Miesięczne archiwum: listopad 2013

„Cudowne dziecko dwóch pedałów”

mountain bike, front sprocket and pedal

Wyobrażacie sobie imprezę sportową, którą żyje cała Polska plus kilka innych krajów naszej części Europy, transmitowaną na żywo przez TVP, gdy w kluczowym jej momencie zwycięzca zawodów zostaje nazwany „cudownym dzieckiem dwóch pedałów”?

Otóż, główny bohater tego powiedzenia, (Ryszard Szurkowski) które przeszło już do legendy, sam tak wspominał nie tak dawno na łamach prasy tamto wydarzenie: „Dzisiaj często przypomina się, że Bohdan Tomaszewski powiedział kiedyś o mnie, że jestem cudownym dzieckiem dwóch pedałów. Pewnie mi nie uwierzycie, ale w tamtych czasach to nie wywołało żadnych kontrowersji. Pedały to były dwie części po dwóch stronach roweru. Dopiero teraz mamy czasy, gdy ten wyraz kojarzy się przede wszystkim z innym znaczeniem.” (Fakt, 23.07.2013 r.)

Ach te czasy, zmieniające znaczenie takich prostych, normalnych słów. Nadające im treść, która jeszcze kilkanaście lat temu była jednoznaczna i tylko dla nielicznych miała posmak językowej wpadki.

Można by zapytać, kto je tworzy i dokąd one nas wkrótce doprowadzą? Katolicka Nauka Społeczna przypomina, że poprzez grzech rozumiemy akt osobisty, prowadzący do zerwania więzi z Bogiem. Oczywiście, każdy grzech śmiertelny nie tylko  zrywa więź z Bogiem, ale rani też miłość bliźniego. Ponadto wiele grzechów, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy świat stał się jedną wielką wioską dotyczy relacji pomiędzy różnymi wspólnotami, społecznościami, czasem całymi narodami.

Nie znaczy to jednak, żebyśmy jak wielu to praktykuje, mieli opuścić bezradnie ręce, głęboko westchnąć, i wyrecytować niesakramentalną formułę samorozgrzeszenia, która mówi: „Nic na to nie poradzimy. Takie czasy”.

Czasy są takie, jacy my jesteśmy. To każdy z nas tworzy je na swoim odcinku życia i współtworzy układając relacje międzyludzkie według określonych norm, czy zasad. Milcząco godząc się na pewne rzeczy, popierając je, nakazując, lub przeciwstawiając się im, przynajmniej w takim zakresie, jaki dla każdego jest możliwy.

Wyzwaniem dzisiejszych czasów jest ocalenie prawdy o człowieku, jego miejscu w świecie i relacji względem Boga. Powtarzanie, że człowiek choć grzeszny, to wciąż mający swoją  nienaruszalną godność, od momentu poczęcia, aż do naturalnej śmierci. Powołany do szczęścia, którego nigdy nie osiągnie bez Boga. Człowiek – istota słaba i grzeszna, która jednak przy pomocy łaski Bożej może i powinna powstawać z upadku, aby wznosić się ku szczytom swego powołania.

Stąd też jedną z największych krzywd, jakie można wyrządzić człowiekowi jest z jednej strony nie oddzielanie grzechu, który jest obrzydliwością w oczach Bożych od grzesznika, którego Bóg miłuje i pragnie jego nawrócenia, aby w ten sposób ocalić go od potępienia. Z drugiej zaś, krzywdą jest milczące przyzwalanie na grzech, propagowanie grzechu, wykorzystywanie struktur lokalnych, krajowych i międzynarodowych  do publicznego sankcjonowania grzesznych zachowań, aż po nakazywanie innym ludziom, społecznościom czy krajom zmian prawnych, mających budować fałszywe przekonanie, że potępiane we wszystkich wielkich religiach monoteistycznych grzechy są normą, zwyczajną odmiennością.

Gdyby ktokolwiek miał wątpliwości, co mówi na ten temat Biblia, zamieszczam poniżej piękny cytat z listu św. Pawła do Rzymian, przestrzegający przed śmiercią wieczną (piekłem) grzeszników, których nawrócenia, a co za tym idzie – ocalenia pragnie Pan Bóg. Człowiek zaś pozostaje istotą wolną. Może złożyć nadzieję w Bogu i odziedziczyć życie, lub zdać się na swoje ciało i odziedziczyć śmierć…

„…Kobiety ich przemieniły pożycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie też i mężczyźni, porzuciwszy normalne współżycie z kobietą, zapałali nawzajem żądzą ku sobie, mężczyźni z mężczyznami uprawiając bezwstyd i na samych sobie ponosząc zapłatę należną za zboczenie. A ponieważ nie uznali za słuszne zachować prawdziwe poznanie Boga, wydał ich Bóg na pastwę na nic niezdatnego rozumu, tak że czynili to, co się nie godzi. Pełni są też wszelakiej nieprawości, przewrotności, chciwości, niegodziwości. Oddani zazdrości, zabójstwu, waśniom, podstępowi, złośliwości; potwarcy, oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, w tym, co złe – pomysłowi, rodzicom nieposłuszni, bezrozumni, niestali, bez serca, bez litości. Oni to, mimo że dobrze znają wyrok Boży, iż ci, którzy się takich czynów dopuszczają, winni są śmierci, nie tylko je popełniają, ale nadto chwalą tych, którzy to czynią.” Rz 1,26-32

Schabowy z frytkami i sałatką

Schnitzel mit Pommes
Fot. ? BeTa-Artworks – Fotolia.com

Proszę Państwa, podano do stołu!

Serwujemy dziś schabowego z frytkami i sałatką. Jeśli ktoś jest zaskoczony tym początkiem wpisu, śpieszę wyjaśnić, że póki co, nie zamierzam otwierać działu kulinarnego na moim blogu, a z robieniem kolejnych Mc Mirków moi młodzi przyjaciele muszą niechybnie zaczekać do kolejnego roku, wszak powiało chłodem, a w górach pojawił się pierwszy śnieg. Chciałem jedynie upewnić się, że czytając ten wpis Szanowny Czytelniku nie będziesz krzyczał, że na talerzu leży zamordowane zwierzątko i zniszczone roślinki.

Skąd więc pomysł na tytuł zaczerpnięty z menu książki kucharskiej czy restauracji? Otóż różne lokalne czy międzynarodowe wydarzenia stają się coraz częściej okazją dla bombardowania nas różnymi ideologiami, akcjami lub wydarzaniami, które jak się im bliżej przyjrzeć, mają chyba jako jeden z celów przekonać jak największą liczbę ludzi, że człowiek jest największym pasożytem na świecie i każdy owad, roślinka czy zwierzątko jest po stokroć bardziej godne ochrony niż człowiek.

Zastanawiającym jest przecież, że bardzo często ci sami aktywiści, którzy protestują w obronie roślin, czy zwierząt, uaktywniają się także, w protestach popierających prawo do mordowania nienarodzonych dzieci, związki osób tej samej płci (ani to eko, ani logiczne) lub inne choroby cywilizacji.

Nie tak dawno temu obiegł internet pewien mem, w którym wyłaniające się zza roślin niemowlę z liściem na głowie przestraszone pyta: „a jeśli będę udawał, że jestem rzadką roślinką, czy wtedy pozwolisz mi żyć?” Nic dodać, nic ująć. Bóg podarował człowiekowi piękny świat. Niszczenie go jest prawdziwym barbarzyństwem, ale jeszcze większym barbarzyństwem, wręcz bluźnierstwem względem Stwórcy jest postrzeganie człowieka jako zło panoszące się na świecie, którego im mniej, tym lepiej.

Bóg rzekł do człowieka: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi”. I rzekł Bóg: „Oto wam daję wszelką roślinę przynoszącą ziarno po całej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was będą one pokarmem. A dla wszelkiego zwierzęcia polnego i dla wszelkiego ptactwa w powietrzu, i dla wszystkiego, co się porusza po ziemi i ma w sobie pierwiastek życia, będzie pokarmem wszelka trawa zielona”. I stało się tak. A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre.”

Ateizm i ateiści

Haustiere ? Hund, Katze, Maus...
Fot. ? jogyx – Fotolia.com

Niedawno dały się zauważyć na ulicach polskich miast bilbordy reklamujące ateizm. Nieco wcześniej media doniosły, że w Irlandii w szkołach będą obowiązkowe lekcje … z ateizmu. Biorąc pod uwagę, że wiara, zwłaszcza chrześcijaństwo, to między innymi moralność i prawdy wiary, żeby nie pisać już o znienawidzonych przez ateistów strukturze religii i kulcie, warto zadać pytanie: jeśli nie dekalog to co? Idąc zaś dalej, jeśli nie miłość, posunięta, aż do miłości nieprzyjaciół, to jaka zasada życia i relacji międzyludzkich?

Oczywiście, już słyszałem wiele razy o nieskrępowanej niczym wolności i boskości człowieka. Tak jednak dziwnie się składa, że w wielu, bardzo wielu przypadkach wolność od Boga i proklamacja „róbta co chceta” kończą się nie sięganiem szczytów nieba, lecz  nieskrępowanym praktykowaniem rzeczy, które pieski na podwórku bez skrępowania potrafią robić.

Człowiek nie jako Bóg, ale jako umiłowane dziecko Boże, powołane do przekraczania samego siebie, szczęście, które nigdy nie przeminie, zamiast „dziury w ziemi, świat, jako doczesne poletko, uprawiając które budujemy sobie miejsce pośród rajskiego ogrodu.

Wybór należy do Ciebie…

„Prawo ojca”

Father and daughter at beach
Fot? BlueOrange Studio – Fotolia.com

„Nic nie rozumiesz! Zrobię wszystko, żeby ona zapomniała, ale nie zapomni. Może wybaczy, bo to ludzkie, ale nie zapomni… To też ludzkie. A ja nie wybaczę! Sk…y, którzy ją zdeptali, nie mają prawa żyć! Odbieram im to prawo!”

Mówi Marek Kondrat w filmie „Prawo ojca”, w słynnej scenie rozmowy z policjantem pilnującym w szpitalu jego filmowej, zgwałconej i pobitej do nieprzytomności córki, na co słyszy upomnienie „stróża prawa” – „nie jest pan sądem!”. Odpowiedź głównego bohatera filmu zamyka jednak wszelką dyskusję, „Ojcem jestem!” odpowiada krótko.

Sam film osadzony w realiach Polski lat dziewięćdziesiątych opowiada o byłym rajdowym kierowcy, aktualnie jeżdżącym ciężarówką, który samotnie utrzymuje, bo powiedzieć „wychowuje” to w tym przypadku zdecydowanie za dużo, córkę – Martę. Dorastająca nastolatka pod nieobecność ojca pada ofiarą kilku nowobogackich młokosów, którzy mając tzw. układy w policji, wymiarze sprawiedliwości i lokalnym półświatku porzucają pobitą do nieprzytomności i zgwałconą dziewczynę, w przekonaniu, że nie żyje. Kiedy okazuje się, że Marta przeżyła, akcja filmu przeradza się najpierw w dramatyczny pojedynek pomiędzy ojcem a oprychami, celem ratowania własnego dziecka, a następnie stawia dość bolesne pytanie o sprawiedliwość i prawa, jakie ma ojciec w obronie własnego dziecka.

Przyznam, że choć z zamiarem zamieszczenia tego wpisu nosiłem się od trzech tygodni, to dziś ostatecznie zmobilizował mnie artykuł Weroniki, jaki wczoraj otrzymałem celem umieszczenia w serwisie „Młodzieńczym okiem”.

