Nie byłem u spowiedzi 10 lat, ale Proszę Księdza, ja to grzechów nie mam… Proszę się nie obawiać. To nie jest to cytat z konfesjonału, lecz podręcznikowy przykład błędnie ukształtowanego sumienia. Trzecią, ostatnią część mojego „adwentowego poradnika” dla penitentów chcę poświęcić problemowi z nazwaniem po imieniu grzechów, z których powinniśmy się wyspowiadać.
Zapamiętałem do dziś, jak jeden z rekolekcjonistów tłumaczył: „Jeśli wylałeś w kłótni talerz zupy na głowę bliźniego, to powiedz pokłóciłem się i w trakcie kłótni wylałem mu na głowę talerz zupy, a nie mów – „zraniłem miłość bliźniego”.
Nazwanie grzechów po imieniu tak na prawdę najbardziej potrzebne jest spowiadającemu się. Pan Bóg o tym wie, ksiądz w konfesjonale dobrze, żeby wiedział, spowiadający się MUSI o tym wiedzieć, wszak sakrament pokuty jest realizacją słów Pana Jezusa – „Staniecie w prawdzie, a Prawda was wyzwoli”. Spowiedź o czym była już mowa, to nie tylko przyznanie się do winy, ale także mocne postanowienie poprawy i żal za grzechy. Aby to było możliwe, potrzebna jest świadomość, co jest moją winą. Najlepiej też, żeby była świadomość, co jest głównym grzechem, stającym się powodem innych, życiowych grzechów. Cóż, można całe życie spowiadać się z prowadzenia samochodu po alkoholu, i pominąć fakt, że grzechem – kluczem jest nadużywanie przez tego człowieka alkoholu. Można narzekać, że komuś nie udaje się poprawić z kłótni z rodzicami, a pomijać fakt, że powoduje je grzech lenistwa przejawiający się w zaniedbywaniu szkoły czy studiów.
Takich przykładów jest wiele. Niestety to nie jedyny problem w nazwaniu po imieniu „tego, co nas boli”. Otóż rozwijające się coraz bardziej dziedziny życia, zwłaszcza związane z nowymi technologiami, zalew pogaństwa, permisywizm moralny oraz różne odcienie lewackiej propagandy, wmawiające człowiekowi winę za zabicie karpia w wigilijny wieczór, oraz jednocześnie domagające się prawa do zabijania nienarodzonych dzieci, starców, kalek powodują istny mętlik u wielu penitentów. Dobrze, ale do rzeczy, czyli
po pierwsze – „stare grzechy”. Wspomniana już propaganda oraz permisywizm moralny „rozgrzeszają” współczesnego człowieka bez spowiedzi z wielu śmiertelnych grzechów. Stąd warto przypomnieć. Każdorazowe opuszczenie mszy świętej niedzielnej lub w święto nakazane z lenistwa lub zaniedbania jest grzechem śmiertelnym, który mamy obowiązek wyznać na spowiedzi. Nie możemy zamiast tego powiedzieć np. „rzadko chodziłem do kościoła”. Przykazanie mówi: „W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we mszy świętej i powstrzyma się od prac niekoniecznych” a nie „często chodzić do kościoła”. Stąd też można być kilka godzin w kościele w niedziele, a złamać to przykazanie nie uczestnicząc we mszy św. Podobnie też warto przypomnieć, że robienie zakupów, które można zrobić innego dnia narusza to przykazanie. Podobnie czasem młodzież pyta na katechezie: „kiedy mamy do czynienia ze zdradą PARTNERA”. Hola, hola! Nie ma w katolicyzmie żadnego „partnera i partnerki”, tylko jest mąż i żona i tylko mąż i żona po ślubie kościelnym mogą jednoczy się cieleśnie. Inaczej jest to zwyczajne cudzołóstwo. Podobnie też nie uległo zmianie nauczanie Kościoła, zawarte w encyklice Papieża Pawła VI „Humanae vitae”, że rozdzielenie podwójnego znaczenia jakie ma pożycie małżeńskie (oznaczenie jedności i rodzicielstwa) jest grzechem śmiertelnym. Dlatego też należy spowiadać się zarówno ze stosowania antykoncepcji jak i z in vitro. Zatajenie tych lub innych grzechów śmiertelnych na spowiedzi zwyczajnie sprawia, że spowiedź jest nieważna i świętokradzka.
