Najpierw pojawiają się plamy na skórze, stopniowo utrata czucia, szczególnie w palcach nóg i rąk. Później choroba ta nieleczona prowadzi do zwyrodnień i utraty tkanki. Dziś trąd jest uleczalny. Jako, że jest to choroba zakaźna, być trędowatym w czasach Chrystusa, oznaczało być umarłym za życia. Z obawy przez rozprzestrzenianiem się trądu, chory musiał zamieszkać poza obozem. Miał się trzymać z dala od ludzi, a gdyby dostrzegł ludzkie istoty, miał ostrzegawczo krzyczeć: „Nieczysty! Nieczysty”.
Dziś rano przeczytałem e maila, jakiego dostałem od chłopca o imieniu Daniel. Pisze w nim o innym rodzaju trądu. „Chorobie”, jaka dotyka wielu ludzi i to także obok nas. Tym współczesnym trądem jest tzw. znieczulica. Człowiek, który widząc innego człowieka, dotkniętego kalectwem, chorobą czy słabościami związanymi ze starością odwraca głowę, szydzi, lub zwyczajnie przechodzi obok. Znieczulica powoduje, że ten, kto odważa się postąpić inaczej, niejednokrotnie „czuje na sobie wzrok” innych, wyznających zasadę kolejową „nie wychylać się”!
Pewnego razu ksiądz dostrzegł w kościele małego chłopca, który na plecach trzymał swojego młodszego braciszka. Pełen współczucia zapytał malca: ?Pewnie ci trudno dźwigać na plecach taki ciężar! Mały chłopiec szybko jednak odpowiedział: „To nie jest ciężar, tylko mój brat!”.
O, tak! Gdybyśmy choć przez chwilę w drugim człowieku zobaczyli brata i siostrę a nie jedynie ciężar, jaki dodatkowo dźwigamy, żylibyśmy w innym kraju i innym świecie.
Niestety, grzech, który jest największym trądem duszy, działa powoli i podstępnie. Ponadto, jak w przypadku fizycznego trądu, zdaje się być postawą zaraźliwą. Wystarczy przezwać kogoś „moherem”, by już zaszufladkować i odmówić takiemu człowiekowi zwyczajnej, ludzkiej godności.
Przeżywamy adwent. Czas, który przypomina nam, że wkrótce Boże Narodzenie, a kiedyś także osobiste spotkanie z Chrystusem, którego dnia ani godziny nie zna nikt z nas. Może warto poświęcić choć odrobinę czasu, aby rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec tych, którzy nie wołają ani srebra ani złota ani szaty niczyjej, ale pragną spojrzenia, dobrego słowa, czasem braterskiego upomnienia lub rady, lecz najbardziej potrzebują poczucia, że wciąż żyją na świecie obok innych ludzi.
Polecany wpis: