Roczne archiwum: 2014

Smutny wolontariusz?

W życiu każdego młodego człowieka nadchodzi moment, w którym musi odpowiedzieć sobie na pytanie „Co dalej? Co chce robić w życiu?”. Moja odpowiedź jest prosta: chcę pomagać innym. Chyba tylko relacja z ludźmi może dać nam radość i spełnienie siebie, jak nic innego. Bo, czy ktokolwiek widział kiedyś smutnego wolontariusza? Ich uśmiechnięte twarze i serce otwarte na pomoc, zachęcają nas do życia. Tacy właśnie są wolontariusze Caritas – otwarci, uśmiechnięci i chętni do pomocy.

Do Caritas Archidiecezji Lubelskiej trafiłam przez dwie koleżanki. Skierowały mnie do Asi, która opiekuje się grupą wolontariuszy. Spotkanie z nią wywołało na mojej twarzy uśmiech, który towarzyszył mi do końca dnia. Obudziła ona we mnie jeszcze większą chęć pomocy, pokazując jak Caritas wygląda od wewnątrz. Tak naprawdę to nie jest tylko pomaganie, ale również wspólne spędzanie czasu, poznawanie nowych ludzi i nabywanie doświadczenia. Przez to wolontariat w Caritas staje się jeszcze bardziej wyjątkowy.

wolo

Tak właśnie o wolontariacie w CAL napisała Monika Pasicka, a jej słowa sprawiły, że jeszcze bardziej uwierzyłam, że to, co robimy ma wielki sens, że jest dobre. Jeśli chciałbyś poczuć to, co Monika, jeśli chciałbyś poznać młodych ludzi, którzy tak jak Ty lubią się śmiać, rozwijać, działać i zmieniać świat – dołącz do nas. Napisz na j.skolimowska@caritas.pl, czekamy na Ciebie! 🙂

Znów budujemy Kilometry dobra!

Marzec rozpoczęliśmy inauguracją kampanii ?Kilometry dobra?, polegającej na zbiórce złotówek i układaniu ich w metrowe ciągi. Uzbierane w ten sposób pieniądze trafiają na konto Funduszu „Caritas Dzieciom”, co pozwala na zakupienie wyprawek szkolnych, ufundowanie wyjazdów wakacyjnych oraz innych potrzebnych rzeczy dla dzieci z uboższych rodzin.

1899263_541826462599206_1933913882_o

 

Akcja odbyła się 1 marca (sobota) w Centrum Handlowym Olimp. Nie dało się przejść obojętnie obok nas – wolontariuszy, bo staraliśmy się ze wszystkich sił, aby zwrócić uwagę ludzi i zachęcić ich do wsparcia tego przedsięwzięcia. Wspomóc kampanię można było dzięki przekazaniu dowolnej kwoty w nominałach jednozłotowych. Jeśli ktoś nie posiadał takich monet, można je było rozmienić w ?żywej rozmieniarce? (Dawid i ja spędziliśmy w niej chyba najwięcej czasu).

1064701_541825972599255_1079805279_o

 

Przekazanie pieniędzy wolontariuszom mogło odbyć się na wiele sposobów. Pierwszym i najprostszym było wrzucenie ich do puszki. Kolejną opcją było bardzo aktywne włączenie się w akcje i przyklejanie złotówek do taśmy, na których układało się ciąg 44 monet (dających razem metr długości).

1781537_541826225932563_486701557_o

 

Najwięcej frajdy dawało jednak wrzucanie pieniędzy do ?żywej skarbony?, która za jedną złotówkę poruszała się jeden krok do przodu.

1960874_541825532599299_657537790_o

 

Jednego dnia udało nam się zebrać 205 m, co daje 9023,30 złotych!

Wszystkim darczyńcom serdecznie dziękujemy i zapraszamy do dalszego wspierania akcji. Finał „Kilometrów Dobra” próby pobicia rekordu planowane jest na 1 czerwca, do tego czasu mamy nadzieję, że uda na się zebrać jeszcze więcej pieniędzy, aby na twarzach dzieci zagościł uśmiech.

 

Autorką wpisu jest Patrycja Waleszkiewicz

1780015_617162501672869_1923878402_o

 

„Zerwijcie kajdany zła”

Barbelés et liberté 2Tegoroczny Wielki Post zaczynamy od szczególnych rekolekcji. To bieżące wydarzenia, które skłaniają do refleksji, stawiają nam szczególnie ważne pytanie o cenę wolności. Skąd biorą się ludzie – szaleńcy, którzy gotowi są najechać obcy kraj, szantażować wojną i posługiwać się retoryką poprzedzającą wybuch drugiej wojny światowej?

Zanim spróbujemy odpowiedzieć sobie na te pytania, odwróćmy na chwilę sytuację i postawmy pytanie: ilu ludzi na co dzień, gdyby tylko bezkarnie mogło, zabiłoby bliźniego, zagarnęło jego majątek i tłumaczyło się przy tym najszlachetniejszymi pobudkami? Ile razy zwykły człowiek utopiłby drugiego w przysłowiowej „łyżce wody”, kiedy ten nie zgadza się z jego poglądami, chce się przyjaźnić się z ludźmi, których tamten nie lubi, lub zwyczajnie, dla zasady, aby pokazać że może?