„Mam tekst o miłości, wypracowanie z polskiego, ale nie wiem, czy będzie się nadawał do bloga” usłyszałem wczoraj po wieczornej mszy od Weroniki. „W każdym razie wyślę go księdzu”. Odbieram e maila, czytam i dochodzę do wniosku, że Weronika poruszyła w swoim wpisie nie wiem, czy w sposób zamierzony, ale zrobiła to niezwykle trafnie, nie tylko problem dorastania i miłości. Tak naprawdę tekst, który napisała opowiada od początku do końca o ojcostwie.

Jak przeżyć beztroskie dzieciństwo i cudowną młodość, bez szukania pocieszenia w ramionach przypadkowych chłopców? Jak nie zatracić się w życiu? Jak  w poszukiwaniu choćby cienia akceptacji, ustrzec się przed trafieniem, jak w paszczę lwa, w ręce dorosłych, złych ludzi o brudnych, zatwardziałych sercach? Innymi słowy jak być nastolatką, zwłaszcza w realiach, o których w końcowej scenie filmu „Prawo ojca” śpiewa Ryszard Rynkowski takimi słowami:

Kraj krzyży i chleba,
Kupisz tu prawo „na lewo”,
Bo tu już nic nie liczy się,
Kraj piekła i nieba,
Sprzedasz tu prawo „na lewo”,
Bo zło tu kpi z wiary Twej,

Widzisz Marto jak to jest,
Tu naszym strachem karmią się.
Dla nich prawo, dla nas słabość,
Nasz lęk, nasz strach jest siłą ich!
Znów nas zwiodą Ci na szczycie schodów,
Kto wie, kto wie, który raz?
Widzisz Marto jak to jest,
Tu zwykli ludzie boją się.

Kraj krzyży i chleba,
Kupisz tu prawo „na lewo”,
Bo tu już nikt nie broni Cię,
Kraj piekła i nieba,

Sprzedasz tu prawo „na lewo”,
Bo zło tu kpi z wiary Twej.
Widzisz Marto jak to jest,

Nie można nigdy poddać się,
Poddać się,

Poddać się,

Nie

 

Do poszukiwania odpowiedzi na te i inne pytania oraz dyskusji nad młodzieńczą miłością i rolą ojca w życiu nastolatek zapraszam aby

kliknąć tutaj, i przejść do wpisu Weroniki

Uwaga, uwaga! Nadchodzi!

Businessman multitasking
Fot ? alphaspirit – Fotolia.com

To było do przewidzenia. I tak było to tylko kwestią czasu. Z roku na rok sytuacja przecież narastała, wskazywała na tzw. kierunek rozwoju. Każdy, komu nieobce jest robienie zakupów w supermarketach pewnie się nawet do tego przyzwyczaił, że ledwo z wystaw znikną nagrobne znicze, lada chwila pojawiają się bożonarodzeniowe ozdoby, okolicznościowe słodycze, i tysiące gadżetów, stworzonych tylko po to, aby mogły się znaleźć pod choinką lub w worku świętego Mikołaja.

Dziś jednak odbierając e maila poczułem się zaskoczony. Może to dlatego, że XXXI niedziela zwykła przypadła dokładnie tuż po Uroczystości Wszystkich Świętych oraz po Wspomnieniu Wszystkich Wiernych Zmarłych. Jednak otrzymać serię reklam z choinką i światełkami na Bożonarodzeniowe Drzewko, następnego dnia po Zaduszkach wydaje się czymś z pogranicza tragikomedii.

