Archiwum kategorii: Cywilizacja życia kontra cywilizacja śmierci

Bezbronna Niepodległa

„Powiedz, orle! orle mój!

Białoskrzydiny, niezmazany,

Skąd tych czarnych myśli rój?

One rosną – gdzie kajdany!

Ach! niewola sączy jad,

Co rozkłada Duchów skład!

Niczym Sybir – niczym knuty

I cielesnych tortur król!

Lecz narodu duch otruty –

To dopiero bólów ból!”

Zaledwie wczoraj mówiłem na mszy o miłość o zasadzkach czających się w Sieci, ale też o sile przekazu za pomocą mediów elektronicznych. Jest ona niewątpliwie wzbiarającą z niespotykaną dotąd prędkocią siłą, mogącą kreować wizerunek świata, przechylać szalę zwycięstwa w wyborach, obalać rządy, wzniecać rewolucje. Siła przekazu jest wielka. Jakie jest w niej nasze mniejsce? Nasze, nie mam na myśli jedynie duchownych, ale każdego przeciętnego zjadacza chleba, jakimi jesteśmy my wszyscy.

W dużej mierze jesteśmy odbiorcami tego, czym jesteśmy karmieni, a niekiedy świadomie zatruwani, i bynajmnije nia mam tu na myśli jakości żywności sprzedawanej w sklepach czy na bazarach. Nie mam zamiaru też odnosić się do brzmiących jak czyste szaleństwo teorii dotyczących szczepionek, koncernów farmaceutyczych czy obecnych w środowisku toksyn. Jendnak wiele razyy, także dzięki serwisom społecznościowym stajemy się nadawcami, przekazujemy dalej i transmitujemy do naszego najbliższego otoczenia treści produkowane przez speców od reklamy, partyjnych propagandzistów działających według sprawdzonej, starożytnej zasady „divide et impera – dziel i rządź„.

Jeszcze w szkole, mimo, że za czasów słusznie minionych uczono mnie o demokracji i jej zasadach. Idea była prosta i klarowna. Wszystko do czasu, kiedy ktoś nie zaczął zauważać subtelnej różnicy między demokracją, a demokracją ludową, różnicy na miarę tej pomiędzy krzesłem a krzesłem elektrycznym lub demokracją a demokacją liberalną. Jako pokolenie dorastające w latach 90 tych mieliśy swoje marzenia. Polityka i przemiany interesowały mnie w stopniu nazwijmy delikatnie ponadprzeciętnym. Gdy szedłem do Seminarium, wielu pytało, dlaczego nie polityka? Przecież otwierają się nowe możliwości? Można zrobić tyle dobrego. Uparcie twierdziłem i co ważne nie zmieniłem zdania do dziś, największą politykę robi się na kolanach, a ja jeśli mam przed kimś klęczeć, to wybieram Króla Wszechświata. To mój wybór.

Dziś minęło od tamtych czasów ponad dwadzieścia długich lat. Z nadzieją i wiarą w lepsze jutro obserwowałem jak powstawały i upadały kolejne rządy. Zachęcano nas do kolejnych wyborów i obiecywano od drugiej Japonii, przez drugą Irlandię aż po upragnioną (tylko przez kogo?) Unię Europejską. Referendum akcesyjne pamiętam do dziś. Wracałem z pielgrzymki i zależało mi, aby zagłosować. Po powrocie z niej jechałem kilkadziesiąt kilometrów samochodem do mojego lokalu wyborczego, aby oddać głos na „NIE”. Prawo moralne, marzenia o suwerennej i niepodległej nie mogły przecież zostać sprzedane za tańszego banana i uspokajający ton polityków, że na tych traktatach tylko możemy zyskać.

Zresztą ludzie też chyba nie do końca byli przekonani, i to nie tylko w Polsce. W dniu akcesji do UE przekraczałem unijną granicę z Litwą. Jechaliśmy na pielgrzymkę do Ostrej Bramy. Opustoszałe od północy w dużej części graniczne zabudowania, i polski pogranicznik zapraszający nas na pas dla obywateli UE. Docieramy do Wilna. Idziemy do pierwszej napotkanej nieopodal Ostrej Bramy restauracji i nieśmiało pytam: „czy ktoś mówi po polsku”? W odpowiedzi słyszę miły głos właścicielki: „kanieczno, my zdies odnaja respublika, adnaja unia…” Po posiłku spotykamy polskiego przewodnika po Wilnie. Zaczyna od historii najnowszej. Opowiada, że każda rodzina, która przyszła na referendum akcesyjne, otrzymywała za darmo cukierka. „Tak znaleźliśmy się w Unii”, opowiada. To było w dniu akcesji Polski, Litwy i innych krajów do Unii. Później pamiętam odrzucaną w referendach krajowych tzw. europejską konstytucję i …wprowadzenie tylnymi drzwiami jej zapisów w całej UE już bez pytania obywateli.

Dziś widzimy, że wszystkie traktaty to tylko narzędzie na poskromnienie słabszych, będące w rękach tych silniejszych. Szafowanie słowami o demokracji i konstytucji to oczywiście zasłona dymna w obronie konkretnych, narodowych interesów. Bynajmniej nie polskich. Ekologia też dawno już została zatrudniona w służbie lewicowych ideologii, przeciwko tym, którzy chcieliby dopuścić się „myślozbrodni”. Puszczane z nagrania owacje w parlamencie europejskim, dowolne liczenie głosów, i niezwykły opór przeciwko jakimkolwiek prawnym rozwiązaniom mającym zapobiec szkalowaniu Polski, powinny dobitnie wyjaśnić nam słowa byłego ministra, co znaczy, że Polska jest państwem teoretycznym.

Tzw. demokracja liberalna jest tym, czym była demokracja ludowa. Tyranią lewicowej ideologii nad naturą. Naturą człowieka, zwłaszcza nad jego duchowścią, rozumem i wolnością. Wszystkim, co decyduje o godności człowieka. Dlatego też w tej ideologii klasą uprzywilejowaną są homoseksualiści i inni ludzie żyjący wbrew naturze, lewicowi aktywiści, pseudoekolodzy, słowem, wszyscy wyznawcy „Nowej Ery.” Ofiarą składaną na ołtarzu owego „postępu” są ludzie. Najbardziej bezbronni. Liczba aborcji, eutanazji i innych zbrodni na ludziach przekroczyła już dawno liczbę ofiar obu totalitaryzmów włącznie. Nową wspólnotą, na której ma oprzeć się ów nieład są związki jednopłciowe, choć już wkrótce poznamy inne konfiguracje. Do niedawna w wielu krajach istniały legalnie partie głoszące potrzebę legalizacji pedofilii. Współczesne „procesje” ideologii zepsucia to tzw. marsze równości, a miłość jest tam oczywiście postawiona na równi z wynaturzeniem.

Oto Unia anno Domini 2018. Gdzie w tym wszystkim jest nasza ukochana Niepodległa, za którą oddali życie ci spod Monte Cassino i spod Wizny? Ci z Tobruku i chłopcy z warszawskiej ulicy stający naprzeciw pancernym tygrysom? Dziś największe partie przekonują, że Unia to jedyne rozwiązanie. Co więcej, o włos nie mieliśmy referendum, czy wpisać zależność od takiej Unii do polskiej konstytucji. Spieram się nie raz z ludźmi prawymi, którzy przekonują mnie o jedynie polskiej partii, o konieczności głosowania na jedno czy drugie ugrupowanie, ale wszyscy zgodnie każą mi milczeć, gdy upominam się o powszechne prawo do życia, kiedy sprzeciwiam się kupowaniu wyborców za ich własne pieniądze, gdy mówię otwarcie, że miłość Ojczyzny, to niepodległość i myśl o wolności. Taka sama, jaką mieli ci polegli na wojnie, z jaką konali w ubeckich katowniach polscy patrioci, o jakiej nauczał św. Jan Paweł II.

Miłość do Ojczyzny ustąpiła dziś miejsca miłości do ulubionych liderów i partii. To im wierzymy i ich kochamy. A dobro Polski? Cóż, mimo woli, w słownym lapsusie powiedział „nie znam takiego” jeden z byłych prezydentów.

Był czas, gdy Ojczyzna była w jawnej niewoli. Naród przetrwał. Była okupacja. Naród poniósł niesłychaną ofiarę, ale przetrwał. Sowiecką dyktaturę podobnie. Dziś jeśli mówisz, że kochasz swój naród, nazywają cię faszystą a rządy boją się Brukseli a nie własnych wyborców. Jeśli pragniesz bezpiecznych granic, jesteś ksenofobem. Gdy sprzeciwiasz się paradom moralnego zepsucia zwanymi dla niepoznaki „marszami równości”, jesteś homofobem. Neologizmy na miarę Georga Orwella.

Czy naród przetrwa brukselskie szaleństwo? Tego nie wiem. Na pewno nie z ludźmi prowadzącymi od lat wojnę na górze, zwaną do niedawna wojną polsko – polską a obecnie wojną na bilbordy za pieniądze podatnika. Naród aby przetrwał potrzebuje siły ducha, potrzebuje wiary, nadziei i miłości Boga nade wszystko a bliźniego swego jak siebie samego, w tym uporządkowanej miłości Ojczyzny. Wszystko inne jest zaklinaniem rzeczywistości. Jeśli dla nas przestanie być ważne prawo do życia, prawo własności dziś coraz bardziej poskramiane nowymi podatkami, przepraszam, nowymi „daninami”, prawo do obrony osobistej wobec indywidualnej czy zbiorowej agresji, może i przetrwa coś takiego jak „państwo Polskie” (teoretyczne), ale naród polski będzie tylko historią. Być może wówczas już tą zakazaną, aby nie „ranić uczuć” nowych Polaków.

Moim uczniom…

Group attractive teenage students in high school hall. Rear view.

Wcześniej czy później ten dzień musiał nadejść. Ostatnimi dniami dało się już odczuć ten zbliżający się nieuchronnie moment powrotu do szkół, w tym, do mojej ulubionej formy głoszenia Ewangelii  czyli katechezy . Mimo, że w poniedziałek zainaugurowaliśmy uroczyście nowy rok szkolny, to dziś według mojego planu nadszedł czas na pierwsze w tym roku szkolnym katechezy. Zarówno w XXIX LO, jak i w Gimnazjum Śródziemnomorskim.

Czas powrotu do szkół, to czas ponownych spotkań. Z tymi, z którymi rozsatliśmy się w szkołach na czas wakacji, oraz spotykania kolejnych nowych klas, z którymi będzie nam dane pracować w tym roku. Każdy nowy uczeń i każda nowa klasa to nieodparte pytanie o to, kogo Pan Bóg w tym roku postawi na mojej kapłańskiej drodze. Jak ułoży się współpraca i czy dotychczasowi uczniowie wrócą z większą wiarą oraz jakie pytania „przywiozą z wakacji”? Czas da odpowiedź na te i inne pytania.

Jednak początek roku szkolnego to także świetna okazja do solidnego rachunku sumienia i wyciągnięcia wniosków z wcześniejszych lat katechezy. Jak nie powielić wcześniej popełnionych błędów, jak pomóc szukać tej najwłaściwszej z dróg tym młodym ludziom, którzy spoglądają dziś na Kościół i na księdza przez pryzmat nie tylko rodzinnego wychowania, ale także medialnej nagonki, złego towarzystwa czy własnych wątpliwości?

Tego dzisiejszego dnia, bardziej niż w poprzednich miesiącach wracają przed oczy znajome twarze moich uczniów. Jedne rozmpoznaję z daleka, inni czasem podchodzą, pytają czy pamiętam, przypominają szkołę i klasę. Nie ma życiowych reguł i życie nie stoi w miejscu. Czasem wzorowi i zaangażowani w katechezę uczniowie pogubili się i dziś stoją daleko od Boga i Kościoła, inni, może czasem niezauważeni, czasem wątpiący, niekiedy kontestujący moje lekcje przyznają się do mnie, pozdrowią Pana Jezusa i zapytają co słychać. Ale są też i tacy, których Bóg czasem stawia ponownie na mojej drodze. Nasze drogi życia niekiedy krzyżują się na moment. Czasem „przypadkowe”, bo przecież nie ma przypadków spotkanie w urzędzie, warsztacie, kościele. Tych spotkań, twarzy moich byłych uczniów spotykam coraz więcej. Niektórych Bóg ponownie stawia na mojej drodze życia na nieco dłuższą chwilę. Czasem myślę, że może otrzymuję drugą szansę, aby poprawić się przed moim Mistrzem, nadrobić niedokończone zadanie. Dać więcej, niż ci ludzie otrzymali ode mnie przed laty, siedząc w szkolnych ławach. Tego chyba nie wie nikt, poza Bogiem samym. Wszak każdy z nas może w życiu przejść jeszcze pzez niejeden „zwrot akcji”. Jednak Bóg dając człowiekowi wolną wolę sprawił, że nikogo na siłę nie nawrócimy, nie zaciągniemy do nieba za uszy, jak przed dekadami lat niesfornego ucznia.

Dziś jednak Panie proszę Cię w sposób szczególny za wszytskich, których stawiasz na mojej drodze życia. Tych, których stawiasz po raz pierwszy, i tych, w relacjach z którymi dajesz mi kolejną już w moim ich życiu szansę. Czuwaj nad nimi, prowadź ich i błogosław nawet wtedy, kiedy mnie po ludzku opadną już ręce, i tylko serce będzie gdzieś biło w rytm tak dobrze znanych nam słów: „bądź wola Twoja, jako w niebie, tak i na ziemi…”.