Odpowiedź nasuwa się sama, teraz tylko wystarczy odpowiednio zmienić skalę, wyobrazić sobie, że każdy taki człowiek, który postępuje tak, jak gdyby był właścicielem innego człowieka, zyskuje możliwości, jakie ma Władimir Władimirowicz, jest pewien bezradności reszty świata, jak wyżej wspomniany, i wie, że najgorsze, co może go spotkać, to pogrożenie palcem przez ludzi, którymi szczerze gardzi. Teraz już wiemy, skąd biorą się wojny i dlaczego w cywilizowanym świecie co rusz znajdują się ludzie, którym marzy się zajęcie  miejsca Pana Boga i urządzenia świata po swojemu.

Kluczem do zrozumienia ludzkiego serca jest to, co się w nim znajduje. „Miłość czy nienawiść? Miłość Boga posunięta aż do wzgardzenia sobą, czy też miłość siebie, posunięta aż do pogardy Bogiem.”  Reszta, to często wypadkowa możliwości, reakcji innych, skali, na jaką możemy czynić dobro lub zło. Proste, prawda? Przecież Pan Jezus mówi o tym samym w Ewangelii: „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.” (Łk 16,10)

Stąd też wracając do początku, zanim poweźmiemy na ten Wielki Post postanowienia o zjedzeniu jednej czekoladki mniej, odstawieniu telewizora na najbliższe czterdzieści dni, czy też ograniczeniu roli komputera w naszym życiu, pomyślmy, co tak na prawdę jest największym naszym grzechem, wadą, których trzeba się pozbyć, aby przeżyć prawdziwe nawrócenie a później przeczytajmy raz jeszcze ze zrozumienie słowa Pisma św:

„”Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś?
Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?”
Otóż w dzień waszego postu
wy znajdujecie sobie zajęcie
i uciskacie wszystkich waszych robotników.
Otóż pościcie wśród waśni i sporów,
i wśród bicia niegodziwą pięścią.
Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie,
żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości.
Czyż to jest post, jaki Ja uznaję,
dzień, w którym się człowiek umartwia?
Czy zwieszanie głowy jak sitowie
i użycie woru z popiołem za posłanie –
czyż to nazwiesz postem
i dniem miłym Panu?
Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram:
rozerwać kajdany zła,
rozwiązać więzy niewoli,
wypuścić wolno uciśnionych
i wszelkie jarzmo połamać;
dzielić swój chleb z głodnym,
wprowadzić w dom biednych tułaczy,
nagiego, którego ujrzysz, przyodziać
i nie odwrócić się od współziomków.”

Czy Pani Aurelia pomoże uchronić świat od wojny?

The grandmother with a cat on a sofa
Fot. ? Vladimir Voronin – Fotolia.com

Kiedy w ostatnich godzinach  spoglądamy na pokerową twarz rosyjskiego przywódcy, zakłopotane miny unijnych dyplomatów i natowskich autorytetów, ciśnie się do głowy pytanie, czy losy Europy już zostały zdefiniowane na nowo? Czy jest to tylko gra pozorów i tupanie nogą rozzłoszczonego chłopca, czy też powtarza się do złudzenia sytuacja z 1938 roku i lat następnych? Tego nie wiemy, możemy jedynie przypuszczać i modlić się o pokój na świecie.

Modlitwa o pokój nie jest jednak bynajmniej oznaką słabości, czy bezradności. Zdarzało się już przecież w historii, że ludzie z różańcami w rękach powstrzymywali uzbrojonych po zęby żołnierzy. Wymadlali łaski, które wydawały się iluzją trzeźwo stąpającym po ziemi dyplomatom i komentatorom. Warto przypomnieć chociażby kilka z nich:

„Austria w 1945 roku została podzielona na cztery strefy okupacyjne. W roku 1947 franciszkanin ojciec Piotr Pawlicek założył w Wiedniu Krucjatę Ekspiacji Różańcowej (ekspiacja to znaczy wynagrodzenie). Krucjata miała na celu spełnienie próśb Matki Bożej z Fatimy. Około dwóch milionów ludzi ze stu siedmiu państw zgłosiło gotowość modlitwy za cały świat. Raz w miesiącu gromadzono się na czuwanie modlitewne. W Wiedniu 12 września odbywała się zawsze procesja błagalna. Na jej czele szedł ojciec Piotr i najwyższe władze państwowe. Ojciec Pawlicek pewnego dnia wezwał także Austriaków, aby odmówili wraz z nim różaniec wynagradzający za swoją ojczyznę. Wtedy stała się rzecz niezwykła. 15 sierpnia 1955 roku, został niespodziewanie podpisany traktat pokojowy, w następstwie którego wycofały się z kraju wszystkie wojska okupacyjne, w tym także radzieckie. Austria odzyskała suwerenność i niepodległość. Ówczesny kanclerz republiki Julius Raab, komentując to wydarzenie, powiedział:

Matka Boska pomogła nam w uzyskaniu traktatu pokojowego … Jesteśmy wolni, dziękujemy Ci, Maryjo.
Jeszcze wiele lat później dziwili się komunistyczni przywódcy w Moskwie, jak mogło dojść do tak szkodliwego dla nich politycznie i strategicznie kroku, do tak ?niemarksistowskiej? decyzji.
Ojciec Pawlicek wzywał przez radio Austriaków, aby połączyli się we wspólnej modlitwie.” cytat za (http://www.sekretariatfatimski.pl/rozaniec/276-zwyciestwa-rozancowe)

Podobnie było z tzw. rewolucją różańcową na Filipinach.