Zdarza się czasem, że penitent zdezorientowany kierując się dobrą wolą, bierze książeczkę do nabożeństwa, robi z niej rachunek sumienia i mimo to źle odbywa spowiedź, pomijając najcięższe swoje grzechy. Jak to możliwe? Otóż każdy winien robić rachunek sumienia wg swego stanu. Jeśli dorosły człowiek bierze do ręki rachunek sumienia przygotowany dla dziecka przygotowującego się do pierwszej spowiedzi i komunii świętej, niech się nie dziwi, że nie znajdzie tam pytań dotyczących wierności małżeńskiej, korupcji, relacji pracodawca – pracownik itp. Korzystając z pomocy trzeba sięgać po materiały przygotowane dla ludzi w swoim wieku. Trzeba robić rachunek sumienia świadomie. Tutaj też dochodzimy do
drugiego problemu – grzechy nowe. Otóż mimo iż dla wielu świat realny przenika się z wirtualnym, ten drugi ma tendencję do bycia traktowanym jako wyjęty spod moralności. W naszych rachunkach sumienia trzeba koniecznie dodać pytania, czy nie obrażaliśmy i nie poniżali innych ludzi korzystając z pozornej anonimowości, jaką wielu daje internet. Trzeba zapytać się czy nie zachęcaliśmy innych do zła drogą elektroniczną? Nie popierali zła? Nie wypowiadali się o złu, jako o zakazanym wymiarze dobra i na odwrót? Jaką postawę względem wiary i Kościoła prezentujemy w Sieci? Czy nie daliśmy nikomu zgorszenia? Czy nie powielamy niemoralnych, nieprawdziwych lub szkodliwych treści? Czy nie „lakujemy” i nie udostępniamy na swoich profilach treści wrogich wierze katolickiej? Czy nie ukradliśmy czyjejś tożsamości? Czy korzystając z czyjejś nieobecności w jego czy jej imieniu nie rozsyłaliśmy treści, mających zaszkodzić osobie, która jest właścicielem telefonu czy komputera? To tylko przykładowe „nowe grzechy”. Trzeba zwyczajnie umieć stosować Dekalog również w Internecie. W razie potrzeby rozwinięcia tematu zapraszam na blogowe forum. Założyłem tam nawet wątek „spowiedź”. Czas więc na trzecią kategorię, utrudniającą rozliczenie się ze sobą i z Bogiem na spowiedzi, czyli
po trzecie – NIE grzechy. „proszę Księdza, jestem nietolerancyjna dla dorastających dzieci? Co to znaczy w obecnym slangu „nowomowy”? Ano, że mama nie pozwala córce zamieszkać z chłopcem przed ślubem, zabrania dorastającemu synowi spożywania alkoholu, czy też zwraca uwagę, na skromny ubiór swoich pociech. wspominając starą anegdotę, należałoby słysząc takie wyznanie powiedzieć: „Córko, na spowiedzi wyznajemy grzechy, nie zasługi”. Tak zaś na poważnie, obowiązuje nas przykazanie „miłości Boga i bliźniego a nie „tolerancji”. Stawianie zaś dzieciom wymagań i ich egzekwowanie jest OBOWIĄZKIEM rodziców. Innym „nie grzechem” na który wielu się łapie jest nieuczestniczenie we mszy świętej w święta państwowe, w które jednocześnie nie wypadają święta religijne. Mowa oczywiście o 11 listopada i 1 maja. Czymś godnym polecenia jest modlitwa za ojczyznę i udział we mszy świętej np. w Święto Niepodległości, ale nie jesteśmy do tego zobowiązani pod grzechem. Jeszcze inny „nie grzech”, który zaprząta sumienia wielu pobożnych osób, to odmowa datku dla pijaka, narkomana czy innego człowieka, który za tę jałmużnę tylko pogłębi swój problem. Jałmużna jest wsparciem potrzebujących, a nie fundowaniem alkoholu lub narkotyków uzależnionym.
Zdaję sobie sprawę, że jest jeszcze wiele tematów związanych ze spowiedzią, które warto poruszyć, nie mniej jednak na tym ów adwentowy poradnik penitenta kończę. W razie wątpliwości zapraszam na nowo otwarte forum, gdzie możemy wyjaśnić jeszcze kilka kwestii. Wypada mi jedynie życzyć udanych i radosnych powrotów w ramiona Miłosiernego Ojca.
Szczęść Boże
Jestem przekonana, że grzech przeciwko Bogu trzeba wyznać Bogu, bez udziału księdza jako spowiednika. A już wielkim, moim zdaniem, nieporozumieniem jest spowiedź podczas mszy św. w konfesjonałach, pod presją ludzi oczekujących do spowiedzi…. Jest to spowiedź na ilość wyspowiadanych osób a nie na jakość.
A co ze słowami Pana Jezusa wypowiedzianymi do Apostołów: „Weźmijcie Ducha Świętego. Komu odpuścicie grzechy są im odpuszczone, a komu zatrzymacie są im zatrzymane?”
Grzechy te wyznajemy Bogu za pośrednictwem kapłana, ponadto wszystkie grzechy są przeciwko Bogu. Wnioski nasuwają się same