Chleba i igrzysk

Marble statue of greek god with cornucopia in his hands isolated on white background (Fotolia.com)

Któż nie zna owego zawołania, które wznosili starożytni Rzymianie, domagając się rozdawnictwa oraz zabawy. Nie istotne, że rozdawanie przenaczonych na ten cel pieniędzy nie wynikało z pobudek humanitarnych, lecz jedynie odwracało uwagę od prawdziwych poczynań polityków, zaś ginący na arenach w czasie igrzysk gladiatorzy nie byli bynajmniej najmniejszym wyrzutem sumienia ani dla sprawyjących władzę, ani dla żądnego zabawy pospólstwa. Ważne aby było co jeść, ważne, aby na chwilę zapomnieć o codziennych kłopotach, niewdzięcznym losie, który poskąpił cesarskich zaszczytów i patrycjuszowskich przywilejów.

Powiadają, że historia jest nauczycielką życia, ale my  bywamy doprawdy niekiedy opornymi uczniami. Dziś, kiedy oficjalnie rozpoczynamy nowy rok szkolny, warto poświęcić te kilka słów nie tylko refleksji nad historią, choć miesiąc wrzesień będzie nam stwarzł liczne ku temu okazje, ale także dlatego, że na naukę jak powiadają nigdy nie jest za późno.

Od czasu ogłoszenia decyzji o wyborach, tych zbliżających się, portale społecznościowe zakwitły wręcz peanami na cześć ulubionych polityków i ukazały cały bezmiar ludzkiej małości w poniżaniu i dehumanizacji tych z drugiej strony barykady. Sypiące się co dnia zaproszenia do znajomych szybko okazują się wyborczymi tablicami ogłoszeń, gdzie nic poza rzeczonymi treściami nie da się innego przeczytać. Owszem, wiele razy zdarza się i mi samemu coś „polajkować” w obszarze polityki, coś wydaje się bardziej lub mniej śmieszne, coś bardziej lub mniej trafiające w sedno. Na tym chyba miały polegać „społecznościówki”, stwarzając okazję do budowania owej e społeczności. Jednak wypowiedziana przed laty wojna na górze, znana lepiej jako wojna Polsko – Polska zdaje się przekraczać kolejne niebezpieczne granice, i to takie, które na nowo trudno będzie wytyczyć.

Opluwanie własnej Ojczyzny, życzenie śmierci politycznym oponentom, promowanie sodomii i innych zachowań sprzecznych z naturą i to przez ludzi, którzy jeszcze kilka lat temu w wyborczych programach odwoływali się do nauczania św. Jana Pawła II to tylko jedna strona barykady. Co mamy po przeciwnej? Czytam i przecieram oczy ze zdumienia. Ludzie, którzy zbijali kapitał polityczny na hasłach odwołujących się do moralności, chętnie pokazujący się w kościołach i na religijnych uroczystościach hojnie na prawo i lewo rozrzucają nieswoje srebrniki i doskonale bawią się w rytm muzyki, podczas gdy na politycznych arenach wciąż umożliwia się bezkarne zabijanie nienarodzonych dzieci. Próba odwoływania się do moralności powoduje niewspółmierne ataki słowne, bo jak nie „my”, to przyjdą „oni”.

Podobnie, jak w starożytnym Rzymie giną niewinni, pozwalając politykom przedłużyć czas ich trwania przy władzy,  i brzęczą monety ku zadowoleniu ludzi, którzy nie dostrzegają, że cała zabawa w przeciwieństwie do Rzymu, tym razem odbywa się na ich własny koszt i za ich własne pieniądze.

Od kilkunastu godzin ku uciesze politycznych trolli jedni biją brawo a inni pomstują po tym, jak młodej kobiecie puściły nerwy i spoliczkowała wulgarnie zachowującą się demonstrantkę. Co za wyrazy uznania, jakie brawa i jakie zachęty, że się należało, że wreszcie ma za swoje. Czytam i próbuję odnaleźć w Ewangelii choć jeden werset, który pozwalałby mi na zrozumienie, co kieruje tymi ludźmi z obu stron barykady, jeśli zostało w nich choć trochę chrześcijańsiej tożsamości.

Przemoc w polityce prowadzi do wojny. Nie tylko zimnej i nie tylko na słowa. Pamiętamy bł. ks. Jerzego, a stronnicy obecnie miłościwie nam panujących zapewne pamiętają polityczny mord na ich Bogu ducha winnym koledze. Siedzę, czytam i nie rozumiem, czy ci naiwni zawodowi hejterzy, naprawdę nie pojmują, jaki jest faktyczny wynik tego „mało honorowego pojedynku”?  Wulgarnie zachowującej się kobiecie, poniewierającej godność bohaterów inna kobieta wymierzyła policzek. Odtrąbiono hucznie jeden do zera „dla nas”, pospólstwo wstało od klawiatur komputerów, zgasły propagandowe stacje telewizyjne sprzedające jedynie słuszną prawdę z obu stron, a błagająca wręcz o pozorną choćby przemoc opozycja, ma swoją pierwszą „męczennicę” i dowód na „krwawy reżim” panujący w Polsce. Może z dumą otwierać szampana.

Policja zachowała silne nerwy i nie dała się sprowokować, ale młoda kobieta, która nie utrzymała przy sobie rąk poszła o krok dalej. Straciła pracę i jak się domyślam doświadczy niejednej jeszcze szykany. Wojna na bilbordy za publiczne pieniądze trwa w najlepsze, baloniki lecą wyżej niż samoloty a nienarodzeni gladiatorzy toczą swój ostatni w jakże krótkim życiu, nierówny bój o przetrwanie, walkę z góry skazaną na klęskę, potyczkę z wyrokiem śmierci w kraju, gdzie prawo oszczędza jej nawet najgorszym przestępcom. Wszystko za przyzwoleniem tych, którzy trzymają polityczny klucz do zmian w rękach swoich posłów i sędziów ziemskich trybunałów. Cóż, ważne, że zabawa wciąż trwa, a złote sypią się coraz nowymi plusami. Odwołująca się do wiary i moralności publika nie widzi przecież w tym nic złego…

 

Kiedy wreszcie Kościół przeprosi za Judasza?

l’Ultima Cena (particolare); affresco di Paris Bordone nella chiesa di San Simon di Vallada presso Canale d’Agordo

To niebywałe, ale mimo upływu prawie dwóch tysięcy lat od zdrady Judasza, Kościół wciąż nie przeprosił za tego apostoła! Dziś już wiemy ponad wszelką wątpliwość, że Judasz nie tylko zdradził Mistrza, ale wziął za to pieniądze! Jakby zaś tego było za mało, na skutek tych wydarzeń popełnił samobójstwo. Cóż za skandal, że Kościół milczy na ten temat! Żaden z papieży nie wyraził przynajmniej ubolewania ani nie ogłosił ekspiacji za grzech zgorszenia! Jak to w ogóle możliwe, że 1/12 grona najważniejszych uczniów Jezusa dopuściła się płatnej zdrady, targnęła się na swoje życie i do dziś jeszcze widnieje na wielu obrazach, które cieszą się kultem wiernych. Kto w ogóle dopuścił do tego, że pozostałych jedenastu zostało ogłoszonych świętymi, podczas, gdy w ów dzień zwyczajnie poukrywali się w obawie o własne życie? Inny z apostołów, Piotr nawet pod przysięgą zaparł się Jezusa, a dziś na całym świecie odbiera cześć jako święty. Czy taki Kościół może być wiarygodny?