„Dokładnie 22 lutego 1986 r. wezwani przez radio przez ówczesnego prymasa Filipin kard. Jaime Sina katolicy rozpoczęli trzydniowy pokojowy protest z różańcami w rękach. Dyktator skierował przeciwko nim helikoptery i czołgi, ale jego żołnierze nie zaatakowali 2 mln modlących się rodaków. Po negocjacjach strony kościelnej prezydent USA Ronald Reagan udzielił dyktatorowi Filipin azylu politycznego na Hawajach.” (cyt. za www.opoka.org.pl, zob. także w wikipedii)

Podobnie było przecież także z polską Solidarnością. Ludzie poczuli się silni po wizycie bł. Jana Pawła II. Do dziś dodają nam sił jego słowa wypowiedziane na placu Zwycięstwa „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi”.

Owszem, już wyobrażam sobie niektórych czytelników, którzy będą mówili, że to nie modlitwa, tylko „bezkrwawe rewolucje”. Czy jednak Bóg nie ma prawa posługiwać się sobie wiadomymi tylko sposobami, aby obdarować nas tym, o co Go prosimy? Maryja we wszystkich objawieniach zachęcała do modlitwy o pokój na świecie. Od kilku dni krążą po internecie zdjęcia płaczących ikon na Ukrainie i w Rosji. Jedni przypominają, że wiele takich cudów wydarzyło się przed Rewolucją Bolszewicką, która zniewoliła wiele narodów na kilkadziesiąt lat, oraz wytoczyła morze krwi rękami jej przywódców i ich następców. Czy to prawdziwe doniesienia, i czy to kolejne przestrogi? Nie mam pojęcia, ale głęboko wierzę w moc modlitwy. Wszak mimo tego, że na przeciwko wolnej woli człowieka zapewne Pan Bóg nie pośle Aniołów odbijających kule niczym tenisowe piłeczki, ale na pewno będzie pukał do serc światowych przywódców, dowódców wojskowych i szeregowych żołnierzy, aby usłyszeli Jego głos i stali się ludźmi dobrej woli, których postawa w każdym konflikcie może przeważyć szalę na korzyść pokoju. Genialnie pasują tutaj słowa z filmu „Trzynaście dni” opowiadającego o kryzysie kubańskim, wypowiedziane przez aktora odgrywającego rolę człowieka z najbliższego otoczenia prezydenta Kennediego: „Jeśli jutro wzejdzie słońce, to tylko dzięki ludziom dobrej woli”…

Dlatego jakkolwiek nie skończyłby się „kryzys ukraiński” módlmy się o pokój. Wszak tajniki światowej dyplomacji, to tylko ta widzialna strona medalu. Jak wygląda ta niewidzialna? Być może tak, jak wyczytałem na stronie ks. Piotra Pawlukiewicza:

Limuzyny zajechały, już błyskają, flesze.
Setki kamer – to wpatrzone oczy są milionów.
Wysiadają. Wokół świta ważne teczki niesie.
Czy się uda? – każdy pyta. Idą wśród pokłonów.

Szczelnie się zamknęły wielkie drzwi okute złotem.
Cały świat się na nie patrzy, wzrok wytęża pilnie.
Czy się uda wielkie armie wycofać z powrotem?
Jeśli nie, to świata koniec będzie nieomylnie.

Tymczasem w miasteczku Jarząbko
Po swym pokoiku się krząta
Wiekowa pani Aurelia,
Co czas jej się trochę poplątał.

W fotelu związanym sznurkami
Zasiada. Ma w ręku różaniec.
„O zlituj się, Boże, nad nami!
By wojny nie było, o Panie!”.

Godzin już minęło dziesięć. Pierwszy komunikat.
Kryzys się pogłębił jeszcze. Palce już na spuście.
Zakładają chłopcy hełmy z obu stron barykad.
I rakiety już czekają, by je w niebo puścić.

Wielcy władcy tego świata jeszcze raz próbują.
Drzwi się znowu zamykają, śmieszne w swym przepychu.
Nad pałacem gdzieś w obłokach biały ptak szybuje.
„Czy ostatni to lot jego?” – pyta ktoś po cichu.

Tymczasem w miasteczku Jarząbko
Aurelia pobożną pieśń nuci:
By kwiaty zakwitły na grządkach,
By ludzie przestali się kłócić.

Bo szkoda tych ludzi, tych dzieci.
I szkoda też róż, pelargonii.
I po co te wojny na świecie?
I za czym ten człowiek tak goni?

Nagle zaczynają stukać wszystkie telegrafy.
Satelity przekazują sensacyjne wieści.
Oto podpisano pokojowe paragrafy.
Radość w głowach, radość w sercach trudno jest pomieścić.

Obaj wielcy na balkonie wznoszą w tryumfie dłonie.
Obwieszczają światu nowy pokojowy program.
Cały balkon w mocnych światłach jupiterów tonie.
Nagrodę dostaną obaj pokojową Nobla.

Tymczasem w miasteczku Jarząbko
Aurelia odkłada różaniec.
Do nóg jej się łasi kociątko
I prosi o drugie śniadanie.

