Fot. ? Andrey Burmakin – Fotolia.com
By komentować wydarzenia sportowe na żywo, trzeba być znawcą tematu. Jeśli się nim nie jest, dobrze chyba odczekać chwilę i posłuchać, co inni mają do powiedzenia.
Przejrzawszy więc medialne relacje po ostatnim meczu, bez względu na to, czy się ktoś sportem interesuje, czy też jest mu to równie obojętne, co zeszłoroczny śnieg, postanowiłem postawić sobie nieco inne pytanie.
Mianowicie, jak to jest, że ile razy sportowcom z Orłem na piersi uda się odnieść znaczący sukces, wielu wpada w zachwyt i cieszy się, ponieważ „wygraliśmy” z ….. ? Kiedy jednak gorycz porażki staje się normą przynajmniej dla sympatyków polskiego futbolu, zmienia się już forma wypowiedzi na już nawet nie „przegrali z ……”, ale jak zdążyliśmy do tego przywyknąć na „znowu przegrali”.
Zjawisko to, jest o tyle ciekawe, że dotyczy szerszej części naszego żywota, niż tylko 90 minut spędzonych przed telewizorem. Owszem, każdy chce czuć się zwycięzcą i każdy chce znaleźć się w gronie zwycięzców. Stąd też różnego rodzaju „badania opinii społecznej” są jednocześnie łakomym kąskiem urabiania owej opinii, wszak ten, co niezdecydowany dostaje w ten sposób koronny argument: „zrób tak jak większość”.
Na to liczy wielu, zamawiających przeróżne sondaże, od preferencji politycznych począwszy, na producentach płynów do mycia naczyń skończywszy.
Sprawa komplikuje się, kiedy na front medialnej wojny rzuca się dane o liczbie wiernych regularnie uczęszczających do kościoła, wahaniach w zakresie powołań, których raz jest więcej a raz mniej, czy też w sferze moralnej dotyczącej żyjących bez ślubu, rozwiedzionych czy skrzywdzonych dzieci.
Można by powiedzieć że dla przeciętnego internauty z tych badać wynika tyle, co z dylematu znanej reklamy, w której wciąż nie wiadomo, czy „Masaj, który ma trzy woły jest biedny, czy bogaty”.
Dane te oczywiście podlegają dalszemu opracowaniu, służą wyciąganiu wniosków i formułowaniu odpowiednich propozycji duszpasterskich. Robią to ludzie, którzy znają temat i mają skalę porównawczą.
Strach jednak pomyśleć, jakie wnioski do swojego życia wyciągają ci, którzy patrząc na panoszące się w świecie zło, usprawiedliwiają swoje niecne czyny grzechami innych ludzi. Aż trudno przewidzieć, na kogo wyrosną dzieci, które widząc innych, stroniących od nauki, same dochodzą do wniosku, że nauka jest „be”. Panu Bogu wreszcie trzeba polecić tych, którzy odrzucają Ewangelię, bo na swoich drogach życia spotykają wciąż tylko tych, którzy za mało stosują ją w praktyce w swoim życiu. Warto byśmy chyba przypomnieli sobie wszyscy, że kiedyś, słysząc ostatni „gwizdek” Boskiego Sędziego wieszczący koniec naszych symbolicznych 90 minut na ziemskim boisku życia, schodząc pokonanymi przez nasze grzechy i słabości, nie zaśpiewamy znanej nam stadionowej mantry: „Polacy, nic się nie stało…”