Tym, którzy jeszcze nie domyślają się, czemu ma służyć „wkręcanie czytelnika” „na Judasza” ułatwię sprawę i podpowiem, że nie mam zamiaru przepraszać za Judasza i nie oczekuję, aby ktokolwiek to robił. Przepraszam Boga w każdej mszy świętej za swoje własne grzechy, podobnie jak przy kratkach konfesjonału i nie patrzę na moich współbraci w kapłaństwie jak na płatnych zdrajców, gotowych lada chwila powiesić się jak Judasz. Jednak dzsiejszy świat sponiewierał obraz kapłaństwa do granic możliwości. W wielu diecezjach także w Polsce nabór do seminarium nie przekroczył dwucyfrowej liczby, a są też takie, gdzie nikt się nie zgłosił. Dziś księdza można zwyzywać, sponiewierać, przynajmniej medialnie, a spora część uważających się za katolików wiernych, schowana za bezpiecznymi awatarami będzie się świetnie bawiła. Dlaczego?

Pytanie retoryczne. Oczywiście pedofilia, rozpusta, parcie na kasę ze wszech miar. Taki wykreowano wizerunek. Kto? Cóż, tym razem też warto pomyśleć czy nie sprawdza się przysłowie, że najgłośniej „łapać złodzieja” krzyczy ten, który sam kradnie. Ksiądz jest dobry, jeśli wypowiada się w interesie określonej partii politycznej, popiera lub potępia aktuane strony sporów społecznych. Słowem, jeśli mówi to, co chcemy usłyszeć. Jeśli nie jest z naszej bajki? Może skorzystać z prawa aby siedzieć cicho. O nauce, katechizmie a nawet Piśmie Świętym nikt już nie dyskutuje. Ksiądz ma siedzieć cicho. Jeśli chce coś powiedzieć, powinien koniecznie za coś przeprosić. Pedagogika wstydu sprawdziła się wszędzie na świecie, sprawdzi się i u nas. Wielu otrzyma tu paliwo na kilka najbliższych lat w zapowiadanych hucznie superprodukcjach kinowych. No przecież to takie ludzkie. To jakby zrobić film o apostołach na podstawie biografii Judasza, tak, jakby wybrać same słabości i grzechy wszystkich apostołów i obwieścić światu, że właśnie ukazuje się mu obraz tego, co dzieje się za kulisami. Przecież wszyscy wiedzą, że był taki Judasz, wiedzą, że są i dziś. A pozostałych jedenastu, ze swoimi wadami, ale też z gorliwością i nieustannym dążemiem aby iść dalej za Mistrzem? Po co o tym mówić, przecież to takie niemedialne. Skandale sprzedają się o wiele lepiej.

Patrzę na zmieniający się Kościół, który jak uczono mnie w seminarium mam traktować jak Matkę. Patrzę na ze wszechmiar rzucane obelgi, odbierające dobre imię wielu kapłanom.  Czekam na kolejne ciosy ze szklanego ekranu, kinowej sali czy szkolnej klasy. Wszak właśnie rozpoczynamy nowy rok szkolny. Czytam statystyki, które mówią, że na tysiące oskarżonych o najgorsze bezeceństwa i zniszczonych kapłanów, winnymi sądy uznawały jednostki. Docieram do statystyk, gdzie księża katoliccy są na szarym końcu grup społecznych, spośród skazanych na tle obyczajowym. Zaś spośród tych, którym udowdniono winę, zdecydowana większość nigdy w kapłaństwie nie powinna się znaleźć. Wystarczyło, aby w porę eliminować tych, którzy wykazywali nienaturalne skłonności. Zastanawiam się, kto przeprosi, zwróci złamane życie tym, którzy nie mogli się obronić, bo ksiądz jako jedyny nie korzysta dziś z prawa do domniemania nieinności? Jednak o wiele ważniejszym pytaniem jawi się to, kto jeszcze będzie miał odwagę wstępować do seminariów, kiedy cichnie coraz bardziej głos św. Jana Pawła II, który mówił: „światu potrzeba kapłanów, bo światu potrzeba Chrytsusa…”

Pieśń o Małym Rycerzu

„Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa

Pieśni o małym rycerzu

Choć mały ciałem, rębacz wspaniały

Wyrósł nad pierwsze szermierze

I wieki całe będą śpiewały

Pieśni o małym rycerzu…”

 

Przez całe wieki, jak świat daleki, byli i są bohaterowie. Ma ich każdy naród, i każda ziemia czci takich, którzy przychodząc do nas od czasu do przypominają nam o wartościach ważniejszych niż życie. Porusza nas ich życie, czyny, jakich dokonali, ale po wielokroć przemawia do nas ich śmierć.

Od kilku dni świat żyje walką o życie małego Alfiego  wbrew decyzji lekarzy, wbrew woli kreującego się na pana życia i śmierci brytyjskiego sądu. Dziś rano wszyscy, śledzący tę nierówną walkę małego chłopca z bezduszną machiną (nie)sprawiedliwości odczytali wpis ojca tego Małego Rycerza, w którym informuje, że jego synek odszedł.

Wielu z nas poczuło, że przegrało tę nierówną walkę. Oto cywilizacja śmierci zatknęła kolejny wieniec zwycięstwa, zdobywając kolejne, do tej pory zdawałby się, niezdobyte tereny. Roześmiała się w twarz nie tylko rodzicom chłopca, ale także Ojcu Świętemu, autorytetom Włoch i Polski, którzy zaangażowali się tę sprawę. Ciężko chore dziecko odebrane rodzicom, skazane na śmierć przegrało nie tylko z prawami natury, ale także z nieludzkim systemem totalitarnym, jakim jest tzw. „demokracja liberalna”. Czy zatem ponieśliśmy sromotną klęskę? Czy śmierć Małego Rycerza rozproszy tłumy protestujących na całym świecie? Czy zerwie ten niezwykły łańcuch serc, zjednoczonych w walce o coś znacznie więcej, niż życie śmiertelnie chorego chłopca? To zależy tylko od nas. Od motywów, jakimi kierowaliśmy się wyrażając współczucie, angażując się w internecie i życiu publicznym. Zanim  jednak powrócimy do swoich zajęć, nim stwierdzimy, że wszystko już zostało stracone, zanim wywiesimy białą flagę i poddamy się bez walki libertyńskiemu totalitaryzmowi, jaki spowija dziś Europę, mieniącemu się o ironio, jako liberalizm, wsłuchajmy się w pytania, na które warto, byśmy poszukali odpowiedzi.

Zatem, choć ugięci pod ciosem zadanym naszym wyobrażeniom o wolności, sprawiedliwości  i prawie, rozproszeni w przeżywaniu tej nietypowej żałoby, spoglądamy na zdjęcia dziecka, którego nawet nie znaliśmy. Nie widzieliśmy na oczy i nigdy nie wymienili z nim uśmiechu, nie uścisnęli ręki jego ojcu, nie zapytali matki o to, jak sobie radzi w tej rozdzierającej serce sytuacji.