Nie przyjdzie Aurelii do głowy
I świat nigdy w to nie uwierzy,
Co może uczynić grosz wdowi,
Od czego pokój zależy.

 

I Gala Darczyńców Caritas Archidiecezji Lubelskiej

Na stole stoi piękna, wysoka, czerwona róża. Pomimo upływu tygodnia, nadal jest w idealnym stanie. To pamiątką po I Gali Darczyńców Caritas Archidiecezji Lubelskiej. Wolontariuszki dostały je w podziękowaniu za swoją działalność. Przyjmowałyśmy kwiaty z wielkim uśmiechem i radością. Był to niesamowity i zaskakujący gest.

1780919_604346776323251_1001084915_n

Ale.. zacznijmy od początku. Kiedy nadszedł ten wielki dzień ? niedziela, 23 lutego – zebraliśmy się w auli Domu Nadziei około 16:00, żeby rozdzielić poszczególne zadania. Mieliśmy również zaszczyt i przyjemność uczestniczyć w próbie Moniki Szostak i Łukasza Jemioły ? naszych artystów.

I? zaczęło się. Już parę minut po 17:00 przyszli pierwsi goście. Wraz z dziewczynami stojąc przy szatni, witałyśmy ich, zaciekawionych oraz radosnych. Nasza ?służba? była jedną z fajniejszych, ponieważ nie obeszło się bez uśmiechów i miłych słów padających ze strony przybywających. Wokół było czuć Ducha radości i miłości.

dsc_0554

Gala rozpoczęła się modlitwą, poprowadzoną przez Ks. Bpa Artura Mizińskiego w intencji naszych Darczyńców. Następnie Monika czarowała publiczność swoim ciepłym i lekkim głosem. Tuż po jej występie rozpoczęła się najważniejsza część, powód dla którego została zorganizowana Gala ? wręczenie nagród Darczyńcom. Byliśmy dumni, że możemy poznać i zobaczyć osoby, które bezinteresownie pomagają i starają się, w miarę swoich możliwości, żeby innym żyło się lepiej. Może nawet tego nie wiedzą, ale przez swoje gesty są współtwórcami cywilizacji miłości, a także inspiracją dla wielu osób. I mimo, że wielu z nich mówiło, że będzie starać się jeszcze bardziej pomagać, to przecież już robią tak wiele! Gala miała być podziękowaniem za ich otwarte serce oraz pomocną dłoń. Chcemy promować to co piękne i doceniać tych, którzy nie myślą tylko o sobie, oraz pokazywać, że istnieją jeszcze tacy ludzie.

Pierwsze kategoria – DARCZYŃCA:

1)      Darczyńca programu ?Skrzydła? ? firma NARA.

2)      Darczyńca regularny ? p. Anna Manek.

3)      Firma odpowiedzialna społecznie ? firma POL-MAK.

4)      Przyjaciel Caritas ? p. Robert Krzyszczak.

Po wręczeniu pierwszych nagród wystąpił Łukasz Jemioła, który swoim głosem wzbudził zachwyt nie tylko żeńskiej części publiczności.

dsc_0612

Kolejna kategoria – WSPÓLNOTA CARITAS:

1)      Szkolne Koło Caritas ? p. Katarzyna Szczablewska-Siwek (ZS Sawin).

2)      Parafialny Zespół Caritas ? p. Marianna Olech (Archikatedra).

3)      Proboszcz Caritas ? ks. Stanisław Dziwulski (parafia św. Józefa)

Chwilę później Monika i Łukasz wystąpili w duecie. Ich idealnie dobrane głosy wyśpiewywały piosenki, które sami skomponowali, a tekstami których były wiersze Karola Wojtyły czy ks. Jana Twardowskiego. Ich duet był nieoceniony, a melodie chodziły po głowie do końca wieczoru.

Ostatnia kategoria – WIZERUNEK:

1)      Media ? Radio Lublin.

2)      Dziennikarz ? p. Anna Dąbrowska.

3)      Agencja reklamowa ? Modart Outdoor.

Po krótkiej przerwie wystąpił Kabaret Świerszczychrząszcz, który rozbawił publiczność do łez. W międzyczasie wręczyliśmy także jeszcze jedną ?Pomocną dłoń?.

Laureat NAGRODY SPECJALNEJ ? p. Piotr Gąsławski, prezes firmy Dalimex.

dsc_0921

Wszyscy wyróżnieni mieli okazję wypowiedzieć parę słów do mikrofonu. Widać było ogromne zaskoczenie, ponieważ plebiscyt był ściśle tajny i nikt nie wiedział, że zostanie nagrodzony. Jednak trzeba podkreślić, że tutaj nie ma przegranych. Wszyscy Darczyńcy są zwycięzcami! Zwyciężają swoją siłą pochodzącą z zewnątrz serca oraz wrażliwością na drugiego człowieka, któremu chętnie podają pomocną dłoń. Był to piękny widok, widzieć tylu dobrych ludzi, chętnych do działania i zebranych w jednym miejscu. Ludzi, którzy pomimo zabiegania, związanego z XXI wiekiem, umieją znaleźć czas na to, co jest naprawdę ważne. Bezcenny czas poświęcony tym, którzy często są skreśleni przez innych i wyrzucani na margines społeczny. A nagroda jest najlepsza jaką możemy sobie wymarzyć. Bo ?Wtedy do tych po prawej Król powie: „Chodźcie, błogosławieni mojego Ojca, stańcie się dziedzicami królestwa, przygotowanego dla was od założenia świata. Bo byłem głodny, i daliście mi jeść; byłem spragniony, i daliście mi pić; przybyszem byłem, a przygarnęliście mnie; nagi – a odzialiście mnie; zachorowałem, i odwiedziliście mnie; znalazłem się w więzieniu, a przyszliście do mnie”. [?] „Oświadczam wam, że ile razy robiliście [coś] dla jednego z tych moich najlichszych braci, dla mnie robiliście”.

