Serialowe życie

Spread the love
Fot ? contrastwerkstatt - Fotolia.com
Fot ? contrastwerkstatt – Fotolia.com

Prowadząc katechezę w starszych klasach szkoły podstawowej porusza się często jakąś ważną moralnie kwestię. Zwykle po stronie katechety leży dylemat, jak uwrażliwić na poważny problem dzieci, które mogły się z nim zetknąć, bądź jest prawdopodobieństwo, że zetkną się w niedalekiej przyszłości a jednocześnie przedwcześnie nie wprowadzić w brutalne realia świata tę część milusińskich, która żyje w błogiej nieświadomości problemów, przed którymi udało się ich do tej pory uchronić ich rodzicom. Zresztą niedawno poruszałem podobny wątek.

Rodzi się wówczas także pytanie, w jaki sposób udało się uchronić te nieliczne w klasie dzieci przed poznaniem życia od najgorszych z możliwych stron. a przestrzeni ostatnich lat, zwykle potwierdza się tu pewien schemat. Po pierwsze, ściśle reglamentowany dostęp do programów telewizyjnych oraz do komputera podłączonego do Internetu lub brak telewizora w domu, po drugie zainteresowanie rodziców dziećmi i odpowiadanie im na stawiane przez nie pytania, nawet jeśli wydają się rodzicom zbyt poważne, jak na wiek dziecka i po trzecie, wychowywanie w jasno określonym systemie wartości.

Gdzie bowiem dziecko może zweryfikować to, czego dowiaduje się mimochodem u rówieśników. U kogo ma uzyskiwać odpowiedzi na pytania, które prowokuje normalna ciekawość związana z poznawaniem świata albo w jaki sposób potwierdzi lub obali swoje przypuszczenia dotyczące życia, kształtujące się w umyśle i duszy dziecka? Jeśli nie zrobią tego rodzice, z pomocą przyjdą tu bardziej lub mniej pożądani „edukatorzy”.

Jedną z bardziej przykrych sytuacji, z jaką zdarza mi się zetknąć podczas katechezy w szkole, jest życie w „serialowym świecie”. Niestety dzieciom zdarza się dość często przyjmować świat prezentowany w serialach jako „samo życie”, lub „prawdę o życiu”. Stąd czasem dość spontaniczne komentarze: „ma ksiądz rację, było o tym w …….. (i tu pada tytuł serialu)”, lub „nieprawda, bo w serialu …… są tacy ludzie i oni są szczęśliwi”.

Warto jednak zadać sobie pytanie, czy mimo regulacji prawnych nakazujących informację o tzw. „lokowaniu produktu” dorośli są wystarczająco świadomi mechanizmów powstawania fabuły takich filmów? Ile to swojego czasu wychwycili sprytni dziennikarze wątków w większości emitowanych rodzimych seriali, gdzie w tym samym czasie ktoś uświadamia innym bohaterom filmów jak ważne jest np. płacenie abonamentu. Ostatnimi czasy można było przeczytać w prasie prawicowej i katolickiej o oswajaniu społeczeństwa z grzechem sodomskim, poprzez przedstawianie w serialach „szczęśliwych par jednopłciowych”, których największą bolączką jest brak możliwości zalegalizowania ich „związku” i niemożność adoptowania dzieci. Pominę już wspomniane wcześniej promowanie marek produktów, używanych przez bohaterów seriali. Przecież producenci filmów nie eksponują ich za darmo…

Pamiętam jeszcze jako kleryk dziwiłem się tym wszystkim zachwycającym się pierwszymi wprowadzanymi do polskiej TV serialami rodem zza Oceanu, że dają się wciągnąć w świat ułudy i relatywizmu moralnego. Już wówczas bowiem dało się zauważyć, że w owych serialach można znaleźć wszystko, oprócz …normalnej, moralnie żyjącej rodziny. Wszystko zaś po to, aby urabiać społeczeństwo i pod pozorem pokazywania jak wygląda życie, wpływać na jego kształt i podpowiadać ludziom, jak powinni je kształtować. O tym zaś, że podpowiedź ta ma tyle wspólnego z prawdziwym życiem, co śledztwa serialowego „księdza z Sandomierza”, świadczy jeden z dowcipów na temat owego serialu. Otóż odpowiada on na pytanie, czemu Sandomierz jest najdziwniejszym miastem na świecie. Ponoć dlatego, że skoro jest w nim tak wielka przestępczość, że „Śledczy w sutannie” w tak małym mieście znajduje dwóch morderców tygodniowo, jeszcze mu roweru nie ukradli…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Oblicz: * Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.