Spoglądamy na Małego Rycerza, na którego wyrok wydało historyczne, potężne imperium, rządzące kiedyś ogromną częścią świata,  na Śpiącego Rycerza, przeciwko któremu system wysłał dziesiątki uzbrojonych funkcjonariuszy i ochroniarzy. Wprowadził ukrytą cenzurę i zapowiedział pozwy, przeciwko internautom.

Zatem, osłupiały i pełen niedowierzania, pytam ciebie, Aniołku, kim Ty jesteś?  Kim jesteś Mały Rycerzu, przeciwko któremu współczesny świat zmobilizował tak potężne siły? Czego bali się twoi wrogowie, krzyczący równie głośno, jak ci przed dwoma tysiącami lat, kiedy wołali: „my mamy prawo, a według prawa powinien on umrzeć”? Jaka moc spoczywa śpiąca dziecinko w twojej niemocy, że tylu ludzi przechodzących na co dzień obojętnie obok ludzkiego cierpienia i niewypowiedzianych tragedii, teraz zatrzymało się na chwilę w tym szalonym pędzie by wyrazić podziw dla twej nierównej walki, aby wesprzeć przełykających gorzką łzę twoich rodziców?

Spoglądam dziś na tych ludzi, którym moce ciemności zdają się ryczeć w twarz, czytam słowa niedowierzania i rozpoznaję obraz bólu i rozpaczy w twarzach nieznanych mi ludzi. I pytam, raz jeszcze pytam, ciebie, Mały Bohaterze, jaką prawdę chcą ukryć ci, którzy krzyczą na pierwszych stronach gazet o cierpieniach świątecznych karpi i torturach kur, znoszących jajka na wielkanocne pisanki, a teraz milczą, zaś ich milczenie wydaje się być bardziej wymowne, niż nasz wspólny krzyk żalu i rozpaczy.

Szukam pomiędzy natłokiem różnych newsów i bardziej lub mniej sprawdzonych informacji nazwisk polityków dumnie rządzących naszą ojczyzną i całą Europą, apelujących kilka tygodni wstecz o zakaz hodowli norek i innych futrzaków, oraz rozczulających się nad dramatem nieletnich zabieranych na polowania. Przegrzebuję kolejne strony w poszukiwaniu apeli do światowych trybunałów i pozwów składanych w zjednoczonej Europie, jak te, które składają „zatroskani rodzice” przeciwko fundacjom ukazującym prawdę o mordowanych przed narodzeniem dzieciach, gdyż gorszy to ich wrażliwe maleństwa i ukazuje przed czasem prawdę o świecie, w którym żyjemy na co dzień.

Szukam, ale jedyne co największe przeglądarki podpowiadają mi na kierowane zapytania, to jakże znane słowa polskiego artysty, których dźwięk jakoś dziwnie kołacze się w mojej głowie” „Europo, Pan nad Tobą płacze. Za trzydzieści srebrników kupujesz święty spokój…”.

Dziś „zostawiłeś swą tarczę”, Mały Rycerzu i poszedłeś na spotkanie z Wielkim Rycerzem, który jako jedyny zwyciężył już świat. Odniósł zwycięstwo nad grzechem i śmiercią. Dziś zostały nam tak skrzętnie sprzątane spod placówek dyplomatycznych UK świece, pluszaki i telefon głuchy. I słowa jakże dobrze nam Polakom znanego wiersza. „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą”. Śpieszmy się kochać tych, których skazano także w naszej ojczyźnie na śmierć, mimo, że nie zdążyli jeszcze się narodzić. Kochajmy maleństwa, które miały jeszcze mniej szczęścia, niż nasz Dzielny Wojownik, bo bez sądu, bez prawa do obrony i nawet fasadowego procesu, na żądanie matki wciąż zabija je się także w polskich klinikach.

Zatem?

„…Ty, któryś w boju i ty, coś w znoju

I ty, co liczysz i mierzysz

Wstań, unieś głowę, wsłuchaj się w słowa

Pieśni o małym rycerzu…”

 

P.S. Zapraszam na mszę św. w intencji o zwycięstwo cywilizacji życia oraz za rodzinę, przyjaciół Alfiego, oraz wszystkich zaangażowanych w pomoc i obronę życia.

Msza św. w kościele p.w. Nawrócenia św. Pawła w Lublinie 28.04.2018 o godz. 18.30 (https://www.facebook.com/events/444058062713643/)

Dla przebywających poza Lublinem będzie transmisja online. Link https://www.youtube.com/channel/UC5IWdc_rmRWJTUQFszKxPLA/live

Agonia cywilizacji

Śledząc doniesienia medialne od kilku kolejnych dni zastanawiam się, czy tytuł, jakim zacząłem ten wpis nie jest oby nazbyt optymistyczny. Kiedy dobiegła końca Druga Wojna Światowa, a okaleczona fizycznie i moralnie ludzkość próbowała na nowo poskładać porozbijany na kawałki świat, wielu mówiło o końcu cywilizacji. Oto ludzie ujawnili z całą mocą głębią swojej  nieprawości, jaką skrzętnie skrywała przez całe wieki nasza natura. Jakby mało było doświadczeń związanych z narodowym socjalizmem, nagle pół Europy znalazło się pod panowaniem socjalizmu w wersji sowieckiej. Pakt w Jałcie przypieczętował tragiczny podział tego, co jeszcze ocalało z wojennej zawieruchy.

Szukając resztek sprawiedliwości, obolała ludzkość urządziła spektakularny proces hitlerowskich zbrodniarzy w Norymberdze. Na nic zdały się wtedy argumenty obrony, że w Niemczech obowiązywało prawo, na podstawie którego oskarżeni działali, a wykonując rozkazy spełniali tylko swój żołnierski obowiązek. Wyroki, jakie zapadały, były dalekie od moralnego czy symbolicznego potępienia totalitarnego ustroju. W wielu wypadkach była to kara śmierci. Co ciekawe, podstawą tego procesu było prawo naturalne. Głębokie przekonanie, że prawo do życia, jest niezbywalnym prawem każdej istoty ludzkiej. Nie człowiek drugiemu je nadał i nie on może go pozbawić. Człowiek, czy zgadza się na to jakiś ustrój wymyślony przez szaleńca czy geniusza, jest kimś a nie czymś. Nikt też nie ma prawa kwestionować człowieczeństwa drugiego, bez względu na rasę czy wyznawaną przez niego religię. Prawo naturalne, uznaje prawo do życia za absolutny fundament wszelkich innych praw. Dopiero za prawem do życia idą inne niezbywalne prawa człowieka, takie jak do rodzicielstwa, poznania prawdy czy wyboru dobra. Człowiek jest istotą natury rozumnej i wolnej. Dopóki nie jest ubezwłasnowolniony czy zmanipulowany bierze odpowiedzialność za swoje czyny.