I chociaż wydaje się, że takich ludzi jest co raz mniej, że panuje moda na bycie indywidualistą, na przejmowanie się tylko swoimi problemami, to jednak takie wieczory dobitnie udowadniają, że istnieją ludzie, którzy są ambasadorami dobra i nie robią tego na pokaz, lecz z potrzeby serca.

Czy dzień 23.02.2014 kiedy odbyła się Gala, zapoczątkował jakże piękną tradycję dla Caritas Archidiecezji Lubelskiej? Mam nadzieję, że tak, ponieważ był to niesamowity wieczór, który pokazał i docenił szlachetne serca ludzi.

I tak pozwolę sobie jeszcze raz, za Moniką i Łukaszem zanucić – dłonie są krajobrazem serca? 

Autorką tekstu jest Joanna Osiecka

1185560_444204549028065_943022122_n

Czy to już wojna, czy jeszcze pokój?

Fot. ? raimund14 - Fotolia.com
Fot. ? raimund14 – Fotolia.com

Od kilkunastu godzin wielu stawia sobie takie właśnie pytanie, bez głębszej refleksji, czym właściwie jest wojna a czym pokój. Nasze spojrzenie na Ukrainę i to, co najpierw działo się w Kijowie, Lwowie i wielu innych miastach czasem różni się od siebie. Jedni porównują te wydarzenia do polskiej Solidarności, inni przypominają bolesne i trudne chwile z naszej wspólnej historii. Ukraina jest państwem bardzo zróżnicowanym. Wielu jej obywateli nie mówi nawet po ukraińsku. Wielu z nich nie ma poczucia przynależności narodowej. Prawdą jest także, że Krym nie zawsze należał do Ukrainy oraz to, że ludzie uważający się tam za Ukraińców, stanowią ledwie jedną czwartą mieszkańców.

To wszystko prawda, ale jest kilka rzeczy, które nie mogą nam umknąć, jeśli nie chcemy znaleźć się w gronie „retoryki” nazywania ślimaka „rybą lądową”. Pierwszą, najważniejszą rzeczą jest to, o czym pisała Weronika w naszym redakcyjnym komentarzu. Tam mieszkają ludzie. Wojna, to nie przestawianie pionków na szachownicy. Ludzie, zwłaszcza ci najbardziej niewinni – Młodzież i dzieci zawsze płacą w takich przypadkach największą cenę. Nie wolno nam o tym zapominać. Po drugie, bez względu na to, jak oceniamy wydarzenia na Ukrainie, retoryka Rosji nam Polakom powinna być znana na pamięć. „Obrona własnych obywateli poza granicami”, międzynarodowe gwarancje i cynizm tzw. cywilizowanego świata, który wczoraj nie chciał umierać za Tibilsi, dziś za Kijów, a jutro nie będzie chciał psuć sobie stosunków z Partnerem ze Wschodu, gdy kolej przyjdzie na Warszawę powinny dać nam do myślenia. Przecież t o  j u ż  b y ł o ! Należy przypomnieć, że Ukraina została rozbrojona kilkanaście lat temu, otrzymawszy międzynarodowe gwarancje bezpieczeństwa i integralności terytorialnej. Cóż, od 1939 roku wiele pod tym względem się nie zmieniło, i ani kondycja Ukraińskiego Państwa, ani dywagacje na temat prawomocności obecnego ukraińskiego Parlamentu nie zmienią faktu, że słowa śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, cytowane dziś na wielu portalach, wydają się wyjątkowo trafne i powinny być dla nas przestrogą: „I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!”.

Oficjalnie, świat potępia rosyjską agresję i zastanawia się nad reakcją. Jedni uspokajają, inni udają że jeszcze nic się nie stało, choć nienaruszalność granic po II wojnie światowej miała być fundamentem współczesnej polityki międzynarodowej. Pośród tych głosów nie może nam umknąć to, co mówi Pan Jezus na temat wojen: „nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec”. Wtedy mówił do nich: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. (…) Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka, jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”. 

Póki co jednak postawę współczesnego świata opisuje genialnie nie nowa przecież piosenka „Moja Europo”:

Moja Europo, Pan nad Tobą płacze
Ty zabijasz proroków, wolisz żyć w kłamstwie
W siatce pozorów, w blichtrze kolorów
Za trzydzieści srebrników kupujesz względny spokój.

Jest historia pełna Boga i wielkich dat.
Dwa tysiące lat chrześcijaństwa,
Wzlotów ducha, wojen, draństwa,
Krwawe dłonie piłatowe, cmentarzysko szans.

