Dawno temu słyszałem taką anegdotę, że skoro język, którym posługujemy się na codzień tak bardzo się zmieni,a odzwierciedlając nasz sposób postrzegania rzeczywistości, to gdyby dziś na nowo pisano Biblię, nie napisano by, że Kain zabił Abla, tylko, że go pobił ze skutkiem śmiertelnym. To było kilka lat temu. Dziś zapewne przynajmniej część młodego pokolenia powiedziałaby, że Kain zwyczajnie zahejtował Abla…
Hejtowanie stało się sposobem zaistnienia niektórych ludzi, ich metodą na życie. Nie tak dawno temu, jeden z dziennikarzy doprowadził do sytuacji, gdzie pewna pani polityk, nie zostawiła suchej nitki na programie wyborczym własnej partii, gdyż dziennikarz przeczytał jej fragment programu wyborczego jej partii, mówiąc, że są to propozycje konkurencyjnego ugrupowania politycznego. Ot polityczna hejterka. Te same propozycje wychwalałaby pod niebiosy, gdyby wiedziała, że to program jej macierzystej partii. Gdyby miałyby to być propozycje konkurencji, należało o nich mówić tylko źle.
No dobrze, a co z tymi świętymi heterami? Istnieją w ogóle tacy? Czasem ma się wrażenie, że jest ich całkiem niemało. Zarówno w „realu” jak i „W Sieci”. Niektórzy, a raczej niektóre, nawet w trosce o stan Kościoła w Polsce postanowiły napisać do Papieża Franciszka, żaląc się, że Kościół jest w ogóle jeszcze katolicki, i że naucza prawdy Objawionej zamiast gender, a przecież wg nich, gender nie wywodzi się od Simone de Beauvoir, lecz od …Jezusa Chrystusa. Cóż, przypomina się stary, polski film z ponadczasowym „Kopernik była kobietą”… Jak ktoś ma tak zakodowane, nie przetłumaczysz za nic na świecie. Problem jednak w tym, że obecna propaganda próbuje właśnie narzucić swój światopogląd pod hasłami zwalczania tzw. „mowy nienawiści”. Otóż, współcześni „święci” hejterzy znaleźli nowy sposób uprawiania swojej „polityki miłości” względem Pana Boga i Kościoła. Najpierw troskliwie udzielają mu rad, jaki ma być, a następnie jakąkolwiek próbę polemiki nazywają „mową nienawiści”.
Cóż, tradycja hejtowania Ewangelii sięga już czasów Pana Jezusa. Najwytrwalszymi jego hejterami byli przecież faryzeusze i uczeni w Piśmie. Tak bardzo zaangażowani się w kontestowanie Mistrza z Nazaretu, że nie starczyło im już czasu, aby posłuchać co mówi, zadumać się nad Jego cudami i skosztować owoców, jakie wydaje Jego Miłosierdzie.
„Uczeń nie przewyższa Mistrza”, mówił Jezus. Stąd też nie ma się co dziwić, że skoro Jego „hejtowali”, to i nas „hejtować” będą. Od papieża Franciszka, po zwykłego wikarego… Warto wtedy pamiętać o innych słowach Pana. „Poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli.” I nie zmienią tego ani współcześni hejterzy, ani setki internetowych czy realnych trolli.
Kolorowych snów i adwentowego nawrócenia wszystkim udającym świętych i zatroskanych o los Kościoła współczesnym hejterom i trollom.