Dramat małego chłopca i jego rodziców, jaki obserwujemy od kilku dni, jest kolejną odsłoną wojny światów. Ścierania się cywilizacji życia z cywilizacją śmierci. Niestety, ludzkość przegrała już wiele bitew na tym polu walki. Od całych dekad obowiązujące w  wielu krajach, w tym w wielu wypadkach w Polsce, przyzwolenie prawne na zabijanie dzieci przed narodzeniem. W wielu krajach jest ono już rozciągane na uśmiercanie dzieci narodzonych, na eutanazję chorych i niesamodzielnych aż wreszcie co dostrzegliśmy przez chwilę, na ubezwłasnowolnienie ciężko chorego dziecka wbrew woli rodziców i uniemożliwienie szukania dla niego bezpiecznego miejsca gdzie indziej na świecie.

Słowa oburzenia, protesty pod konsulatami, maskotki, hasztagi, rozgrzany do czerwoności facebook, petycje do Jej Królowej Mości i …całkowita bezradność. Wyuczona przez lata i przetestowana przez gejowskich działaczy, zwolenników aborcji, różnej maści obrońców kornika, świątecznych karpi, norek i pszczół oraz wszystkiego, co nosi znamiona życia, wszystkiego, oprócz człowieka. Pytamy się, wprawieni w osłupienie, jak to możliwe? Kto aż tak nienawidzi rodzaju ludzkiego? Jak to się stało, że obudziliśmy się z przysłowiową ręką w nocniku, a ziemskie autorytety nadają sobie prawa, równe prawom starożytnych władców uważających siebie za bóstwa na ziemi?

Wczoraj wraz z Fundacją pod Damaszkiem ogłosiliśmy mszę św. w intencji Alfiego oraz o zwycięstwo cywilizacji życia. https://www.facebook.com/events/444058062713643/ Śledząc ruch na portalach społecznościowych, gdy chodziło o protest pod konsulatem, wysłanie petycji, czy spam nazywany tzw. łańcuszkiem szczęścia, udostępnień, zaproszeń i deklaracji wzięcia udziału, byłoby bez liku.  Jednak gdy chodzi o stanięcie przed Królem Wszechświata, my jako ludzie wierzący zwyczajnie odpuszczamy. Msza św. – jedyny taki moment, gdzie można stanąć na żywo pod krzyżem Chrystusa, i na Jego Święte Rany błagać o zmiłowanie nad szalonym światem, praktycznie przechodzi bez echa.

Nic więc dziwnego, że nasze protesty, apelacje i spektakularne pomysły przypominają krzyki skazańca w dźwiękoszczelnej celi, podczas gdy obok, w niezmąconym spokoju kreując się na panów życia i śmierci, przygotowują egzekucję nie tylko małego Alfiego, ale resztek cywilizacji opartej na fundamencie judeochrześcijańskim.

Warto więc pamiętać, że człowiek, który odrzuca Boga, ulega pokusie, że jemu należy się Tron Najwyższego, bardzo szybko spostrzeże się, że stał się niewolnikiem. Wtedy jednak często bywa już za późno. „Bo jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, jedynie na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.” Jeśli więc my, katolicy  odpuszczamy audiencję u Pana Świata, bardziej wierzymy w moc pluszowego misia czy petycji do Królowej, nie dziwmy się świat nas wyrzuca na margines i depcze jak zwietrzałą sól.

My i oni

Fot. psdesign1 -Fotolia.com
Fot. psdesign1 -Fotolia.com

„Weźmy się do roboty, i zróbcie to”, głosi znane, ironiczne porzekadło z czasów PRL u. Jednak jak się okazuje ma ono szerokie zastosowanie w tym, co nazywamy tzw. współczesną debatą publiczną.  Podnosząc temat frontalnego ataku na stwórczy akt Boga, poprzez zanegowanie świętości ludzkiego życia, stworzenia człowieka jako mężczyzny i kobiety, oraz postawienia człowieka, aby panował nad ziemią, obiecałem w kolejnych wpisach odnieść się do metod, jakimi udaje się Złemu, który przecież jest ojcem kłamstwa, wmówić ludziom, skądinąd inteligentnym i uczonym, tak oczywiste bzdury, jak np. to, że może sobie ktoś wybrać płeć, czy że popełniając grzech sodomski i na dodatek domagając się adopcji dziecka, tworzy jakiś alternatywny model rodziny.

Pierwszą z metod stosowanych przez zwolenników cywilizacji śmierci, jest zafałszowanie obrazu rzeczywistości. Tak dokona się grzech Adama i Ewy. Oto Szatan najpierw wyolbrzymia Boży zakaz, („Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?”). Następnie przypisuje Bogu złe intencje i sam jawi się jako kreator nowego, wspaniałego porządku,  jaki da ludziom poskąpiony przez Boga prawdziwy stan szczęścia. Obiecuje im, że „poznają dobro i zło”, jeśli tylko przekroczą Boży zakaz.

Szatan od samego początku, jak powiedzielibyśmy sobie dzisiaj, ustawia sobie swoje ofiary w narożniku, zafałszowuje obraz rzeczywistości i skłania do grzechu, pozostawiając je później na pastwę losu. Tyle z początków księgi Rodzaju. Co dzieje się dziś? Oto cała ta machina zła, nazywana przez św. Jana Pawła II „strukturami grzechu”, wykorzystuje ten prastary mechanizm, aby pokonać cywilizację życia.

W wielu krajach Europy Zachodniej sytuacja zaszła już tak daleko, że owe błędy antropologiczne, fałszywe postrzeganie człowieka, nazywane niekiedy homoherezją, uzyskało rangę świeckich dogmatów, strzeżonych paragrafami kodeksu karnego. Takie próby podejmowane są także w Polsce. Znów jednak rodzi się pytanie, jak to możliwe, że ludzie myślący dopuścili do sytuacji, w której nie tylko publicznie gloryfikuje się postawy sprzeczne z naturą, ale próba ich krytyki, podejmowanie badań naukowych nad tymi zjawiskami, skutkują medialną i polityczną „klątwą”? Jak to się dzieje, że w imię „wolności słowa” piętnuje się upublicznianie badań człowieka, mającego tytuł naukowy, jak to możliwe, że w imię „wolności religijnej” wytacza się sprawę karną szwedzkiemu pastorowi, za cytowanie Biblii w kwestii homoseksualizmu, jak to się dzieje, że ludzie, którzy najgłośniej nawołują do przyjmowania islamskich imigrantów, chcą ulokować ich w lokalach socjalnych, pomiędzy zwykłymi obywatelami, sami odgrodziwszy się od reszty społeczeństwa wysokimi płotami w luksusowych apartamentach, stawiając na straży uzbrojoną ochronę i z trybun parlamentarnych oraz w prasowych wywiadach wypowiadając się samemu zdecydowanie przeciwko prawie do posiadania broni przez zwykłych obywateli? Cóż, wydaje się, że historia zatoczyła koło i znów, w kolejnej odsłonie, jakbyśmy słyszeli, „wicie, Towarzysze, weźmy się i zróbcie to.”…

Ile czasu nam pozostało?