Sztuczne zęby i uśmiechy, ładnie ślicznie i na efekt
Glanc, puc, błysk, pięć gwiazdek i na luzie szpan.
Puste domy i kościoły, chłodne wnętrza krótkie stoły
Życia ćwierć, alkohol z lodem, dyskoteka trwa

Zjednoczona, wielka, wolna, Max na ziemi
Gloria w niebiosach, perspektywy, raj prawdziwy za parę lat.
Mądrze, pięknie, jak należy, choć na progu Łazarz leży
Grunt to my, kontynent i w tumanie zła.

 

Przeczytaj także komentarz Weroniki

Wizja wojny

(Nie)głupie pytania

Fot. ? JackF - Fotolia.com
Fot. ? JackF – Fotolia.com

„Czy ja zadaję głupie pytania?” Usłyszałem dziś tuż po zakończonej lekcji, na której mówiliśmy o sakramentach w służbie wspólnoty. „Nie, Julia, Twoje pytania nie są głupie. Są bardzo dojrzałe”, odpowiedziałem mojej szóstoklasistce, którą zainteresowała sytuacja osób rozwiedzionych w Kościele.

Bardzo lubię katechezę w tej klasie. Mimo, że czasem trzeba przywołać do porządku jedną czy drugą osobę, tryskającą specyficznym poczuciem humoru i to w najmniej odpowiednim momencie, uczniowie starają się rozumieć, co się do nich mówi. Zabierają głos, pytają, szukają odpowiedzi. Tym razem otrzymałem całą serię bardzo poważnych i dojrzałych pytań, w których nie było nic z medialnego szumu wokół tego tematu. „Proszę księdza, dlaczego jak ktoś popełnił błąd, zostaje wykluczony na resztę życia?” Próbuję odpowiadać tak, aby bystry umysł szóstoklasistki mógł dostrzec przymierze Prawdy i Dobra w moralnym nauczaniu Kościoła, które służy człowiekowi. Przywołuję adhortację bł. Jana Pawła II „Familiaris consortio”, w której Papież pisze, że osoby, które po rozpadzie małżeństwa nie zawarły nowego związku mogą i powinny brać czynny udział w życiu sakramentalnym Kościoła, co więcej, wskazuje, że winna ich w tym wspierać wspólnota Kościoła w której żyją.

Ledwo zdążyłem zakończyć moją wypowiedź, Julia stawia kolejne pytanie” „Proszę księdza a mają ci ludzie to wsparcie o którym mówi Ojciec Święty?” W tym momencie odezwał się dzwonek oznajmiający koniec lekcji, a ja poczułem się jak uczeń, którego ów dzwonek wybawił właśnie od trudnego, bardzo trudnego pytania. Zdążyłem więc złożyć Julii i klasie obietnicę, że wrócimy do tematu w poniedziałek, a wychodząc na przerwę zostałem przez nią poproszony o odpowiedź na pytanie od którego zacząłem wpis.

Pomyślałem sobie, że gdyby ludzie stawiali sobie poważne pytania zawczasu, mniej byłoby takich właśnie dramatów, gdzie szaleńcza, młodzieńcza miłość zostaje po latach nazwana pomyłką i kończy się rozpadem ważnego małżeństwa. Przecież wsparcie wspólnoty Kościoła, to nie tylko reagowanie w sytuacji kryzysowej. To także, a właściwie przede wszystkim przypominanie wiernym o godności małżeństwa i jego nierozerwalności. Wspieranie ich w organizowaniu życia religijnego, kiedy jako młode małżeństwo będą potrzebowali na nowo odnalezienia swojego miejsca w parafii i Kościele. Poza tym kryzys w każdym małżeństwie od czegoś się zaczyna. Wkraczanie, kiedy jest już „pozamiatane” to trochę jak liczenie na cud. Owszem, zdarzają się i cuda, ale z kryzysem w małżeństwie jest jak z rakiem. Im wcześniej wykryty, tym większa szansa na wyleczenie…

Dlatego też domaganie się rezygnacji przez Kościół z nierozerwalności małżeństwa jest nie tylko kwestionowaniem nauczania Pana Jezusa zawartego w Ewangelii, ale też osłabianiem szans małżonków na prawdziwe małżeńskie szczęście. Jest jak powiedzenie człowiekowi kuszonemu przez nałóg: pij śmiało, jak się uzależnisz dalej będziemy cię kochać i troskliwie zajmiemy się tobą. Czy nie potrzeba raczej uczyć się odpowiedzialności i prawdziwej przyjaźni, zanim powie się kocham i „nie opuszczę cię aż do śmierci?”

Katecheza w szkole czy przy kościele?

Fot. ? Africa Studio - Fotolia.com
Fot. ? Africa Studio – Fotolia.com

Jutro piątek. Mój szkolny dzień. Przeglądam raz jeszcze to, co będzie przedmiotem moich katechez. Robię także przegląd najnowszych wiadomości i mimo woli dostrzegam kolejną polemikę na temat miejsca katechezy w Polsce. Aż dziw bierze, jak ludzie nie mający do czynienia z katechezą „uszczęśliwiają na siłę” Kościół postulując powrót do salek katechetycznych, pisząc, że młodzież ma słabą wiedzę po lekcjach religii w szkole, przestaje chodzić do kościoła, a poza tym w szkołach redukuje się inne przedmioty.  Dla tych, którzy spoglądając wstecz są przeciwni religii w szkole mam kilka zasadniczych pytań.