Ja na prawdę rozumiem, że wszyscy chcą z czegoś żyć. Potrafię funkcjonować (przynajmniej tak mi się wydaje) w świecie, gdzie na każdym kroku, ktoś coś reklamuje, ale czy faktycznie doszliśmy już tak daleko, że od dziś będę już odbierał reklamy na Boże Narodzenie, a za kilka dni każdy supermarket w Lublinie i nie tylko będzie bombardował nas skądinąd pięknymi polskimi kolędami, robiąc z nich tylko rodzaj marketingowej dekoracji? Spłycając ich prawdziwe znaczenie i powodując niesmak i przesyt, kiedy powinny one tak na prawdę zabrzmieć z całą mocą zwiastując tę oczekiwaną od dawna wieść, że narodził się nam Zbawiciel?

Pamiętam jak u schyłku lat dziewięćdziesiątych kiedy rozpoczynałem posługę duszpasterską, coraz bardziej powszechne były spotkania opłatkowe w szkołach, zakładach pracy itp. Wielu zastanawiało się wtedy, czy „Wśród nocnej ciszy” śpiewane na kilka dni przed wigilią Bożego Narodzenia nie jest przesadą. Bo przecież wciąż adwent, czas oczekiwania, a to najważniejsze spotkanie ma być przy rodzinnym stole, potem zaś Pasterka, radosny poranek i święta.

Czasy jak widać się zmieniają, i jestem daleki od biadolenia z tego powodu, ale czasem chciałoby się tak zwyczajnie, po prostu powiedzieć: ludzie, wyluzujcie! Dajcie nam normalnie żyć, niech swój klimat i nastrój mają Wszyscy Święci, niech Archanioł Gabriel w spokoju zwiastuje, a pierwsza gwiazdka w Wigilijny Wieczór nie pomyli się z odbijającym się w szybie i dogasającym gdzieś w oddali nagrobnym zniczem…

Jutro nadejdzie koniec…

Apocalypse after war abstract skull and birds
Fot. ? udra11 – Fotolia.com

 Nie, nie mam żadnych „przecieków z Góry” na temat końca świata. O tym wie tylko Bóg i nikt inny. Tyle mówi Pismo św. Kilkanaście dni temu poprosiłem jednak moich młodych „redaktorów”, aby zrobili „mini sondę” w jednym z lubelskich gimnazjów, stawiając dwa pytania: „co byś zrobił, gdybyś wiedział, że jutro będzie koniec świata?” Najciekawsze odpowiedzi, jakie zarejestrowały dziewczyny na dyktafonie to: „Starałabym się uratować moich bliskich”, „Starała bym się spędzić ten dzień z moimi najbliższymi spełniając swoje marzenia i modląc się”, „przede wszystkim spędziła ten czas z przyjaciółmi i rodziną, spełniła swoje marzenia o ile to było możliwe, modliła się i chyba tyle..”, „poszłabym do kościoła, wyspowiadała się, potem bym zadzwoniła do wszystkich, których znam, lub napisała na Facebooku, pogodziła się z nimi, albo im „nawrzucała” – to zależy i upiła bym się (sic!)”.

Przyznam, że kilkanaście lat temu, pracując w innej szkole również prosiłem o zrobienie takiej sondy, więc i tym razem spodziewałem się podobnych wypowiedzi. Praktycznie jedyna większa różnica to ta, że wtedy nie było Facebooka. Modlitwa, pogodzenie się z bliskimi, spełnienie marzeń, czy różnego rodzaju „ucieczki typu alkohol”.

Czy na tyle zasługujemy? Czy gdyby nam dać wszystko o czym marzymy, bylibyśmy spełnieni? Gotowi odejść?

Ile razy staję nad grobem prowadząc pogrzeb, zastanawiam się, czy człowiek na tyle tylko zasługuje. Czy ta dziura w ziemi, to koniec marzeń o szczęściu i miłości? Czy pogoń całym naszym życiem za spełnieniem się, to iluzja, narkotyk, który funduje nam „odlot”, daje speeda do działania, po którym boleśnie budzimy się starzy, schorowani i pozbawieni nadziei, że cokolwiek będzie jeszcze lepiej…?