Fot. victor zastol'skiy - Fotolia.com
Fot. victor zastol’skiy – Fotolia.com

Ostatnie dni roku liturgicznego wprowadzają nas w atmosferę wydarzeń, jakie mają poprzedzić koniec świata i ponowne przyjście Pana. Koniec świata ludzie wyobrażają sobie na różne sposoby. Najczęściej wiążą go z jakimś ogólnoświatowym kataklizmem, kosmiczną katastrofą, czy wręcz atakiem obcej cywilizacji. Z religijnego punktu widzenia wiemy jedno. Dzień ten nadejdzie niespodziewanie, i o owym dniu, wie tylko Bóg. Nikt inny nie zna dnia ani godziny. Jednak Chrystus Pan zachęca nas do rozpoznawania znaków czasu, czuwania, aby Pan, kiedy przyjdzie nie zastał nas nieprzygotowanych.

Aby dobrze rozeznać znaki czasu, warto sięgnąć do pierwszych rozdziałów księgi Rodzaju i zobaczyć, jakie wnioski teologiczne płyną z biblijnych opisów. Oto na samym początku Bóg stwarza świat. W jednym z opisów najpierw go urządza, a na koniec, jako koronę dzieła stworzenia, stwarza człowieka, co ważne, stwarza go jako mężczyznę i kobietę. Następnie poddaje im stworzony świat, aby czynili sobie ziemię poddaną.

Grzech, który przychodzi na świat przez zawiść diabła, psuje relacje pomiędzy Bogiem i ludźmi, pomiędzy samymi ludźmi, i co istotne, nawet pomiędzy tym co duchowe i tym co cielesne w człowieku, nie wspominając już o relacjach pomiędzy człowiekiem a stworzonym światem. Zbawienie dokonane przez Jezusa ma prowadzić do odnowienia wszystkiego w Chrystusie. Zbawiciel mówi, „oto wszystko czynię nowe”. Ten konflikt istniejący na czterech wymienionych powyżej frontach w walce o wieczne szczęście człowieka, może i musi być przezwyciężony z pomocą łaski Bożej. Człowiek z pomocą Chrystusa musi dążyć do przywrócenia pierwotnego ładu w świecie, poczynając od własnego serca.

Niestety, ów stan nieładu, można by nawet rzec, że wojny, doskonale wykorzystuje Zły, próbując zniszczyć piękno i dobro dzieła stworzenia, jakie miało ono u zarania dziejów. Co ciekawe, czyni to w znany nam sposób, używając pięknych haseł, ale o zupełnie zmienionym, zatrutym przez fałszywe ideologie znaczeniu. O tym, jednak więcej następnym razem.

Jak więc ma się dziś Boży zamysł w świecie? Jakie trendy i jakie kierunki zmian popychają ludzi współczesnych do działania? Zacznijmy od samego dzieła stworzenia świata. Pismo św. wyraźnie pokazuje, że świat został stworzony dla człowieka i jemu poddany. Tymczasem dziś człowiek coraz częściej ukazywany jest jako szkodnik, który tylko niszczy świat. Pod skądinąd ważnymi postulatami troski o dzieło stworzenia, szerzy się ideologię, gdzie na uwagę zasługuje każde zwierzę i roślina, gdzie chroni się „klimat” i „adoptuje” owady i dzikie zwierzęta ale ciągle poszerza się możliwości zabijania człowieka. Terroryzm, aborcja eutanazja, prześladowane chrześcijan i ekspansja islamskiego terroru, to współczesny poligon Złego, który pokonany na Golgocie nie może uderzyć w Boga, stąd całą zaciekłość kieruje w Boże Dzieci, siejąc strach i zagładę. Oba zbrodnicze systemy, które wytoczyły morze krwi w XX wieku, nie mają tyle ofiar na sumieniu, ile pochłonęła sama tylko aborcja.

Na tym jednak działanie Złego się nie kończy. Bóg bowiem stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę oraz polecił im zaludnić ziemię. Uderzenie w życie poczęte, jest więc ciosem w samą istotę Bożego zamysłu względem świata, a pogwałcenie najbezpieczniejszego miejsca dla dziecka, jakim było miejsce pod sercem matki, jest profanacją największego sanktuarium życia i miłości. Prawdziwym jednak szczytem manipulacji Złego, jest wmówienie ludziom, że płeć jest kwestią umowną. To niebywałe, że człowiek, który wylądował na księżycu, rozbił atom, jest w stanie wysyłać sondy i statki kosmiczne na peryferie naszego układu słonecznego, jest w stanie uwierzyć w takie bzdury i pod pozorem nauki wykładać je na współczesnych uniwersytetach. Nie chodzi tu bynajmniej o taki czy inny stosunek do zagubionych, potrzebujących modlitwy i nawrócenia ludzi, ale o pogardę dla prawdy i największe szyderstwo świata, względem Boskiego aktu stwórczego, w którym stworzył człowieka mężczyzną i kobietą.

Śmierć pod sercem matki, odarcie człowieka z kobiecości i męskości, wmówienie ludziom, że to świat ma panować nad nimi, a nie oni nad światem to bardzo zły znak czasów w których żyjemy. Zasadnym pozostaje więc pytanie postawione w tytule, „ile czasu nam pozostało”…?

Mechanizmy niegodziwości

Nie ma wolności dla wrogów wolności„, powiedział ongiś przywódca jakobinów, Louis de Saint – Just. W dziedzictwie Rewolucji Francuskiej, której do dziś symbolem i narodowym świętem Francji pozostaje zburzenie Bastylii, pojęcia takie jak wolność, prawa człowieka czy wolność słowa mogą łatwo wprowadzić nas w błąd. Co innego bowiem rozumiemy pod tymi słowami my, którzy dzięki chrześcijaństwu rozumiemy, że godność człowieka przynależy każdemu, co innego wyznawcy różnych ideologii, którzy świat podzieli na ludzi, podludzi, nieludzi itp. Ideologii, które wytoczyły w historii całe morze krwi.

Jak wyglądały narodziny „wolności, równości i braterstwa„? François-René de Chateaubriand opisał to następująco: „Wśród morderstw oddawano się orgiom, jak podczas zamieszek w Rzymie za Otona i Witeliusza. W dorożkach paradowali ?zdobywcy? Bastylii, szczęśliwi pijacy ogłoszeni zwycięzcami w szynkach; ich eskortę stanowiły prostytutki i sankiuloci, którzy zaczynali już rządzić. Przechodnie z czcią strachu odkrywali głowy przed tymi bohaterami, z których kilku wskutek wyczerpania nie przeżyło triumfu. Mnożyły się klucze do Bastylii; rozsyłano je do wszystkich liczących się głupców na cztery strony świata.”