Po pierwsze, czy jak słabego katechetę przeniesiemy z sali szkolnej do katechetycznej, to od razu poprawi się wiedza religijna Polaków? Warto może zastanowić się, choć pytanie zabrzmi wręcz nieprawdopodobnie, skąd się biorą katecheci w szkołach?

Po drugie, kto będzie w stanie napisać plan zajęć dla katechezy odbywającej się poza szkolną siatką godzin, z uwzględnieniem zajęć pozalekcyjnych, kół zainteresowań dzieci?

Po trzecie, czy redukując godziny z innych przedmiotów redukuje się też zajęcia z WF? Religia dobrze prowadzona jest jednocześnie lekcją, gdzie dzieci i młodzież ćwiczą swoją kondycję z człowieczeństwa i chrześcijaństwa. Czasem zwyczajnie po ludzku w odhumanizowanym świecie chcą „przymierzyć świat w którym żyją” do wartości, jakie głosi się na katechezie.

Jak natomiast poprawić efektywność katechezy? Odpowiedź równie banalna, co niewykonalna w polskiej rzeczywistości: Po pierwsze, nie zmuszać do pracy w katechezie tych księży, którzy się do tego nie nadają, nie potrafią lub nie lubią. Męczą siebie i katechizowanych. Niech się zajmą innymi czynnościami duszpasterskimi, których póki co nie brakuje. Czy wszyscy księża dla zasady muszą robić wszystko? Co zaś do katechezy świeckich. Może warto zaproponować katechetce, która nie ma o tym pojęcia i czas upływa jej na walce o byt, a ma tzw. trudną sytuację finansową, aby zamiast uczyć religii gotowała proboszczowi jako gospodyni. Chyba, że troska o jakość strawy duchowej przegra z troską o jakość stawy doczesnej…

Po drugie, pozwolić katechizowć tym, którzy to lubią,  jeśli tylko mają dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą, mają coś więcej do powiedzenia niż tylko „bo ja tak mówię” mianując ich prefektami bez obciążania ich obowiązkami, które z powodzeniem mogą wypełnić inni księża, niekoniecznie „czujący” katechezę. Rzadko który nauczyciel pracuje równolegle w innym zawodzie. Jeśli katecheza dla księdza jest „zajęciem dodatkowym”, o czym utwierdza w takim przekonaniu księży katechetów zdecydowana większość proboszczów, to o czym mówimy?

Po trzecie wreszcie, warto posłuchać, popatrzeć i zastanowić się, kogo wspiera się kwestionując zasadność katechezy w szkole. Gdyby faktycznie produkowała ateistów, te ugrupowania, które są dziś jej przeciwne, hojnie dotowałyby te lekcje, zacierając ręce, że znienawidzony przez nich katolicyzm wykańcza się własnymi rękami.

Po czwarte wreszcie, w wielu firmach świeckich jest tzw. system motywacyjny. Za dobrze wykonaną robotę jest premia. Za nadgodziny dodatkowa zapłata lub wolne do odebrania. Tymczasem w wielu diecezjach w Polsce księża katecheci mają „obcinane” wynagrodzenie pobierane w szkole, a to celem „wyrównywania szans” z tymi, co nie uczą, a to tytułem wspomagania wielu skądinąd szlachetnych celów. Tak jakby katecheta szedł do szkoły tylko dla pieniędzy a wracając do domu nudził się z nadmiaru czasu. Kiedyś złożyłem propozycję jednej z moich najtrudniejszych klas, kiedy zaczęli mi wypominać, że pobieram wynagrodzenie za pracę w szkole. Propozycja brzmiała. Moja pensja z całego miesiąca za jeden dzień z ich klasą dla rodzica, który się na to zgodzi. Do dziś nie ma chętnych.

Reasumując, jako podsumowanie tych refleksji przywołam epizod z życia bł. Matki Teresy z Kalkuty. Pewien dziennikarz widząc jej posługę wśród umierających nędzarzy z Kalkuty wykrzyknął: Matko, ja bym nie robił tego nawet za milion dolarów! Na co Matka Teresa odpowiedziała bez wahania: „ja też!”

Między miłosierdziem a zemstą

Fot. ? Roman Bodnarchuk - Fotolia.com
Fot. ? Roman Bodnarchuk – Fotolia.com

Kiedy podałem dziś w szkole  intencję do modlitwy przed katechezą „o pokój na Ukrainie” usłyszałem dość szybko: „tam już się wszystko skończyło”. Cóż, dzieci są dobrze poinformowane. Tym razem jednak chyba  moi milusińscy ocenili sytuację zbyt pochopnie. Co takiego się skończyło? Strzelanie do ludzi? Daj Bóg, żeby tak było. Czy skończyła się groźba niepokojów społecznych w całym państwie? Tego już nawet najbardziej wytrawni komentatorzy nie są pewni. Czy jednak skończyła się nienawiść, wzajemny rachunek krzywd, poczucie wyrządzonej krzywdy? Nawet wczoraj, kiedy mówiłem kazanie i pokazałem wydrukowane zdjęcie przedstawiające zabitych na Ukrainie stawiając  następnie pytanie, czy ktoś odważyłby się powiedzieć ich rodzinom, to co głosi Ewangelia, aby miłować swoich nieprzyjaciół, miałem wrażenie, że wierni uznali to za pytanie retoryczne.

