyskusji zdaje się być rozróżnienie pomiędzy różnymi rodzajami dobra. Najważniejszym dobrem jest dobro godziwe – godne aby o niego zabiegać, stanowiące wartość samą w sobie. Drugim, niższym rodzajem dobra jest dobro pożyteczne, o które staramy się, gdyż jest środkiem do osiągnięcia jakiegoś wyższego rodzaju dobra. Jest też dobro przyjemne, które w tej klasyfikacji ma najniższą notę.

Teraz wystarczy spojrzeć na nasz dylemat. Otóż miłość jest dobrem godziwym. Jest pragnieniem dobra dla kogoś, jest uwielbieniem Boga. Tolerancja może być tutaj co najwyżej dobrem pożytecznym, środkiem do celu. I teraz pytanie, jakiego celu? Jeśli tym celem jest dobro człowieka, tolerancja zdaje się być użyteczna. Jeśli tolerancja staje się środkiem do promocji zła, co więcej jeśli w jej imię zamyka się usta dobru, nęka obrońców życia, zabrania głosić chwałę Bożą, nie pozwala bronić dzieci i rodziny, to taka tolerancja jest do bani i tyle!

A na koniec zagadka. Jeśli ktoś w czasach słusznie minionych niszczył pomniki Włodzimierza Ilicza Uljanowa (Lenina) będące symbolem dominacji narzuconego totalitaryzmu komunistycznego, do dziś uważany jest za bohatera. Jeśli dziś ktoś inny niszczy papierową  tęczę będącą symbolem narzucanego nam wbrew woli znacznej większości społeczeństwa totalitaryzmu genderowskiego, pod wieloma względami jeszcze gorszego niż totalitaryzm komunistyczny, to jest ksenofobem, homofobem i faszystą…

Ktoś mi to wyjaśni?

„Polsko, to nie twoja droga…”

Wawel castle and Vistula river at night
Fot. ? pyty – Fotolia.com

„Od kłamstw i bólu,
od bezbożności,
od ludzi złych
zachowaj nas Panie.
Od krzywdy dziecka,
od płaczu Matki.
Od krwi przelanej
zachowaj nas Panie.”

Śpiewa Andrzej Szewczyk w Piosence „Ojczyzna”. Cóż, każdy ma swoje tęsknoty i marzenia, a Święto Niepodległości, zwłaszcza u nas w Polsce to dla bardzo wielu ludzi, wciąż przypomnienie o wszystkich niespełnionych marzeniach, jakie miały kolejne pokolenia Polaków przeżywających kolejne „historyczne przełomy” w naszej Ojczyźnie.

Pamiętam, jak wraz z innymi pielgrzymami byliśmy obecni na beatyfikacji bł. Jana Pawła II. Kolejnego dnia pielgrzymki nawiedziliśmy Polski Cmentarz na Monte Cassino. Ów rząd białych krzyży, katolickich i prawosławnych, ale także alejka żydowskich białych nagrobków, usytuowana na obcej ziemi, połączyły wszystkich tych, zazwyczaj bardzo młodych chłopców, którzy szturmowali poorane bombardowaniami wzgórze, w nadziei, że za nim, dalej będzie Rzym, a dalej i jeszcze dalej będzie Polska. Kraj ich marzeń, kraj ich dzieciństwa i młodości, za który jak kiedyś ich ojcowie, oni teraz „rzucili na stos swój życia los”.

Rzucili na stos swe życie, bez względu na wyznanie i na osobiste racje, bo kraj do którego szli, był wart ich ofiary. Tak się jednak dla nich tragicznie złożyło, że szturmując to ogromne wzgórze, zostali już na nim na zawsze.

Wracając, zastanawialiśmy się wszyscy, co powiedzieli by dziś nam, skłóconym nawet o to, czy mamy śpiewać „Ojczyznę wolną pobłogosław”, czy „racz nam wrócić Panie”? Jak osądzili by zarówno naszą tzw. klasę polityczną, jak i nas dokonujących nie tylko tych co cztery lata, ale także osobistych życiowych wyborów.

Zagłosować na to, czy na inne ugrupowanie? Wyjechać, czy zostać? Mieć jeszcze, wciąż nadzieję, wbrew nadziei, czy zająć się pracą u podstaw wiedząc, że póki imperia odbierające częściowo czy całkowicie narodom suwerenność nie padną, każda danina wyrzeczeń, poświęceń a nawet krwi będzie zbyt mała, aby móc poczuć się we własnym domu wolnym, „bez sąsiadów pukających przez ścianę, gdy ktoś chce głośniej zaśpiewać, o sprawach, które wszyscy znamy”?

Moje pokolenie też miało marzenia o Polsce wolnej i dostatniej. Co zostało z nich dziś? Każdy zapewne odpowie na to pytanie nieco inaczej… czy jednak są one na tyle silne, by zbudzić Śpiącego Rycerza? Czy wystarczą, i czy dadzą nam jeszcze siłę, aby stanąć w obronie tego, i ocalić to, co pozwoliło przetrwać Polakom zarówno zabory jak i okupację? Wreszcie jak to zrobić?

Andrzej Szewczyk w refrenie cytowanej powyżej piosenki daje taką radę

„Ojczyzno, co się z Tobą stało
czy chcesz aby bolało?
Polsko, czy już zapomniałaś
Polsko kiedy płakałaś?
Ojczyzno, gdzie jest Twoja siła
Ojczyzno kiedy walczyłaś?
Polsko, to nie Twoja droga
Polsko, wracaj do Boga!”

P.S. Pozdrawiam wszystkich rodaków, którzy Święto Niepodległości przeżywają z dala od Ojczyzny.

Zapraszam do zapoznania się z innymi wpisami na ten temat:

http://www.matuszny.opoka.org.pl/patriotyzm/

http://www.matuszny.opoka.org.pl/niepodleglosc/