Gdy poranek odsłonił „ohydę spustoszenia„, trzeba było tworzyć mit. „Przywódcy lewicy ? pisze Pierre Gaxotte ? „wnet użyli wszelkich środków, ażeby popełnione zbrodnie przedstawić jako czyny bohaterskie i w ten sposób usprawiedliwić podżegaczy. Legenda o Bastylii zrodziła się w cztery godziny po jej zdobyciu. I oto 15 lipca rentierzy paryscy, którzy obudzili się rano zawstydzeni i zaniepokojeni z powodu ustąpienia przez siebie pola mordercom, dowiedzieli się nagle, że nigdy nie było żadnych morderców, że cały naród powstał dla obrony wolności i że zabójstwo de Launay?a i de Flesselles?a stanowiło po prostu wzniosły objaw wszechwładnej sprawiedliwości narodowej.

Tak było kiedyś, gdy rodziły się mechanizmy niegodziwości powielane do dziś z lubością i rozkoszą przez duchowych synów i córki spuścizny Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Mit wolności, praw człowieka i rzekomego braterstwa wykreowany w tamtych czasach zbiera do dziś ogromne żniwo. Do dziś, jedni, nawet przyłapani na gorącym uczynku, mogą od razu liczyć na sowicie opłacanych obrońców, inni, bez sądu i procesu, bez prawa do obrony na skutek zwykłego pomówienia mogą zostać publicznie zlinczowani i zniszczeni. Jedni jedynie „mijają się z prawdą„, inni, wystarczy że mają cywilną odwagę mówić o znanych sobie faktach, stają się „kłamcami„, „siejącymi nienawiść” ect. Do dziś, jedni mogą w majestacie prawa publicznie znieważać największe świętości, takie jak Pismo Święte, krzyż, tłumacząc to „wolnością twórcy„, inni, za to, że „nie skorzystali z okazji, aby siedzieć cicho„, nazywani są określeniami, które w normalnych okolicznościach podpadały by pod paragraf. Czemu zatem często nie podpadają?

Dzieje się tak dlatego, ponieważ żyjemy w czasach starcia cywilizacji, jak mówił święty Jan Paweł II, czasach starcia pomiędzy cywilizacją życia, a cywilizacją śmierci. Ludzie wierzący, zwłaszcza katolicy, dla wielu piewców moralnego zepsucia są „wrogami wolności„. Nie stosuje się więc względem nich żadnych praw. Domniemanie niewinności? A skądże! Prawo do obrony? Niech ktoś spróbuje! „Żadnej wolności dla wrogów wolności„! Oto niepisana odpowiedź naszych oponentów na nasze niepisane pytania i wątpliwości. „Żadnych złudzeń Panowie, wy będziecie następni. Już po was idziemy…„, zdaje się mówić głos historii tym, którzy myślą że w czasach próby milczeniem i ustępstwami kupią swoje bezpieczeństwo. Beniamin Franklin powiedział kiedyś „Gdy dla tymczasowego bezpieczeństwa zrezygnujemy z podstawowych wolności, nie będziemy mieli ani jednego, ani drugiego.” Cóż zatem robić, gdy krzyk nienawiści zdaje się być główną siłą cywilizacji śmierci? Odpowiedź znajdziemy w Ewangelii: „Gdy więc to wszystko zacznie się dziać, nie traćcie nadziei, ponieważ wasze ocalenie będzie bliskie!” Łk 21,28

Lewacka „mowa miłości”

Fot - ? ra2 studio
Fot – ? ra2 studio

Ktoś powiedział, że nadzieja umiera ostatnia. Jednak owa agonia zaczyna się, gdy umiera rozum. Lewacka propaganda nazywa nienawiścią obronę rodziny i małżeństwa. Obrzydzanie i profanowanie najświętszych dla chrześcijan wartości – sztuką. Kiedy mamy do czynienia z jawną demoralizacją wbrew obowiązującemu prawu, które im przeszkadza, mówi o sumieniu, gdy w imię sumienia np. lekarz odmawia udziału w zbrodni, mówi …o konieczności przestrzegania prawa i zwalnia z pracy za …sprzeciw sumienia. Kiedy ludzie wierzący praktykują swoją wiarę, mówią o zabobonie wbrew nauce, gdy przypomina się im o udowodnionej naukowo roli układów np. rozrodczego, pokarmowo – wydalniczego oraz o tym, że z naukowego punktu widzenia życie zaczyna się w momencie poczęcia, podnoszą wrzask, że każdy ma „swoją prawdę”, czyli może wierzyć w co chce. Gdy chcemy aby w przestrzeni publicznej była tradycja i religia, podnoszą larum, że dzieje się im krzywda, bo to z ich podatków, a oni się na to nie godzą. Kiedy mówimy, że nie ma zgody, aby z podatków większości były promowane treści, z którymi większość się nie zgadza, wrzeszczą o dyskryminacji.

Lewacy lubią dużo mówić o wolności. W imię tej „wolności”  wprowadzili w Europie przymusową demoralizację, gdzie urzędowo zmuszają nawet dzieci uczące się w szkołach wyznaniowych do udziału w obowiązkowych pogadankach z pederastami, w UK próbują zmusić katolickie ośrodki adopcyjne do oddawania dzieci w ręce sodomitów, w USA żądają od chrześcijańskich pracodawców finansowania ubezpieczeń z pakietem aborcyjnym i antykoncepcyjnym, zaś szpitale do wykonywania tych barbarzyńskich praktyk. Kiedy uświadamia się społeczeństwo, że aborcja to masakrowanie nienarodzonego dziecka,  najpierw wmawiają, że to nie dzieci a później wytaczają procesy, gdyż jest to ponoć zbyt drastyczne, demoralizujące i ….nie okazuje szacunku ludzkim szczątkom. Za to ich profile pełne są apeli o humanitarne traktowanie zwierząt, obfitują w obrazki okaleczonych stworzeń, bo …to zwraca uwagę i uwrażliwia społeczeństwo. Gdy przypomina się słowa Pisma Świętego, gdzie napisane jest że homoseksualizm to zboczenie Rz 1,27 zaczynają narzucać nam swoją interpretację słów Ojca Świętego i wypowiedzi ludzi Kościoła. Cóż, już Zagłoba mawiał: „ubrał się diabeł w ornat i ogonem na mszę dzwoni”.

To jest wolność lewicowych ideologii? Rodem z książek G. Orewlla. Więc póki co, mam nadzieję że zanim ISIS pościna nam głowy za szerzenie dewiacji przez ludzi Zachodu, zdrowa część społeczeństwa zrobi jeszcze z nich użytek i zablokuje owe chore pomysły. Zaś co do  zwolenników lewicowych i lewackich, genderowych, „zielonych” i innych ideologii, mam propozycję: wrzeszczcie sobie do woli o nienawiści, dyskryminacji i braku tolerancji. Czas potraktować lewacką propagandę jak chorego człowieka, którego umieszcza się w pokoju dźwiękoszczelnym, żeby mu przeszło, by w międzyczasie ani sobie ani nikomu innemu nie zrobił krzywdy. Cóż, pasowałoby na koniec zapytać, „Jak żyć Lewacy, jak żyć?”, ale nie zapytam, bo wiem co w imię Waszej „mowy miłości” odpowiecie: „krótko”!