Dziś Dzień Zaduszny. Czas szczególnej modlitwy, za tych, którzy wciąż oczekują w czyśćcu na swoje spełnienie, bo przecież te miliony ogników rozświetlających cmentarze te chryzantemy, którymi zakwitły nagrobki, wreszcie każde wyszeptane „wieczny odpoczynek” nie mogą nas mylić. To jeszcze nie koniec!

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą?”

ant Sisyphus rolls stone uphill on mountain, concept
Fot. ? Antrey – Fotolia.com

„Dlaczego mnie do raju bram prowadzisz drogą taką krętą i ciągle mnie doświadczasz tak, jak gdybyś chciał uczynić świętą. Ja się nie skarżę na swój los, pokorna jestem jak baranek i tylko mam nadzieję, że przecież wiesz co robisz Panie.” Pyta Edyta Geppert w piosence „Zamiast”.

To jedna chyba nie do końca to samo, co słynna scena z niezapomnianej kreskówki „Mrówka Z.” Pamiętacie? Biedna „Mrówka Zet” stoi sfrustrowana i mówi do swojego psychoanalityka: „Ja mam wrażenie, że ja się tu w ogóle nie liczę”. Po czym analityk zadowolony z wyznania pacjentki konkluduje: „Brawo Zet! Dokonałaś przełomu! Ty się tu na prawdę w ogóle nie liczysz…”

Niestety świętość na codzień bardziej kojarzona jest przez wielu z wyznaniem Mrówki Z. niż z piosenką Edyty Geppert.

Świętość dla niektórych, to miejsce w anielskich chórach, co dla ludzi nie będących melomanami bardziej może kojarzyć się piekielnymi torturami, niż niebiańskim zachwytem.

Innym błędnym skojarzeniem świętości jest mowa zastygłych figur, niezmiennych od wieków stojących zawsze w tym samym miejscu na największych nekropoliach tego świata.

Czym więc jest świętość? Jak jest w niebie? Biblia mówi, że nie sposób tego opisać. Moim uczniom, daję zawsze jednak tę samą radę, kiedy chcą poczuć smak nieba. Proszę, aby na chwilę zamknęli oczy i przypomnieli sobie najszczęśliwszy moment swojego życia. Po czym by spróbowali wyobrazić sobie, że to tylko migawka, maleńki trailer tego, co będzie w niebie, swoista pocztówka z pozdrowieniami od Stwórcy, który mówi: „Nie łam się. Jestem i pamiętam o Tobie. Kiedyś będziemy już na zawsze razem”.

Czy to nie piękne, że niebo to nie miejscówka chórze ani też zaproszenie na „bal wszystkich świętych”, ale to szczęście skrojone dokładnie na naszą miarę, jak najprzedniejszy garnitur, jak olśniewająca suknia, niepowtarzalna kreacja, przygotowana na najważniejszy moment naszego życia – na wieczne „teraz”, którego nikt nam nie odbierze?

Stąd też tym, którzy nie wyobrażają sobie lepszego miejsca na wieczność, niż to, które mają na ziemi, tym, którzy boją się, że Bóg nie trafi w ich gusta, oraz tym, dla których każdy nowy dzień wiąże się z pytaniem: ile jeszcze wytrzymam, chciałbym korzystając z tego bloga powiedzieć słowami tej samej piosenki „Zamiast”:

To życie minie jak zły sen
Jak tragifarsa, komediodramat
A gdy się zbudzę, westchnę – cóż
To wszystko było chyba… zamiast
Lecz póki co w zamęcie trwam
Liczę na palcach lata szare
I tylko czasem przemknie myśl
Przecież nie jestem tu za karę.

Dziś czuję się, jak mrówka gdy 
Czyjś but tratuje jej mrowisko 
Czemu mi dałeś wiarę w cud 
A potem odebrałeś wszystko. 
Ja się nie skarżę na swój los 
Choć wiem, jak będzie jutro rano 
Tyle powiedzieć chciałam ci 
Zamiast… pacierza na dobranoc