Tymczasem Ewangelia to nie utopia. To jedyny, sprawdzony lek na współczesne bolączki świata. Niestety, Ewangelia bywa wykrzywiana i przedstawiana w takim zwierciadle, że nawet ludzie wierzący tracą z pola widzenia sens jej zastosowania, zwłaszcza w najbardziej radykalnych fragmentach.

Wydaje się nam często, że Ewangelia oznacza bezradność, słabość, poddaństwo. Tymczasem Ewangelia nie znosi odpowiedzialności. Nie neguje potrzeby zaprowadzenia sprawiedliwości i ukarania winnych. Przestrzega jednak przed nienawiścią. Traktowaniem tego, jako swoistego odwetu. To w sercu człowieka rodzi się miłość i nienawiść. Przebaczenie i pragnienie zemsty.

W naszej ojczyźnie do dziś pokutujemy za pomieszanie pojęć, gdzie pod hasłem miłosierdzia oprawcy z przeszłości wiodą spokojne i dostatnie życie, podczas gdy ci, którzy oddali Polsce wszystko, zastanawiają się jak związać koniec z końcem. Zdrajcy nazywani są „ludźmi honoru”, a zwykli ludzie przestają widzieć sens życia w kraju, gdzie prawo służy silniejszym zamiast bronić pokrzywdzonych.

Historia wcześniej czy później da zapewne odpowiedź, co tak na prawdę zdarzyło się w minionym tygodniu w Kijowie i na całej Ukrainie. Następne tygodnie i miesiące pokażą, czy ofiara i poświęcenie ludzi na kijowskim „Majdanie: nie zostanie zmarnowane. Natomiast my oprócz modlitwy o pokój na Ukrainie módlmy się, abyśmy zrozumieli, że prymat miłosierdzia nad sprawiedliwością nigdy nie może oznaczać tworzenia takiego prawa, które służy przestępcom a nie ofiarom.

Ukraiński dramat

Fot. ? krivinis - Fotolia.com
Fot. ? krivinis – Fotolia.com

To, że końcówka igrzysk w Soczi będzie sygnałem do rozpoczęcia „igrzysk” na Ukrainie było wiadomo od dawna. Można było mieć jeszcze nadzieję na cud, ale taka nadzieja, jeśli chodzi o świat polityki przychodzi z trudem. Wiadomości, które dziś docierają zza naszej południowo wschodniej granicy z jednej strony przerażają,  z drugiej każą postawić sobie pytanie o moralność w polityce. I to tej polityce z samej góry.

Ludzie zgromadzeni na planu Kijowa, marzący o dołączeniu do tzw. Wolnego Świata i wyrwaniu się z objęć Wschodniego Sąsiada zostali zostawieni sami sobie. Dla nas Polaków zasadnym jest postawienie retorycznego pytania: „skąd my to znamy?”

Od samego początku tego kryzysu można mieć było mieszane uczucia. Z jednej strony wschodni imperializm, mający w głębokiej pogardzie wolność, prawa narodów do samostanowienia i szacunek dla prawdy, z drugiej marzenia o Wolnym Świecie, który o czym przekonujemy się każdego dnia jest coraz mniej wolny i niezależny sprawiały, że z jednej strony chciałoby się powiedzieć, Ukraino, odwagi i do przodu, a z drugiej, nasuwa się pytanie, co jest „z przodu”?

Unia Europejska z szalejącym laicyzmem, wciskaniem sodomickich ideologii państwom członkowskim, nazywaniem ludobójstwa dzieci nienarodzonych „prawem kobiet” to chyba nie kwintesencja marzeń ludzi z kijowskiego placu, gotowych stanąć oko w oko z uzbrojonymi funkcjonariuszami ukraińskich służb? Poza tym Unia w obecnym kształcie z socjalistyczną polityką, gdzie ślimak jest rybą lądową, a urzędnicy w Brukseli wiedzą lepiej, jak wydawać pieniądze zarobione w Lublinie czy Warszawie zwyczajnie, według zasad zdrowego rozsądku musi paść, wcześniej czy później. Nie jest w stanie dać ani wolności, ani dobrobytu, jak nie były w stanie go dać imperia i systemy budujące na kłamstwie i pogwałceniu praw natury.

O co więc modlić się w te chwile, w których dokonuje się nowy podział Europy i świata? Chyba o łaskę opamiętania się ludzi zajmujących się polityką, aby nie zapomnieli, że politykiem się bywa – człowiekiem się jest. Człowiek zaś to istota, która została stworzona na obraz i podobieństwo Boże, odkupiona krwią Jezusa Chrystusa, powołana do szczęścia wiecznego. Więc? Rozwiązanie jakiegokolwiek kryzysu w Polsce, na Ukrainie czy gdziekolwiek indziej będzie możliwe tylko wtedy, jeśli ludzie stojący na przeciwko siebie zobaczą w drugim człowieku swojego brata, z którym trzeba rozmawiać, a nie do niego strzelać. Bo ani Unia, ani Rosja, ani nawet Stany Zjednoczone, Chiny i Indie razem wzięte nie przyniosą nam raju na ziemi. Początek ludzkiego szczęścia znajduje się w sercu człowieka. Tam zaczyna się inne Królestwo, które kierując się zasadami Ewangelii może uczyni także ten świat bardziej ludzkim.